Wiedział, że to pytanie wymagało uczciwej odpowiedzi i żałował, że jego zmysły nie są na to dość jasne.
— Człowiekiem doświadczonym — rzekł w końcu.
— Ach — mruknęła cicho; było to bardziej westchnienie niż słowo. — Nie dziwota zatem, że rozumiemy się wzajemnie.
— Rozumiemy się?
Marek zdumiał się, ale otoczył ją ramionami, gdy wzniosła ku niemu twarz.
Jej ciało było szczupłe, prawie chłopięce — tym bardziej, że był przyzwyczajony do bujnych kształtów Helvis — ale jej usta i język były słodkie, jak najbardziej kobiece. Smakował je przez czas potrzebny, by serce uderzyło kilka razy, a wtedy z jej piersi wyrwało się stłumione westchnienie i Alypia uwolniła się z jego objęć.
Marek, zatrwożony, próbował znaleźć słowa przeprosin, ale smutny, zmęczony gest powstrzymał go, nim zaczął mówić.
— To nie twoja wina. Jeżeli czyjaś, to tylko moja. Niezależnie od tego, co pragnęłabym czuć, istnieją wspomnienia, których nie mogę tak łatwo zapomnieć.
Trybun poczuł, że jego dłonie zaciskają się w pięści. Nie najmniejszym z przestępstw Avshara — pomyślał po raz kolejny — była łatwa śmierć, jaką zadał Vardanesowi Sphrantzesowi.
Wyciągnął rękę i dotknął jej policzka. Był wilgotny. Ona zaczęła się cofać, ale wyczuła, że gest zawiera w sobie zarówno pieszczotę, jak zrozumienie. Jej zraniona siła, cechująca ją mieszanina bezbronności i opanowania, bardzo go pociągała; robił co mógł, by zachować zimną krew. Pragnął wziąć ją w ramiona, lecz był pewien, że robiąc to, odstraszy ją na zawsze.
Powiedziała:
— Wtedy, gdy byłam wymalowaną ladacznicą, pokazałeś mi, jak mam to znieść, ale dlatego, że byłam tym, kim byłam, nie mogę ci teraz niczego ofiarować. Życie jest jak splątany motek, prawda? — Roześmiała się; był to cichy i drżący dźwięk.
— To, że tu jesteś i wracasz do zdrowia, jest wystarczającym darem — odparł Skaurus. Nie dodał, że i tak jest zbyt pijany, by sprostać darowi innego rodzaju.
Ale Alypia na szczęście nie potrafiła czytać w myślach. Jej napięte rysy złagodniały; przysunęła się i delikatnie go pocałowała.
— Lepiej wracaj — powiedziała. — Ostatecznie jesteś gościem honorowym.
— Chyba tak.
Trybun prawie zapomniał o bankiecie. Alypia stała obok niego nie dłużej niż sekundę, po czym odwróciła się i odeszła.
— Idź.
Marek niechętnie ruszył w kierunku Sali Dziewiętnastu Tapczanów. Kiedy obejrzał się, by spojrzeć na nią raz jeszcze, Alypii już nie było. Może była cieniem między drzewami, sunącym w stronę rezydencji Imperatora? Trybun pobrnął dalej, z głową ciężką od myśli i wina.
Wiedział, że większość najemników, gdyby tylko miała okazję na taki romans, bez wahania przecięłaby wszelkie więzy stojące im na drodze. Drax zrobiłby to w jednej chwili — pomyślał; był człowiekiem, który aż nazbyt dobrze przystosowywał się do każdych warunków. Jak brzmiało przezwisko, które tamten Ateńczyk zarobił w czasie wojny peloponeskiej? „But sceniczny”, ponieważ pasował na obie nogi…
Ale Skaurusowi dużo brakowało, by utożsamiać się z wielkim hrabim. Mimo pociągu i sympatii, jaką czuł do Alypii Gavry, nie był przygotowany na odrzucenie Helvis. Oboje czasami naprężali łączącą ich więź, ale mimo kłótni i różnic nie chciała ona pęknąć ani też on tego nie pragnął. Poza tym był również Dosti…
— Brakowało nam ciebie, panie.
Mistrz ceremonii powitał go kolejnym niskim ukłonem, gdy Marek zataczając się nieco wrócił do sali. Rzymianin ledwo go słyszał.
Jak na człowieka, który nazwał się doświadczonym, miał niepospolity dar komplikowania sobie życia.
