Выбрать главу

— Bogowie wiedzą, że od wielu dni modliłem się, byśmy trafili na jakiegoś mądrego maga. Musiałem patrzeć, jak ludzie umierają, i nie mogłem im pomóc. Lecz wy, chłopcy… — urwał i potrząsnął głową. Chcąc nie chcąc, musiał uznać potęgę sił niepojętych dla racjonalisty.

Zaciekawieni Rzymianie, łącznie z Markiem, ruszyli za dziwną parą. Skaurus był kiedyś świadkiem, jak kapłan-uzdrawiacz uratował Sekstusa Minucjusza i jeszcze jednego legionistę tuż po tym, gdy Rzymianie trafili do Videssos. Cuda mogą się powtarzać — pomyślał.

Nepos przez cały czas protestował. Umilkł dopiero, kiedy stanął oko w oko rannymi. Niektórzy żołnierze już umarli z powodu ran, trudów marszu i niewystarczającej opieki.

Tym, którzy jeszcze czepiali się życia, nie pozostało wiele czasu. Szok, zakażenia i gorączka w połączeniu z niedostatkiem wody i palącym słońcem sprawiały, że śmierć była częstym gościem. Smród zainfekowanych ran przyprawiał o mdłości mimo aromatycznych maści, które aplikował Gorgidas. Mężczyźni nieprzytomni od gorączki trzęśli się w południowym upale i bredzili. Było to najbardziej ponure oblicze wojny.

Na widok takiego nieszczęścia w Neposie dokonało się przeobrażenie. Gorgidas miał nadzieję, że to samo stanie się z rannymi. Kapłana opuściło zmęczenie. Kiedy się wyprostował, sprawiał wrażenie, jakby urósł o kilka cali.

— Pokaż mi biedaków w najgorszym stanie — powiedział do Gorgidasa władczym tonem, przejmując inicjatywę.

Jeśli nawet Gorgidas zauważył zamianę ról, nie przejawił niepokoju. Zadowolił się podrzędną rolą. Najważniejsze było dla niego uratowanie pacjentów.

— W najgorszym stanie? — zastanowił się, pocierając brodę smukłą dłonią. — Chyba Publiusz Flakkus. Tędy, proszę.

Publiusz Flakkus już miał za sobą etap dreszczy i majaczenia. Tylko szybki ruch klatki piersiowej świadczył, że legionista jeszcze żyje. Leżał nieruchomo na noszach. Sztywna czarna szczecina kontrastowała z woskową, naciągniętą skórą twarzy. Szabla Yezda rozorała mu lewe udo od pachwiny do kolana. Gorgidasowi jakoś udało się zatamować krwotok, ale rana wkrótce się zaogniła i zapalenie przerodziło się w gangrenę.

Zielonkawożółta ropa posklejała bandaże, którymi była owinięta ranna noga. Muchy zwabione odorem rozkładu tworzyły chmurę wokół Flakkusa. Odleciały z bzyczeniem, kiedy Nepos pochylił się nad rannym Rzymianinem.

Kapłan zrobił zatroskaną minę.

— Zrobię co w mojej mocy — powiedział do Gorgidasa. — Zdejmij bandaże. Muszę mieć kontakt z ciałem.

Gorgidas ukląkł obok nieprzytomnego i zręcznie odwinął bandaże, które założył poprzedniego dnia.

Zaprawieni w bojach żołnierze cofnęli się, kiedy ukazała się długa cięta rana. Smród był nie do zniesienia, lecz kapłan ani lekarz nawet się nie wzdrygnęli.

— Teraz rozumiem Philoktetesa — mruknął do siebie Gorgidas w ojczystym języku.

Nepos spojrzał na niego nie rozumiejącym wzrokiem. Lekarz nie pośpieszył z wyjaśnieniami nieświadomy, że w ogóle coś mówił.

Do Marka również dotarła prawda zawarta w sztuce Sofoklesa. Obecność ciężko rannego człowieka mogła stać się uciążliwa do tego stopnia, że zmusiła towarzyszy do porzucenia go. Myśl pojawiła się na moment i zgasła w chwili, gdy Nepos pochylił się i dotknął rękami uda Publiusza Flakkusa.

Kapłan miał zamknięte oczy. Ścisnął poharataną nogę tak mocno, że aż zbielały mu kostki. Gdyby Flakkus był przytomny, wrzasnąłby w agonii. Teraz nawet się nie poruszył. Z opuchniętej rany wylała się na ręce Neposa świeża ropa. Skupiony kapłan nie zwrócił na to uwagi.

Rok wcześniej w Imbros Gorgidas mówił o uzdrawiającej mocy, którą mag przekazuje pacjentowi. Wytłumaczenie było niejasne, ale Skaurus nie znalazł wtedy lepszego, podobnie jak teraz. Zjeżyły mu się włoski na karku, kiedy poczuł strumień energii przepływający między Neposem i Flakkusem, choć nie potrafił nazwać tego wrażenia.

