48. VENUS. 7 LAT
Tej nocy miałam dziwny sen. Śniła mi się bójka między chłopakami. W pewnej chwili jeden z nich zwrócił się do mnie i powiedział: „Któregoś dnia przerobię ci buźkę".
Wczoraj wieczorem oglądałam w telewizji program na temat chirurgii estetycznej. Wyjaśniano w nim właśnie, w jaki sposób przerabia się twarze. Mama niemal przyssała się do ekranu. Zazwyczaj kiedy w telewizji pokazują krew, rodzice każą mi iść spać, ale tym razem byli tak zafascynowani, że zapomnieli o mojej obecności.
Mama oznajmiła, że ona także chętnie poszłaby pod nóż, żeby sobie przerobić twarz. Powiedziała, że lepiej nie czekać do ostatniej chwili: im wcześniej się to zrobi, tym lepszy jest rezultat.
Tata mówi, że operacja jest bardzo droga, ale mama stwierdziła, że uroda nie ma ceny, w szczególności jeśli jest narzędziem pracy. Tata oświadczył, że dla niego wygląd również stanowi niezbędny atut, ale woli po prostu pielęgnować swoje ciało i ujędrniać skórę, ćwicząc, a nie korzystając ze skalpela.
Tata miał za złe mamie, że ta wydaje za dużo pieniędzy. Potem chciał ją pocałować, ale mama go odepchnęła. Powiedziała, że chyba już na nią wcale nie patrzy, bo gdyby patrzył, zobaczyłby jej zmarszczki i sam zacząłby się zastanawiać, jak się ich pozbyć. Dodała też, że kobieta nigdy nie jest doskonała i w pewnym wieku musi zabrać się za swoją twarz.
Czy to prawda? Czyżby uroda nie była skarbem, który zdobywa się raz na całe życie?
Pokłócili się. Mama wyrzucała tacie, że ten spotyka się z młodszą od niej panienką. Tata oświadczył, nie ma żadnej panienki i ma już powyżej uszu tych wszystkich oskarżeń. Mama z kolei upierała się, że każda kobieta ma prawo dbać o swoją urodę i jeśli tato nie sfinansuje jej operacji, ona nie zawaha się wypłacić pieniędzy ze wspólnego konta.
Tata powiedział: „Ani się waż". Następnie wypowiedzieli standardowe zdanie: „Nie przy małej", po czym poszli do swojego pokoju. Stamtąd nadal słychać było ich krzyki. Jakieś przedmioty rozbijały się o ziemię i o ściany. Wreszcie po jakimś czasie nastąpiła cisza.
Jest wiele rzeczy, które dziwią mnie w zachowaniu dorosłych. Posiedziałam jeszcze chwilę przed telewizorem, żeby zobaczyć do końca program.
Następnie, jak to mam w zwyczaju, usiadłam przed lustrem w moim pokoju i rozmyślałam. Skoro mama potrzebuje operacji plastycznej, żeby być jeszcze piękniejszą, w takim razie ja także.
Co mogłabym zmienić, żeby być jeszcze piękniejszą? Przyglądam się bacznie swojej twarzy i już wiem: nos.
Mój nos jest za długi. Święty Mikołaju, jeśli mnie słuchasz, spełnij, proszę, moje największe marzenie: chciałabym mieć operację plastyczną skrócenia nosa.
49. JACQUES. 7 LAT
– Przestań zadawać tyle pytań, Nemrod.
– Ale…
– Denerwujesz mnie, Nemrod. Po prostu naucz się tego, co zadane i tyle. Ciągle tylko bujasz w obłokach i zadajesz miliony pytań. Ja natomiast wolałabym odpowiedzi.
Dzieci podśmiewają się. Spuszczam głowę. Nauczycielka każe nam uczyć się różnych rzeczy na pamięć, a ja mam z tym problemy. Staram się wbić sobie do głowy tabliczki dodawania i odejmowania. W zerówce miałem straszne kłopoty z nauczeniem się alfabetu, pisania imienia, nazwiska i adresu. Nie byłem w stanie pojąć odmiany czasowników. Nie umiem nawet zapamiętać kodu do drzwi we własnym domu. Ileż razy stałem przed drzwiami, cały zmarznięty, i próbowałem różne kombinacje cyfr? Relacje z innymi dziećmi też nie układają mi się najlepiej. Ponieważ jestem rudy i noszę okulary, nazywają mnie „marchewką w binoklach" albo „zardzewiałym gwoździem". Chyba urodziłem się na niewłaściwej planecie.
