Ale kiedy trybun spróbował pociągnąć ją za język, nie wykazała dalszego zainteresowania sprawami publicznymi, co było do niej niepodobne.
— Co ci jest? — zapytał zaintrygowany Marek.
Zastanowił się, czy Helvis przypadkiem nie domyśla się, jakie on żywi uczucia do Alypii Gavry, i nie przeczuwa straszliwej sceny, jaka rozegra się w efekcie.
Helvis odłożyła spódnicę, której rąbek podszywała, i uśmiechnęła się do trybuna. On pomyślał, że powinien znać to spojrzenie; w jej oczach było coś figlarnego, coś, co widział już kiedyś. Odgadł jego znaczenie w chwili, gdy powiedziała:
— Przykro mi, kochanie, że myślę o czymś innym. Próbuję obliczyć, kiedy wypada rozwiązanie. O ile się nie mylę, na krótko przed festiwalem przesilenia.
Marek milczał tak długo, że iskierki w jej oczach przygasły.
— Nie cieszysz się? — zapytała ostro.
— Oczywiście, że się cieszę — odpowiedział i mówił prawdę.
Zbyt wielu Rzymian wyższych sfer było z wyboru bezdzietnych; kochali ich tylko łowcy spadków.
— Zaskoczyłaś mnie, to wszystko.
Podszedł do niej i pocałował ją, a potem żartobliwie szturchnął w żebra. Zapiszczała.
— Lubisz zaskakiwać mnie w ten sposób — poskarżył się. — Zrobiłaś tak samo, gdy spodziewałaś się Dostiego.
Jak gdyby wymówienie imienia syna było jakimś zaklęciem, dziecko przebudziło się i zaczęło płakać. Helvis skrzywiła się. Wstała i podniosła małego.
— Zsiusiałeś się czy chcesz, by cię przytulić? — zapytała.
Okazało się, że to drugie; po kilku minutach Dosti znów spał.
— Przypuszczani, że znów będę musiał przyzwyczaić się do wstawania po pięć razy w nocy. Dlaczego nie załatwisz tego tak, by od razu mieć trzylatka i zaoszczędzić nam tego całego zamieszania?
Helvis skorzystała z okazji, by odwzajemnić wcześniejszego kuksańca.
Przytulił ją, uważając na jej brzuch i na własne zranione ramię. Pomogła mu ściągnąć bluzę przez głowę. Jednak nawet wtedy, gdy leżeli nadzy na macie, trybun widział twarz Alypii Gavry, rozpamiętywał dotyk jej ust. Dopiero wtedy zrozumiał, dlaczego nie zareagował z oczekiwaną radością na nowiny Helvis.
Uświadomił sobie również coś innego i zaśmiał się cichutko.
— O co chodzi kochanie? — zapytała, dotykając jego policzka.
— Nic ważnego. Takie tam głupie myśli.
Chrząknęła z zaciekawieniem, ale on nie wyjaśnił nic więcej. Nie ma mowy — pomyślał — przecież nie może powiedzieć jej, że teraz rozumie, dlaczego tak często popełniała gafę i nazywała go imieniem zmarłego kochanka.
— Rzućmy na to okiem — rozkazał Gorgidas następnego ranka. Marek zasalutował i wyciągnął rękę. Rana wyglądała dobrze; skraje były nierówne i zaczerwienione, ale rozcięcie pokrywał brązowy strup. Grek chrząknął z zadowolenia na ten widok, a potem jeszcze raz, gdy ją powąchał.
— Nie psuje się — powiedział trybunowi. — Twoje ciało dobrze się goi.
— To twoja mikstura spełniła swe zadanie, chociaż paskudnie szczypała. — Gorgidas potraktował ciecie ciemnobrązowym płynem, który nazwał barbarum: była to mieszanina sproszkowanego grynszpanu, tlenku ołowiu, ałunu, smoły i żywicy z równymi częściami octu i oleju. Rzymianin krzywił się za każdym razem, gdy Grek smarował mu ranę, ale lekarstwo okazało się skuteczne.
Gorgidas znów tylko chrząknął, nie wzruszony pochwałą. Nic nie było w stanie go poruszyć od śmierci Kwintusa Glabrio. Teraz zmienił temat pytaniem:
— Czy wiesz, kiedy Imperator planuje wysłać misję do Arshaum?
— Nie tak szybko. Okręty Bouraphosa zatapiają wszystko, co wystawia dziób z portu. Dlaczego pytasz?
Grek spojrzał nań pustym wzrokiem. Marek zobaczył, jak bardzo zmizerniał, w dodatku miał wystrzępione włosy po obcięciu loka na znak żałoby po Glabrio.
