Teraz Raoul Razorbak nie wie, co powiedzieć. Edmund Wells puszy się jednak nadaclass="underline"
– Kiedyś byłem, jak i wy, buntownikiem.
Podnosi głowę, jakby oglądając deszczowe chmury. Wreszcie postanawia ustąpić:
– Hm… Chodźcie. Spróbuję zaspokoić waszą ciekawość, zdradzając wam pewną tajemnicę.
39. ENCYKLOPEDIA
RADOŚĆ: „Obowiązkiem każdego człowieka jest pielęgnowanie swojej radości wewnętrznej". Niestety wiele religii zapomniało o tym przykazaniu. Większość świątyń to posępne i zimne budowle, zaś muzyka liturgiczna jest pompatyczna i smutna. Księża ubierają się na czarno. Rytuały celebrują męczeństwo, rywalizując w przedstawianiu okrutnych czynów. Tak jakby tortury, którym poddawano proroków, miały dodawać im autentyczności.
Czyż radość życia nie jest najlepszym sposobem, by podziękować Bogu – jeśli istnieje – za dar życia? A jeśli Bóg istnieje, dlaczego miałby być istotą posępną?
Jest jednak kilka wyjątków: Daodejing, swego rodzaju księga filozoficzno-religijna, proponuje nam naśmiewanie się ze wszystkiego, łącznie z nami samymi, oraz gospel, którego hymny skandowane są radośnie przez czarnoskórych Amerykanów podczas mszy i pogrzebów.
Edmund Wells,
Encyklopedia wiedzy względnej i absolutnej, tom IV
40. IGOR. 5 LAT
Po wielu nieudanych próbach mama najwyraźniej zrezygnowała z zamordowania mnie. Wciąż tylko pije i patrzy na mnie spode łba. Nagle rzuca w moją stronę szklanką. Uchylam się, jak zawsze, a szkło z hukiem rozbija się o ścianę.
– Może nie uda mi się cię zabić, ale nie pozwolę, żebyś mi jeszcze długo uprzykrzał życie – oznajmia mi.
Wkłada kurtkę i bierze mnie za rękę, wychodzimy pod pretekstem zrobienia zakupów, choć czuję dobrze, że nie zamierza chodzić ze mną po sklepach. Moje przypuszczenia potwierdzają się, gdy zostawia mnie, a raczej porzuca, na dziedzińcu przed kościołem.
– Mamo!
Oddala się szybkim krokiem, po chwili jednak wraca i rzuca mi pozłacany medalik. Wewnątrz znajduje się zdjęcie jakiegoś faceta z potężnym wąsem.
– To twój ojciec. Odszukaj go sobie. On z przyjemnością się tobą zajmie. Żegnaj!
Siadam na mokrym śniegu. Muszę przeżyć. Muszę. Płatki śniegu opadają na mnie gęstym puchem.
– Co tutaj robisz, mój mały?
Podnoszę przemarzniętą głowę i spoglądam na mężczyznę w mundurze.
41. VENUS. 5 LAT
W ciągu dnia rysuję, a nocą śpię niespokojnym snem. Dużo śnię. Śni mi się, że jakieś zwierzę siedzi uwięzione w mojej głowie i ze wszystkich sił stara się z niej wydostać. To mały króliczek, który skubie sobie od wewnątrz moją czaszkę, powtarzając w kółko: „Musisz o mnie pamiętać". Budzę się czasami ze straszliwą migreną. Tej nocy ból był bardziej dotkliwy niż zazwyczaj. Wstaję i idę do tatusia i mamusi. Śpią. Jak oni mogą spać, kiedy mnie tak bardzo boli głowa? Chyba tak naprawdę mnie nie kochają.
Rysuję swój ból i rysuję istotę, która siedzi we mnie i drąży mnie od wewnątrz.
42. JACQUES. 5 LAT
Boję się. Nie wiem dlaczego, ale boję się. Wczoraj wieczorem w telewizji puszczali tak zwany western. Byłem oniemiały z przerażenia. Cały się trząsłem. Moja rodzina była zaskoczona.
Dzisiaj rano siostry wbiegły do pokoju, udając kowbojów, chcąc mnie nastraszyć. Uciekam na drugi koniec mieszkania, ale dziewczyny dopadają mnie w salonie. Biegnę do kuchni. I tu mnie złapały. Biegnę w stronę łazienki. Tam też mnie dorwą. – Oskalpujemy cię! – grozi Mathilde, najmłodsza. Dlaczego mówi mi takie niemiłe rzeczy? Siostry gonią mnie aż do pokoju rodziców. Później próbują mnie złapać w pralni, na szczęście udaje mi się umknąć między ich nogami. Jestem w panice. Gdzie się schować? Wpadam na pewien pomysł. Barykaduję się w toalecie. Dla większego bezpieczeństwa zamykam drzwi na zasuwkę. Słyszę, jak siostry się dobijają, ale nie boję się już, drzwi są solidne. Czuję się tu jak w bezpiecznej fortecy. Nagle dziewczyny przestają walić pięściami w drzwi. Słyszę rozmowę.
