Выбрать главу

Skaurus pomyślał, że Imperator ma niebezpieczne przyzwyczajenie polegające na niedocenianiu swoich wrogów. Postąpił tak z Sphrantzesami, a teraz znów z Onomagoulosem, który, lojalny czy nie, był zdolnym, choć aroganckim żołnierzem. Marek miał zamiar zwrócić na to uwagę, ale wspomniał, jak zaczęła się rozmowa, i zamiast tego zapytał:

— Dlaczego przypuszczałeś… — to wydawało się bezpieczniejszym słowem niż „posądzanie” — …że biorę udział w spisku Baanesa?

— Ponieważ podjudzałeś go tym wykazem podatkowym dla Kybistry. Zawierał rzeczy, których lepiej było nie zapisywać.

— Ach? — mruknął z zainteresowaniem Marek, by nakłonić Imperatora do podania szczegółów.

— Tak, prawda, prawda. Twój przyjaciel Nepos napompował zabójców taką dawką narkotyku, że wyrzygali wszystko, co wiedzieli. Ich przywódca, niech go Skotos porwie, też dużo wiedział. Czy kiedykolwiek zastanawiałeś się, dlaczego w zeszłym roku, gdy po pertraktacjach wpadliśmy w zasadzkę, nasz przyjaciel Baanes z taką troską zadbał, by wszystkim bandytom poderżnąć gardła?

— Ach — powtórzył Marek.

Zerwał się, gdy korytarzem przeszło kilku ludzi w ciężkich butach, ale byli to tylko robotnicy, którzy przyszli usunąć zniszczenia. Pomyślał, że wystarczy przez pewien czas pomieszkać w Videssos, a zacznie się szukać morderców pod każdą poduszką — lecz w dniu, w którym się tego zaniedba, pojawią się naprawdę.

Thorisin, porwany rozpalonym na nowo gniewem, nie zauważył nerwowego skoku trybuna. Mówił dalej:

— Ten wyskrobek sam wynajął nożowników i zapłacił im monetą Ortaiasa, żeby nikt nie mógł wskazać na niego, gdyby coś poszło nie po jego myśli. Ale zapisał wszystkie wydatki, żeby mógł rozliczyć się ze Sphrantzesami, jeżeli mnie zabije, i umieścił to w rejestrze Kybistry. Dlaczego nie? Miał go ze sobą; ostatecznie sam zbierał tam podatki po Maraghrze. W takim wypadku raczej nie mógł ci go pokazać, ale nie mógł też przysłać fałszywego, prawda? — Imperator zachichotał, wyobrażając sobie konsternację rywala.

Skaurus też się roześmiał. Videssańskie katastry były nieważne, jeżeli coś w nich wymazano czy wykreślono; tylko nie naruszone egzemplarze trafiały do stolicy. A skoro raz znalazły się w Videssos, obwieszano je festonami pieczęci i ostemplowywano — a Onomagoulos nie miał oczywiście dostępu do tajnych pieczęci, skoro wyruszył na prowincję.

— Musiał go ukraść, gdy tylko dowiedział się, że będę sprawdzał dokumenty — zadecydował trybun.

— Bardzo dobrze — powiedział Gavras, szyderczo bijąc mu brawo.

Marek zarumienił się jeszcze bardziej. Czasami jego rzymska prostota była dla wyrafinowanych Videssańczyków szalenie zabawna. Nawet pozornie rubaszni i tępawi osobnicy, jak Thorisin i Onomagoulos, byli pogrążeni w skomplikowanych intrygach jak kandyzowane owoce w miodzie.

Marek westchnął i podjął wyjaśnienia, tyleż dla siebie, co dla Imperatora.

— Urzędnik, nawet logotheta, nie robiłby sobie wiele z takiej machlojki; prawdopodobnie założyłby, że Onomagoulos nabija własną kabzę i nie przejmowałby się tym w ogóle. Ale on wiedział, że ja byłem na tej plaży, i musiał dojść do wniosku, że skojarzę pewne rzeczy. Pamiętam, jak się upierał, że to pieniądze Ortaiasa, tak, ale skłamałbym mówiąc, że parę linijek w nudnym dokumencie na pewno pobudzi moją pamięć. Byłby sprytniejszy, gdyby zostawił rzeczy samym sobie.

Thorisin znów zachichotał, tym razem bez śladu humoru.

— „Sumienie zwodzi złoczyńcę z pewnej ścieżki Prosa” — powiedział, cytując z videssańskiej świętej księgi, jak Grek z Homera. — On wiedział, że jest winny. To, czy ty również byś to odkrył, jest już mniej ważne.