— Dlaczego? — powtórzył Gorgidas. — Nic prostszego: mam zamiar z nimi jechać. — Zacisnął szczęki, bez zmrużenia oka przyjmując spojrzenie Skaurusa.
— Nie wolno ci — rzekł przestraszony trybun.
— A dlaczego? Jak zamierzasz mnie powstrzymać? — Głos lekarza był niebezpiecznie spokojny.
— Mogę wydać ci rozkaz.
— Czy na pewno możesz i czy będzie to zgodne z prawem? To byłoby doskonałą kwestią dla adwokatów w Rzymie. Jestem przydzielony do legionów, tak, ale czy jestem legionistą? Chyba nie, nie bardziej niż markietan czy miejski szewc, który pracuje na kontrakcie. O ile nie każesz mnie skuć, nie posłucham twego rozkazu.
— Ale dlaczego? — zapytał bezradnie Marek.
Nie miał zamiaru zakuwać Gorgidasa w żelaza. To, że Grek był jego przyjacielem, miało mniejsze znaczenie. Gorgidas był na tyle uparty, że nie potrafiłby zmusić go do wykonywania obowiązków wbrew jego woli.
— Odpowiedź jest dość prosta; znasz moje zainteresowania — wyprawa uzupełni moje informacje na temat plemion i obyczajów Arshaum, bo Arigh nie wszystko może mi powiedzieć. Myślę, że etnografia jest czymś, czym, jak mam nadzieję, uda mi się zająć na poważnie.
Gorycz zawarta w słowach Greka dała Skaurusowi klucz, którego potrzebował.
— A medycyna? A co z nami, twoimi pacjentami, kurowanymi niekiedy po tuzin razy? Co z tym? — Wyciągnął ku lekarzowi zranioną rękę.
— Co z tym? Jeśli chcesz wiedzieć, nadal jest to kawał paskudnie rozpłatanego mięsa. — Skoncentrowany na swoim nieszczęściu i pogardzie dla samego siebie, Gorgidas pomijał fakt, że jest doskonałym lekarzem. — Videssański uzdrawiacz załatwiłby to w pięć minut, zamiast przez półtora tygodnia martwić się, czy nie zacznie się jątrzyć.
— O ile w ogóle mógłby coś zrobić — odciął się Marek. — Wiesz, że nie potrafią leczyć niektórych ran, a gdy zbyt długo używają swej mocy, to wycieka ona z nich jak woda z dziurawego garnka. A ty zawsze dajesz z siebie wszystko.
— Kiepskie i godne pożałowania jest to „wszystko”. Mimo moich starań Minucjusz już byłby martwy, i Publiusz Flakkus, i Kotyliusz Rufus po Maraghrze, i ilu jeszcze? Jesteś durniem uważając mnie za lekarza, skoro nie mogę nawet nauczyć się sztuki, która dała im życie. — W oczach Greka pojawił się nawiedzony wyraz. — Nie mogę! Widzieliśmy to, prawda?
— Więc uciekniesz na stepy i zrezygnujesz nawet z prób?
Gorgidas skrzywił się, ale powiedział:
— Nie próbuj mnie zawstydzić, Skaurusie. To nic nie da.
Trybun zarumienił się, zły na siebie, że dał się przejrzeć. Grek kontynuował:
— W Rzymie nie byłem złym lekarzem, ale tutaj jestem zerem. Jeżeli mam jakiś talent do historii, może na tym polu zdołam zostawić coś wartościowego. Naprawdę, Marku… — Skaurus był wzruszony, bowiem lekarz nigdy wcześniej nie użył jego imienia — …wszystkim wam lepiej będzie z kapłanem-uzdrawiaczem. Znosiliście moje fochy wystarczająco długo.
Jasne było, że żaden zwykły argument nie może zmienić zdania Gorgidasa. Gdy zabrakło mu ważkich argumentów, Marek zawołał:
— Ale jeżeli nas zostawisz, z kim będzie się kłócił Viridoviks?
— No, teraz prawie ci się udało — przyznał Gorgidas z uśmiechem. — Będzie mi brakowało tego rudego opryszka, mimo jego zadziornego charakteru. Ale nie trafiłeś; dopóki Viridoviks ma Gajusza Filipusa, nigdy nie braknie im tematów do kłótni.
Skaurus, pokonany, wyrzucił ręce w powietrze.
— Zatem niech tak będzie. Ale po raz pierwszy cieszę się, że Bouraphos przyłączył się do buntowników. Nie tylko dzięki niemu zostaniesz z nami dłużej, ale będziesz miał więcej czasu na odzyskanie rozsądku.