– Co się tutaj dzieje? – pyta tata.
– Jacques zamknął się w toalecie – piszczą siostry.
– W toalecie? Cóż ty tam, do diabła, wyprawiasz? – dziwi się ojciec.
Nagle przychodzi mi do głowy pewna myśl. Powtarzam zdanie, którego tatuś zawsze używa, gdy chce spokojnie posiedzieć w toalecie i które strasznie denerwuje mamusię.
– Czytam książkę.
Za drzwiami zapada cisza. Wiem, że w tym domu słowo „książka" budzi natychmiastowy respekt.
– To co, wyważamy drzwi? – proponuje przymilnym głosem Mathilde.
Pełne napięcia oczekiwanie.
Wreszcie słyszę głos taty:
– Skoro siedzi w toalecie z książką, trzeba go zostawić w spokoju.
Czegoś się nauczyłem. Kiedy wszystko idzie nie po mojej myśli, trzeba zamknąć się w łazience i czytać książkę.
Siadam na sedesie i rozglądam się. Po mojej prawej leży sterta gazet, a nade mną znajduje się półka – podręczna biblioteczka taty. Biorę jedną z książek. Strony wypełnione są przylegającymi do siebie literami, których nie umiem rozszyfrować. Patrzę na okładki innych pozycji. Na szczęście jest tu też album dla dzieci, z licznymi obrazkami. Znam go. Tata czytał mi go już przed snem. Opowiada o olbrzymie w krainie liliputów i o lilipucie w krainie olbrzymów. Główny bohater nazywał się chyba Guliwer. Patrzę na obrazki i próbuję pojąć sens liter tak, by powstały z nich słowa. To za trudne. Zatrzymuję się na dłużej przed ilustracją wielkoluda spętanego przez tłum maleńkich ludzików.
Kiedyś, kiedy będę już umiał czytać, zamknę się w toalecie na długo, bardzo długo i będę czytał i czytał, tak że wreszcie zapomnę o tym, co się dzieje za drzwiami.
43. CZTERY KULE PRZEZNACZENIA
Edmund Wells ciągnie nas w stronę przesmyku wśród skalistych gór północnego wschodu. Mój instruktor wskazuje nam wejście, po czym wślizgujemy się do labiryntu tuneli, które doprowadzają nas w końcu do olbrzymiej groty oświetlonej przez cztery kule wysokie na mniej więcej pięćdziesiąt metrów, lewitujące dwa metry nad ziemią.
Anioły instruktorzy latają wokół nich niczym muszki wokół fosforyzujących, wiszących melonów.
– Wstęp tutaj mają teoretycznie jedynie anielscy instruktorzy. Biorąc jednak pod uwagę fakt, że tak bardzo chcieliście zobaczyć coś, czego pozostałe anioły nie mają prawa ujrzeć – i czego zresztą nawet nie próbują – postanowiłem zaspokoić choć w niewielkim stopniu waszą ciekawość.
Podchodzimy bliżej.
Cztery kule są identycznej wielkości, lecz różnią się zawartością.
W pierwszej kryje się dusza świata mineralnego.
Druga zawiera duszę świata roślinnego.
Trzecia – duszę świata zwierzęcego.
Czwarta – duszę świata ludzkiego.
Podchodzę do pierwszej. Pośrodku drga migoczące jądro. Czyżby to była dusza Ziemi? Słynna Gaja? Starożytna Alma mater!
– A więc ziemia posiada duszę?
– Oczywiście. Żyje, a wszystko co żywe, obdarzone jest duszą – odpowiada Edmund Wells.
Po chwili od niechcenia dodaje:
– A wszystko co posiada duszę, ma potrzebę ewoluowania.
Zafascynowany odrywam wzrok od kul.
– Wszystko żyje? Nawet kamienie?
– Nawet góry, potoki, kamyki – lecz ich dusze należą do niższego poziomu. By go zmierzyć, wystarczy przyjrzeć się natężeniu świetlistego jądra, wtedy instynktownie poznamy wartość duszy.
– A więc – stwierdzam – przyjmując tę kosmogonię, minerał znajdujący się na poziomie I powinien otrzymać 100 punktów, roślina – 200, zwierzę – 300, a człowiek – 400.