ROZDZIAŁ XIII
— Niech Phos rozwali tego bezczelnego zdrajcę, Bouraphosa, na tysiąc kawałków, a potem upiecze każdy z nich na ogniu z krowiego łajna! — wybuchnął Thorisin Gavras. Imperator stał na videssańskim nabrzeżu i patrzył, jak tonie jedna z jego galer. Dwie inne uciekały do portu, ścigane przez okręty zbuntowanego drungariosa. Głowy podskakiwały w falach Końskiego Brodu, gdy marynarze ze staranowanego okrętu płynęli do Videssos i bezpieczeństwa. Nie wszyscy mieli je osiągnąć; zbliżały się ku nim czarne płetwy.
Gavras przeciągnął ręką po wzburzonych przez wiatr włosach.
— I dlaczego nie mam admirałów z rozumem wystarczającym, by nie lać pod wiatr? — warknął. — Dwulatek w basenie radzi sobie ze swoim stateczkiem z większą finezją niż ci durnie!
Wraz z innymi oficerami Skaurus robił co mógł, by zachować niewzruszony wyraz twarzy. Rozumiał bezsilną wściekłość Thorisina. Onomagoulos, hulający na zachodnim brzegu Końskiego Brodu, dowodził armią dużo słabszą od imperialnej. I co z tego, skoro Gavras nie mógł zmierzyć się ze swym wrogiem?
— Gdybyś miał parę okrętów z Duchy… — zaczął Utprand syn Dagobera, ale wściekłe spojrzenie Thorisina zatrzymało Namdalajczyka w połowie zdania.
Drax popatrzył na swego krajana tak, jakby był on tępakiem. Wszyscy wiedzieli, że Imperator podejrzewa wyspiarzy; oczy hrabiego zdawały się pytać, po co Utprand zraża go sobie bez potrzeby.
Gavras, wściekły jak szczuty niedźwiedź, odwrócił się do Marka.
— Przypuszczam, że teraz ty powiesz, że powinienem uwolnić Leimmokheira.
— Nie, dlaczego, Wasza Wysokość, absolutnie — odparł niewinnie trybun. — Gdybyś zamierzał mnie słuchać, zrobiłbyś to już dawno.
Podrapał się po ręku. Rana swędziała go okropnie, jednak zagoiła się na tyle, że Gorgidas dzień wcześniej wyjął szwy. Zabieg nie był bolesny, lecz wspomnienie prześlizgującego się przez ciało metalu było tak nieprzyjemne, że mimo woli zadrżał.
— Ba! — Thorisin znów spojrzał na Koński Bród.
Tylko rozrzucone belki wskazywały, gdzie zatonął okręt; jednostki Bouraphosa podjęły patrol. Jakby kontynuując dyskusję, Imperator powiedział:
— Co by mi dało, gdybym go wypuścił? Po tylu miesiącach pobytu w lochach z pewnością zwróciłby się przeciw mnie.
Niespodziewanie za Leimmokheirem wstawił się Mertikes Zigabenos. Oficer straży podziwiał starego żeglarza, który za rządów Sphrantzesów pokazywał, jak porządny człowiek może zachować godność mimo plugawego reżimu.
— Jeżeli złoży ci przysięgę na wierność, dotrzyma jej. Bez względu na to, co mówisz, panie, Taron Leimmokheir nigdy nie złamie danego słowa. Za bardzo boi się lodu.
— A poza tym — powiedział Marek z zamierzoną złośliwością i bez najmniejszych skrupułów — co za różnica, jeżeli cię zdradzi? Nadal będziesz bez admirała, podczas gdy… — Zamilkł, pozostawiając Thorisinowi dokończenie przekornej myśli.
Imperator, nadal w paskudnym nastroju, tylko chrząknął. Szarpał z zadumą za brodę i, godne uwagi, nie wpadł we wściekłość na samą wzmiankę o uwolnieniu Leimmokheira. Jego wola jest niczym granit — pomyślał trybun — ale nawet granit w końcu kruszeje.
— Myślisz, że go wypuści? — spytała wieczorem Helvis, gdy Skaurus zdał jej sprawozdanie z wypadków dnia. — Zatem punkt dla ciebie.
— Chyba tak, o ile admirał po uwolnieniu nie przejdzie na drugą stronę. To na dobre rozpętałoby piekło.
— Nie sądzę, by tak się stało. Leimmokheir jest uczciwy — rzekła z powagą Helvis.
Marek szanował jej zdanie; mieszkała w Videssos lata dłużej niż on i wiedziała niemało o znaczących personach. Co więcej, jej słowa wyrażały opinię podzielaną przez wszystkich innych — z wyjątkiem Imperatora.