Rozkazy nie nadeszły. Thorisin zwoływał liczne narady wojenne, ale po to, by planować letnią kampanię przeciwko Yezda. Wydawał się przekonany, że każdy, kto walczy z Onomagoulosem, musi być jego przyjacielem.
Skaurus próbował ubrać swoje podejrzenia w słowa po jednym z oficerskich spotkań, mówiąc do Gavrasa:
— Nomadowie też atakują Baanesa, jak wiesz, ale nie w twoim interesie. Drax walczy tylko dla Draxa; obecnie pod twoim sztandarem, ale tylko dlatego, że to mu odpowiada.
Thorisin zmarszczył brwi; rada Rzymianina była niemile widziana.
— Dobrze mi służyłeś, cudzoziemcze, i to czasami wbrew mojej woli — powiedział. — Ale pamiętaj, że o tobie też opowiadano niestworzone rzeczy. Roztropny człowiek nie do końca wierzy w to, co widzi, i jedynie trochę w to, co słyszy. I powiem ci jedno: żaden plotkarz nie musi przychodzić do mnie z nowiną, że Drax zamierzał opuścić mnie w godzinie próby.
Skaurus miał wrażenie, że zamiast żołądka ma bryłę ołowiu — jak to dotarło do Imperatora? Nie mając pojęcia, ile Gavras może wiedzieć, nie śmiał zaprzeczać. Starannie dobierając słowa powiedział:
— Jeżeli wierzysz w takie opowieści, dlaczego mnie zatrzymujesz przy sobie?
— Ponieważ bardziej ufam swym oczom niż uszom. — Wymijająca odpowiedź była zarazem ostrzeżeniem; Gavras nie chciał słyszeć nie wspartych dowodami oskarżeń przeciwko wielkiemu hrabiemu. Marek, zadowolony, że Imperator nie rozwinął tej drugiej kwestii, odszedł w pośpiechu.
Spodziewał się wielkiej pogoni za Viridoviksem, ale to również nie doszło do skutku. Wrogi kobietom Gajusz Filipus wyraził opinię, którą Marek uznał za bliską prawdy:
— Założę się, że nie po raz pierwszy Komitta zabawiała się tam, gdzie nie powinna. Czy tobie, gdybyś był Gavrasem, zależałoby na tym, aby to rozgłaszać?
— Hmm. — Jeżeli stary weteran miał rację, dziwna obojętność Thorisina na opowieść jego kochanki o gwałcie mogła tłumaczyć to, dlaczego Komitta była tylko metresą, nie żoną. — Zaczynasz dostrzegać polityczne niuanse — powiedział Marek.
— Och, to jak z końskimi pączkami. Kiedy leżą na ziemi równie gęsto jak oliwki w czasie zbiorów, nie trzeba ich widzieć. Sam zapach je zdradza.
Na ziemiach zachodnich Drax odnosił zwycięstwa. Kiedy przybywali jego umyślni, Thorisin odczytywał wieści zgromadzonym oficerom. Wielki hrabia pisał jak wykształcony Videssańczyk, co wzbudzało jedynie pogardę ze strony jego pobratymcy-wyspiarza, Utpranda.
— Słyszeliście? — zapytał kapitan najemników po jednym ze spotkań. — „Zadanie wykonane, realizujemy cele długofalowe”. Gdzie jest armia Onomagoulosa i dlaczego Drax jej nie rozbił? To trzeba przekazać!
— Tak, masz rację — przyznał porywczo Soteryk. — Drax smaruje tłuszczem język, gdy mówi, a pióro, gdy pisze na pergaminie.
Marek przypisał ich niezadowolenie po części zazdrości, że Drax został głównodowodzącym w wojnie z Onomagoulosem. Z doświadczenia wiedział również, do czego prowadzą takie narzekania. Powiedział:
— Oczywiście, wy dwaj jesteście tylko prostymi, tępymi żołnierzami fortuny. To, że zeszłego lata byliście gotowi zostawić Videssos na łasce losu, nie ma nic wspólnego z intrygą.
Utprand miał poczucia przyzwoitości na tyle, że przybrał zawstydzony wyraz twarzy, ale Soteryk się odciął:
— Skoro ci słabi Videssańczycy nie mogli nas powstrzymać, czyja w tym wina? Na Wagera, nie zasługują na to Imperium.
Czasem Skaurus dochodził do wniosku, że wysłuchiwanie wyspiarzy, upierających się przy własnych cnotach i ganiących dekadencję Videssańczyków, przekracza jego siły. Powiedział ostro:
— Skoro mowa o słabości; zdrada powinna iść z nią w parze, nieprawdaż?