By lepiej się skoncentrować, Nepos szeptał nie kończącą się litanię. Videssański dialekt, którym się posługiwał, był tak archaiczny, że Skaurus tylko od czasu do czasu wychwytywał znajome słowo. Nawet imię patrona dobra zmieniło się. We współczesnym języku brzmiało Phos, lecz w ustach Neposa przypominało to raczej „Phaos”.

Z początku Marek zastanawiał się, czy to tylko gra wyobraźni podsycanej przez nadzieję, ale po chwili nie miał już wątpliwości. Cuchnąca ropa znikała z plugawej rany, a napuchnięte i zaognione brzegi wyraźnie się zasklepiały.

— Widzicie to? — szepnął Rzymianin z nabożnym lękiem w głosie.

Inni legioniści zaczęli wzywać bogów, których znali dłużej niż Phosa.

Nepos nie zwracał uwagi na otoczenie. Wszystko wokół niego mogłoby zniknąć pośród trzasku piorunów, a on nadal by klęczał, nie bacząc na nic, przy nieruchomym Publiuszu Flakkusie.

Ranny legionista jęknął, poruszył się i otworzył oczy po raz pierwszy od dwóch dni. Były zapadnięte, ale przytomne. Gorgidas wsunął ramię pod plecy Flakkusa i podał mu menażkę. Rzymianin zaczął pić łapczywie.

— Dziękuję — wyszeptał.

Dopiero na dźwięk tego głosu Nepos się ocknął. Puścił udo Flakkusa. Podobnie jak legionista, on również sprawiał wrażenie, jakby dopiero teraz odzyskał przytomność. Wziął w dłonie rękę rannego.

— Chwała niech będzie Phosowi, że posłużył się mną jako narzędziem przy uzdrowieniu tego człowieka — powiedział.

Marek i pozostali Rzymianie patrzyli ze zdumieniem na cud, którego dokonał Nepos. Gnijąca, cuchnąca rana, która o mały włos nie zabiła Publiusza Flakkusa, oczyściła się i wszystko wskazywało na to, że zaczyna goić się normalnie. A sam Flakkus, już bez gorączki, próbował usiąść i żartować z legionistami, którzy stłoczyli się wokół niego. Tylko stos bandaży przesiąkniętych ropą świadczył o tym, co się wydarzyło.

Z rozpromienioną twarzą Gorgidas podszedł do Neposa, żeby mu pomóc wstać.

— Musisz mnie nauczyć swojej sztuki — poprosił. — Dam ci za to wszystko, co mam.

Kapłan podniósł się chwiejnie, lecz mimo zmęczenia uśmiechnął się blado.

— Nie mów o zapłacie. Pokażę ci wszystko, co umiem. Słudze Phosa zależy najbardziej na tym, by talent został mądrze wykorzystany, jeśli go masz.

— Dziękuję — odparł Gorgidas cicho, równie wdzięczny za dar, który ofiarował mu Nepos, jak Flakkus za łyk wody. Szybko się jednak otrząsnął. — Na razie jesteś sam, a ludzi, którzy potrzebują pomocy, wielu. Zwłaszcza Kotyliusz Rufus. Tam są jego nosze.

Pociągnął Neposa przez tłumek zebrany wokół Flakkusa.

Kapłan zrobił kilka kroków, wywrócił oczami i osunął się na ziemię. Gorgidas spojrzał z przerażeniem i pochylił się nad leżącą postacią. Podniósł powiekę, poszukał pulsu.

— Śpi — stwierdził z oburzeniem.

Marek położył mu dłoń na ramieniu.

— Leczenie nie tylko pomaga cierpiącemu, ale wyczerpuje uzdrawiacza. A Nepos już wcześniej był zmęczony, zanim go porwałeś. Niech biedak odpocznie.

— W porządku — ustąpił Gorgidas niechętnie. — Ostatecznie jest człowiekiem, a nie skalpelem czy płynem do przemywania oczu. Nic dobrego by z tego nie wynikło, gdybym stracił główne narzędzie z powodu przepracowania. Lepiej niech się szybko obudzi. — I lekarz usiadł obok lekko pochrapującego Neposa, żeby poczekać.

Kiedy Rzymianie i ich towarzysze dotarli kilka dni później do Soli stwierdzili, że wcześniej złożyli tam wizytę Yezda. Ruiny nowego miasta bez murów obronnych, leżącego nad rzeką Rhamnos, zostały splądrowane, prawdopodobnie po raz kolejny w ciągu kilkudziesięciu lat,, odkąd nomadzi zaczęli napadać na Videssos. W powietrze unosiły się spiralą małe szare obłoczki dymu. Skaurus nie miał pojęcia, co najeźdźcy znaleźli do spalenia.