Najlepiej czuję się w towarzystwie Mona Lisy. Zawsze służy mi dobrą radą. Wczoraj miałem do rozwiązania trudne zadanie z matematyki: test wyboru. Mona Lisa zawsze kładła łapę na dobrych odpowiedziach!
Jeśli nie jestem z tej planety, to może z kociej?
W zeszłym tygodniu przechodziłem koło sklepu z zabawkami i zobaczyłem tam niesamowity statek kosmiczny z całą masą migoczących światełek. Może taką rakietą dałoby się polecieć w kosmos i odnaleźć moją prawdziwą planetę? Jestem pewien, że mieszkają tam rudowłose istoty, a blondynów i brunetów przezywa się „kukurydzianymi głowami" i „gnojowymi łbami".
Na mojej planecie nie zmusza się do uczenia na pamięć wierszyków, bo wszyscy wiedzą, że to niczemu nie służy. Nie potrzeba też kodów, żeby wejść do własnego domu. Wkrótce święta Bożego Narodzenia. Poproszę Świętego Mikołaja, żeby przyniósł mi ten statek kosmiczny.
Opowiedziałem o nim Mona Lisie. Wygląda na to, że popiera mój wybór.
50. ŻYCZENIA
Siedzę sobie po turecku, lewitując, pod drzewem w turkusowym lesie. Jezioro Poczęć chlupocze przyjemnie po prawej stronie. Trzy kule drgają nad moimi dłońmi. Za każdym razem gdy podłączam się do umysłów moich klientów, odczuwam lekki ból. Jak gdyby kontakt z czyimś ciałem pozwalał mi odzyskać odrobinę wrażliwości na bodźce cielesne.
Podchodzi do mnie Edmund Wells. Dotyka czubkiem palca kulę Igora, muska ręką kulę Venus.
– Teraz przynajmniej znasz najdogodniejsze sposoby oddziaływania na każdego z nich. Obserwacja znaków w wypadku Igora. Sny dla Venus. Kot dla Jacques'a. Ale uwaga, czasami twoi klienci sumują kilka sposobów, a czasami je zmieniają. Nie możesz wpaść w rutynę. Więc jakie są ich życzenia świąteczne?
– Igor życzy sobie… żeby jeden z jego kolegów został dźgnięty nożem w brzuch. Venus marzy o operacji plastycznej nosa, a Jacques prosi o jakąś plastikową zabawkę w kształcie pojazdu kosmicznego. Czy naprawdę muszę spełnić wszystkie ich życzenia?
Mój instruktor traci cierpliwość.
– Zostając aniołem, zobowiązałeś się, że nie będziesz kwestionował tej zasady. Nie wolno ci oceniać życzeń, twoja rola polega jedynie na ich spełnianiu.
– Kto wymyślił te reguły? Kto uważa, że spełnianie tych marzeń ma jakikolwiek sens? Czyżby Bóg?
Edmund Wells udaje, że nie usłyszał mojego pytania. Nachyla się nad jajami z miną zaniepokojonego kuchcika. Przygląda im się z różnych stron, rozmyśla przez chwilę i wreszcie oznajmia:
– Teraz, gdy już opanowałeś znajomość pięciu sposobów działania, nauczę cię trzech taktyk. Od najprostszej po najtrudniejszą. Pierwsza taktyka to tak zwana metoda kija i marchewki. Polega ona na motywowaniu klienta do dążenia naprzód, bądź to obiecując mu nagrodę, bądź też grożąc mu karą. Druga taktyka to „ciepło-zimno". Należy bardzo szybko stosować miłe i przykre niespodzianki i sprawić, by klient stał się bardziej uległy. Trzecią taktykę nazywam „kulą bilardową". Należy oddziaływać na osobę, która z kolei będzie oddziaływać na twojego klienta.
Następnie mój zadowolony z wygłoszonego przez siebie wykładu mentor odchodzi. Ledwie oddalił się kilka kroków, a już Raoul Razorbak, mój kusiciel, pojawia się przede mną.
– Chodźmy za nim.
Dyskretnie podążamy za nim wśród drzew, aż docieramy na niewielką polankę, gdzie Edmund Wells, siedząc po turecku, utrzymuje nad dłońmi jedną kulę, nie zaś trzy, której bardzo uważnie się przygląda. Czyżby instruktorzy mieli pod opieką jedną, starannie dobraną duszę?
Jajo migocze.
Edmund Wells porusza wargami. Przemawia do kuli.
– Czy jesteś gotowy, Ulissesie Papadopulosie? Oto nowe hasło do Encyklopedii wiedzy względnej i absolutnej.