Okręty Leimmokheira ustawiły się w linię naprzeciwko buntowników, ciężkie galery zajęły pozycję w środku, liburniany na skrzydłach. Marek nie znał się na morskiej taktyce, ale nawet on rozpoznał manewr.
— To szyk bojowy! — zawołał.
— Na Phosa, prawda! — wykrzyknął Thorisin, po raz pierwszy zauważając obecność trybuna. — O co tu chodzi? Nieważne, zdrajca czy półgłówek, twój ukochany przyjaciel i tak mnie zniszczy. Bouraphos zabawi się z nim jak kot z konikiem polnym. Patrz na okręty, jakie ma ze sobą.
Gavras mógł zgadywać, czy Leimmokheir zdradził, czy nie — w przypadku Elissaiosa Bouraphosa było to po prostu widać. Jego okręty przygotowywały się do manewru oskrzydlającego. Przekleństwa, które Thorisin dotychczas ciskał na głowę Leimmokheira, posypały się na Bouraphosa. Posłaniec Zigabenosa słuchał ich z podziwem.
Marek prawie zapomniał o Imperatorze. Odkrył, że przyglądanie się bitwie, w której nie można wziąć udziału, jest gorsze od samej walki. W bezpośrednim starciu nie ma czasu na refleksje; teraz nie pozostawało mu nic innego. Jego paznokcie wbity się w dłonie, gdy patrzył, jak wioślarze po obu stronach zwiększają tempo. Okręty skoczyły ku sobie. Trybun zastanowił się, czy Leimmokheir faktycznie zwariował, czy też egotyzm, jaki zdawał się czaić w duszy każdego Videssańczyka, kazał mu wierzyć, że jest równy bogom.
Okręty były w odległości niecałego furlonga od siebie, gdy nagle jeden z dwurzędowców Bouraphosa zboczył z kursu i staranował idącą obok triremę. Zaatakowana z zaskoczenia cięższa galera została nieodwracalnie uszkodzona. Wiosła pękały z trzaskiem; Marek usłyszał wrzaski, gdy ramiona wioślarzy zostały wyrwane ze stawów. Woda chlusnęła w wielką wyrwę w burcie triremy. Pobity okręt nieledwie z godnością zaczął zanurzać się W morską toń. Liburnian cofnął wiosła i zaczął szukać następnej ofiary.
Jak gdyby pierwszy zdradziecki atak był sygnałem, ponad dwadzieścia okrętów zbuntowanego admirała zwróciło się na swych towarzyszy, wprowadzając zamęt w szyk Bouraphosa. Nie było już wiadomo, kto jest przyjacielem, a kto wrogiem. Okręty nadal wierne straciły pęd, gdy ich kapitanowie rozglądali się nerwowo na boki. I w ten chaos wpadła flota Tarona Leimmokheira.
Thorisin Gavras podskoczył radośnie na nabrzeżu.
— Zobacz, jak to przyjemnie, suczy synu! — wrzeszczał do Bouraphosa. — Zobacz, jak to smakuje! — Skaurus nagle zrozumiał przyczynę bezsennych nocy Leimmokheira; drungarios obsiewał to pole od wielu dni i teraz zbierał żniwo.
Ale mimo tych przygotowań bitwa morska była daleka od wygranej. Nawet z nagle ujawnionymi rekrutami, flota Leimmokheira nadal była dużo słabsza, a Elissaios Bouraphos był zaradnym dowódcą. Jednakże to jego okręty zostały ściśnięte i zmuszone do obrony przed grasującymi wokół galerami Leimmokheira. Kiedy zbuntowany admirał próbował uderzyć, czekająca stosownej chwili galera wciągnęła wiosła na sterburcie i rozdarła lewą burtę swego sąsiada wystającymi ostrogami. Zniszczony okręt bezradnie przewalał się na falach; ten, który go pokonał, zasilił flotę Leimmokheira; przygotowana do kontrataku eskadra Bouraphosa wycofała się.
Ogólny bałagan zwiększyło to, że obie strony wywiesiły imperialne proporce ze słońcem. Marek zobaczył jeszcze jedną, maleńką z powodu odległości banderę, szkarłatną ze złotymi pasami — emblemat drungariosa floty. Bouraphos musiał dojść do wniosku, że jedynym wyjściem będzie zabicie rywala, gdyż cztery jego galery ruszyły w stronę admiralskiego okrętu, topiąc po drodze liburniana.
W pobliżu nie było żadnych jednostek, które mogłyby przyjść mu z pomocą. Woda wokół triremy drungariosa wzburzyła się, bo na obu burtach ciągnięto bądź pchano wiosła w przeciwne strony. Galera zawróciła prawie w miejscu i rzuciła się do ucieczki. Załogi Leimmokheira być może nie były dostatecznie wyszkolone, ale admirał nie zniósłby, gdyby na jego okręcie flagowym ospale wykonywano rozkazy.