— I jeżeli jest winny, to oznacza, że Taron Leimmokheir jest niewinny! — zawołał Marek z triumfem. Rozgorzało w nim przekonanie, że ma rację. W jego stwierdzeniu kryła się taka logika, że z pewnością każdy musiał ją dostrzec.

Ale Thorisin spochmurniał.

— Skąd ta obsesja na punkcie tego siwobrodego zdrajcy? Co za różnica, że spiskował z Onomagoulosem a nie z Ortaiasem? — rzekł oschle.

Skaurus potrafił rozpoznać nieugięty ton i znów się poddał. Nakłonienie Thorisina do zmiany zdania wymagało czegoś więcej niż tylko logiki; Imperator przypominał człowieka z tabliczką, który przebił się rylcem przez wosk i teraz zapamiętale skrobie drewno pod spodem.

— Rusz się, Rzymianinie drogi. Jesteś bohaterem dzisiejszego wieczora, nie duchem trupa, który wcale, ale to wcale nie zostałby zaproszony na kolację — powiedział Viridoviks, gdy szli w kierunku Sali Dziewiętnastu Tapczanów. Świadomie używał przesadnego akcentu, próbując rozbawić Marka, ale mówił po videssańsku, żeby rozumiały go Helvis i jego trzy towarzyszki.

— Błagam o wybaczenie. Nie zdawałem sobie sprawy, że to tak widać — wymruczał trybun; myślał o Glabrio.

Helvis ścisnęła go za lewą rękę. Uśmiech, który zdołał zaprezentować, jemu samemu wydał się upiorny, ale na zewnątrz wyglądał nieźle.

Mistrz ceremonii, tęgi mężczyzna — nie eunuch, bowiem miał gęstą brodę — skłonił się szybko kilka razy jak marionetka na sznurku, gdy Rzymianie stanęli w drzwiach z polerowanego brązu.

— Videssos jest twoim dłużnikiem — powiedział, ujmując rękę Marka w swoją bladą i wilgotną dłoń. Ukłonił się raz jeszcze, po czym odwrócił i zawołał do obecnych: — Panowie i panie, dzielni Rzymianie!

Skaurus zamrugał i wybaczył mu oślizły uścisk dłoni.

— Dowódca i epoptes Skaurus i szlachetna Helvis z Namdalenu! — To było łatwe; czekały go gorsze wyzwania. — Viridoviks, syn Drappesa, i jego, ech… damy!

Imię Celta dla Videssańczyków było prawie nie do wymówienia; krótka przerwa mistrza protokołu wyrażała jego zdanie na temat związku z tyloma kobietami. Marek nagle jęknął — na szczęście bezgłośnie. Miała tu być Komitta Rhangawe.

Nie miał czasu, by cokolwiek powiedzieć. Mistrz ceremonii brnął dalej.

— Starszy centurion Gajusz Filipus! Młodszy centurion Juniusz Blesus!

Blesus od dawna był podoficerem i dobrym żołnierzem, ale Skaurus wiedział, że nie uda mu się w pełni zastąpić Kwintusa Glabrio.

— Podoficer Minucjusz i pani Erene!

Nie „szlachetna” — zauważył Skaurus; — cholerny snobistyczny pachołek.

Minucjusz, dumny z awansu, wypolerował do połysku swoją kolczugę.

Dwa kolejne nazwiska zamknęły listę przybyłych legionistów:

— Nakharar Gagik Bagratouni, dowódca oddziału podlegającego Rzymianom! Czerwony Zeprin, strażnik Halogajczyk w służbie rzymskiej!

Mimo namawiań, Gorgidas postanowił zostać sam ze swym żalem.

Bagratouni także był w żałobie, ale czas stępił jego ból. Vaspurakański wielmoża, torując sobie drogę do wina, omiótł gorącym wzrokiem wiotkie Videssanki. Skaurus zobaczył, że jego oczy skaczą to w tę, to w drugą stronę. Bez wątpienia Bagratouni doskonale zdawał sobie sprawę, jakie wrażenie wywiera na kobietach.

Trybun i Helvis podeszli do stołu zastawionego tacami z kruszonym lodem, na którym spoczywały przysmaki różnych rodzajów, głównie owoce morza.

— Smakołyk, którego nie zobaczycie na co dzień — zachwalał podstarzały sługa, wskazując na mięso ośmiornicy. — Zwinięta ośmiornica z tylko jednym rzędem macek na każdym ramieniu. Wspaniała!

Skaurus skosztował mięso. Było gąbczaste i lekko pachniało morzem, jak wszystkie inne próbowane przez niego wcześniej ośmiornice.

Zastanowił się, co otaczający go smakosze powiedzieliby na taki rzymski delikates jak koszatki w maku i miodzie.