— Z pewnością — odparł Soteryk; Utprand, bardziej czujny od swego porucznika, zapytał:
— Co masz na myśli mówiąc o zdradzie?
— Właśnie zdradę — odparł Marek. — Gavras wie, że spotkaliśmy się pod koniec oblężenia i co z tego wynikło. Na naszego Phosa, panowie, nie powiedział mu o tym żaden Rzymianin. Wyłączając Helvis, tylko czterech ludzi wiedziało, co się kroi, a oni nie puścili pary z gęby. Niektórym z twoich ludzi warto by skrócić języki, żeby się nie poprzewracali o nie.
— Niemożliwe! — zawołał Soteryk z wiarą, jaką daje młodość. — Jesteśmy honorowym ludem. Dlaczego mielibyśmy zniżać się do takiej podwójnej gry? — Spojrzał z gniewem na swego szwagra, gotów nie kończyć waśni na słowach.
Utprand powiedział mu coś w wyspiarskim dialekcie. Marek uchwycił sens: sekrety zdradzane przypadkowo mogą ranić równie mocno, jak te zdradzane celowo. Soteryk nadal krzywił się z gniewu, ale pokiwał głową.
Trybun był wdzięczny starszemu Namdalajczykowi. W przeciwieństwie do Soteryka Utprand widział dość, by wiedzieć, jak niewiele rzeczy można uważać za pewne. Popierając słowa oficera, Marek powiedział:
— Nie miałem zamiaru sugerować świadomej zdrady, a jedynie dać do zrozumienia, że wy, wyspiarze, jesteście równie niedoskonali jak wszyscy inni.
— Masz parszywy sposób dawania do zrozumienia.
Skaurus zdawał sobie sprawę, że Soteryk ma rację, ale nie mógł sobie odmówić przyjemności docięcia zarozumiałemu szwagrowi.
— Kapłan do mnie? — zapytał trybun rzymskiego wartownika. — Czy to Nepos z Akademii?
— Nie, panie, jakiś zwyczajny.
Zaciekawiony Marek podszedł za legionistą do drzwi baraku. Kapłan, nie wyróżniający się niczym poza wygoloną głową, skłonił się i podał mu mały zwój pergaminu, opieczętowany błękitnym jak niebo woskiem patriarchy.
— Dziś o ósmej godzinie dnia w Najwyższej Świątyni zostanie odprawiona specjalna liturgia radości. Jesteś zaproszony. Ten pergamin umożliwi ci uczestniczenie w obrzędzie. Mam również drugi dla twego zastępcy.
— Dla mnie? — Gajusz Filipus poderwał głowę. — Potrafię wymyślić sobie lepsze zajęcie na czas wolny, dziękuję.
— Odmawiasz prośbie patriarchy? — zapytał wstrząśnięty kapłan.
— Twój ukochany patriarcha nawet nie zna mojego imienia — odparł Gajusz Filipus. Jego oczy zwęziły się. — Zatem dlaczego mnie zaprasza? Hmm… a może to robota Imperatora?
Kapłan bezradnie rozłożył ręce. Marek powiedział:
— Gavras ma o tobie dobre zdanie.
— Żołnierz zawsze pozna żołnierza. — Gajusz Filipus wzruszył ramionami. Zatknął pergamin za pas. — Może lepiej pójdę.
Skaurus schował własne zaproszenie i zapytał kapłana:
— Liturgia radości? O co chodzi?
— O miłosierdzie Phosa — odparł kapłan, traktując pytanie dosłownie. — Teraz wybacz mi, proszę; muszę znaleźć jeszcze innych zaproszonych. — Odszedł, nim Marek zdążył inaczej sformułować pytanie.
Trybun zdusił umiarkowane przekleństwo, potem rozejrzał się, by ocenić długość cieni. Zadecydował, że niedawno minęło południe; miał co najmniej dwie godziny na kąpiel. Mimo upału postanowił założyć hełm i pelerynę. Przeciągnął ręką po policzku i westchnął. Golenie też będzie konieczne. Gajusz Filipus, również wzdychając, przyłączył się do ablucji.
Rzymianin, pocierając świeżo goloną twarz, podał ich zaproszenia stojącemu na szczycie schodów kapłanowi i wszedł do wnętrza świątyni. Najwyższa Świątynia była największą budowlą w Videssos, ale jej ciężka forma i wyłożone stiukiem elewacje jak zawsze nie wywierały wrażenia na Skaurusie, którego upodobania architektoniczne zostały ukształtowane przez odmienną szkołę. Nie będąc wyznawcą Phosa, rzadko odwiedzał Świątynię i czasami zapominał, jak wspaniała jest wewnątrz. Ilekroć wchodził do środka, czuł się przeniesiony do innego — czystszego — świata.