Spienione odkosy burzyły się pod dziobem galery; pędziła ona prawie prosto na Skaurusa, mijając osiadający powoli kadłub pierwszej staranowanej triremy, gdy okręty Bouraphosa zaczęły przygotowywać się do ataku.
— Niech ich Skotos i jego demony, dopędzają go — jęknął Thorisin, zaciskając ręce na kamieniach umocnień tak silnie, że aż pobielały mu kostki. Parę minut wcześniej gotów był powolutku zanurzać Leimmokheira we wrzącym oleju, a teraz prosił bogów, żeby drungariosowi nie stała się krzywda.
Ale Leimmokheir wiedział, co robi. Nawet z odległości ponad ćwierć mili można go było poznać po grzywie szpakowatych włosów. Jego ręka opuściła się, podkreślając wydany rozkaz. Trirema, wijąc się niczym wąż, okrążyła tonącą galerę i staranowała pierwszy ze ścigających ją okrętów tak szybko, że przerażeni rebelianci nie bardzo wiedzieli, co się stało. Pozostałe trzy okręty Bouraphosa zatrzymały się, jak gdyby Leimmokheir pokazał, że jest nie tylko doskonałym żeglarzem, ale i groźnym czarnoksiężnikiem.
Jego śmiały czyn wlał otuchę w serca innych i przeważył szalę bitwy. Około dwudziestu z okrętów Bouraphosa zdołało rozerwać pierścień okrążenia i uciec w kierunku przedmieść na drugim brzegu, ale bitwa praktycznie już była skończona. Inna grupa widząc, w którą stronę wiatr wieje, przeszła na stronę zwycięzców i zaatakowała wiernych Bouraphosowi towarzyszy.
Thorisin zaczął tańczyć, by wyładować przepełniającą go radość. Zapominając o imperatorskim dostojeństwie, walił Marka i posłańca po plecach, i szczerzył zęby w szerokim śmiechu, gdy oni odpowiadali tym samym.
Jedna eskadra, składająca się z około piętnastu okrętów, próbowała jeszcze walczyć; Skaurus nie był zaskoczony, gdy zauważył proporzec drugiego drungariosa. Dzielny do końca Elissaios Bouraphos i jego wierni poplecznicy w ten sposób dawali innym okrętom szansę ucieczki. Starali się być wszędzie naraz, zawracali i niemal nad falami śmigali do przodu, by atakować niczym osaczone psy.
Rezultat bitwy był już przesadzony, ale jej koniec nadszedł szybciej, niż trybun się spodziewał. W jednej chwili skoordynowana obrona rozpadła się; na maszty wciągnięto białe tarcze, gdy zaczęli poddawać się ostatni kapitanowie Bouraphosa.
— Zatopić ich wszystkich! — ryknął Gavras, ale po chwili, niechętnie, sprostował: — Nie, pewnego dnia będziemy potrzebować ich przeciwko Namdalajczykom. — Westchnął i powiedział do Marka: — A jednak jestem dalekowzroczny, niech mnie licho. Ten nieszczęsny tron jeszcze zobaczy, że Imperator niekoniecznie musi widzieć tylko czubek swego nosa. — Znów westchnął, wspominając wolność i wiążący się z nią brak odpowiedzialności.
Nim Imperator dotarł do portu Neorhesian, znów był w dobrym nastroju. Przy dokach kłębił się tłum złożony z cywilów i żołnierzy. Dla mieszkańców miasta triumfalny powrót Leimmokheira był widowiskiem, które przyjemnie skracało czas. Żołnierze wiedzieli, o ile większe było jego znaczenie. Teraz mogli wyruszyć na Baanesa Onomagoulosa; tarcza, która ich oddzielała, została porąbana na kawałki.
Thorisin witał skinieniem każdego schodzącego na ląd kapitana. Dbał, by niejednakowo traktować tych, którzy wyruszyli z drungariosem, i tych, którzy dopiero w trakcie bitwy przeszli na jego stronę. Rebelianci, znając jego zmienne usposobienie, zbliżali się czujnie, ale z zadowoleniem odkryli, że ich wkład w zwycięstwo wymazał wcześniejszą zdradę. Odeszli podniesieni na duchu.
Galera Tarona Leimmokheira weszła do portu jako jedna z ostatnich. Marek zobaczył, że nie wyszła z bitwy bez szwanku. Parę wioseł wlokło się w wodzie, gdyż zabrakło obsadzających je wioślarzy, a z burty na długości dziesięciu stóp było zdarte poszycie.