Źródło: przypadkowa osoba biorąca udział w sondzie ulicznej.
Czwarte Niebo: pomarańczowa kraina. Terytorium cierpienia z powodu minionego czasu. Pochód zmarłych ciągnie się aż po horyzont, prawie jak kolejka do kasy kinowej.
Sądząc po ich ubraniach, niektórzy zdają się tu czekać od stuleci. Chyba że to statyści filmu katastroficznego, ofiary wypadku na planie. Tak czy owak niektórzy znajdują się tu już od dłuższego czasu.
Czekają.
Pomarańczową krainę chrześcijanie nazwaliby z pewnością czyśćcem. Czuję, że i my powinniśmy stanąć na końcu kolejki i czekać. Jednak już na Ziemi zawsze wolałem wpychać się przed pozostałych. Zachowanie to przysporzyło mi zresztą wielu kłopotów, a nawet stało się powodem kilku bójek na pięści. W każdym razie wymijamy kolejkę. Chociaż niektórzy protestują, krzyczą, że nie mamy prawa, nikt nas nie zatrzymuje.
Zmierzając ku początkowi kolejki, cofam się wraz z historią i odkrywam bohaterów bitew homeryckich, o których czytałem na lekcjach w szkole, filozofów greckich, królów państw, które już dawno zniknęły z map.
Miałbym ochotę poprosić ich o autograf, lecz miejsce i okoliczności niespecjalnie się do tego nadają.
Rose, Amandine i ja przelatujemy nad zmarłymi. Stanowią rozległą rzekę płynącą w stronę światła (Styks?). Wejście do pomarańczowej krainy jest jej źródłem, w miarę jak posuwamy się naprzód, rzeka zwęża się coraz bardziej, aż wreszcie staje się niewielkim strumyczkiem. W głębi widać jeszcze jedną matową ścianę. Pokonujemy Moch 4.
Nigdy nie myślę o śmierci. Boję się, że mogę ją tym sprowokować. Żyję tu i teraz, a potem niech się dzieje, co chce – zobaczymy.
Źródło: przypadkowa osoba biorąca udział w sondzie ulicznej.
Oto jesteśmy w Piątym Niebie. Żółta kraina. Świat Wiedzy. Tutaj poznajemy wielkie tajemnice ludzkości. Przechwytuję po drodze kilka cennych informacji, których niestety nie zdołam już przekazać nikomu z żyjących.
Ogarnia mnie poczucie własnej mądrości. Subtelne głosy wyjaśniają mi kwestie, których nigdy wcześniej nie mogłem pojąć. Jedną po drugiej poznaję odpowiedzi na pytania, które zadawałem sobie przez całe dotychczasowe życie.
Ogonek zmarłych kurczy się.
Wielu nieboszczyków zwleka – są zafascynowani odpowiedziami na pytania, które zawsze tak bardzo ich dręczyły. Strumyk zmienia się w strumyczek. Staram się nie dać oszołomić tymi frykasami dla umysłu. Dążę do światła. Wychodzę z Moch 5 i czuję…
Zdziwienie.
Tak, rzekłbym – obustronne zdziwienie. Zostałem niedawno zwolniony za dobre sprawowanie po odsiedzeniu kary trzydziestu lat więzienia. Mogę więc teraz mówić bezkarnie. Zabiłem czternastu ludzi. Kiedy zabijałem, dziwiłem się na widok zaskoczonych i wzburzonych ludzi, którym właśnie oznajmiałem, że zamierzam położyć kres ich życiu. Najwyraźniej wyobrażali sobie, że życie należy do nich, tak jak samochód, pies czy dom.
Źródło: przypadkowa osoba biorąca udział w sondzie ulicznej.
…że znajduję się w Szóstym Niebie. Odkrywam Piękno. Wizje jak ze snów, wrażenie kolorów i harmonii. Czuję się brzydki i głupi. Wielu nieboszczyków grzęźnie tutaj, zafascynowanych Pięknem.
Rose, moja żona, ciągnie mnie za ramię. Musimy iść dalej i nie dać się usidlić przez ten widok.
Idziemy naprzód. Jest nas coraz mniej.
Opuszczamy Moch 6 i docieramy do Siódmego Nieba, do białej krainy.
Tutaj migracja dusz zdaje się kończyć. Światło wydobywa się z głębi łańcucha górskiego. Najwyższy szczyt emanuje intensywnym blaskiem. Kieruję się w jego stronę. Wąska ścieżka prowadzi na Równinę Sądu.
Pośrodku długa rzeka zmarłych jest już zaledwie strużką. Płynie kropla za kroplą. Każda dusza czeka, by stojąca przed nią została wezwana do okienka, robi wtedy kolejny krok i staje na specjalnej, wyznaczającej granicę linii.
Rose, Amandine i ja wciskamy się do kolejki.
Podchodzi do nas przeźroczysta istota. Już na pierwszy rzut oka wiem, kto to. Klucznik. Odźwierny bramy do raju. Dla Egipcjan to Anubis, bóg zmarłych, dla hinduistów – Jama, Charon, przewoźnik na rzece Styks – dla Greków, Merkury, przewodnik dusz – dla Rzymian i święty Piotr – dla chrześcijan.
– Proszę za mną…
Rosły brodacz popatrzył na mnie z lekką wyższością.
– Zgoda.
Uśmiechnął się i kiwnął głową. Super, słyszy to, co mówię. Prowadzi nas wprost na Wyżynę Sądu Ostatecznego. Stajemy przed trzema sędziami, którzy przypatrują nam się w milczeniu. Słyszę, jak święty Piotr informuje ich:
Nazwisko: Pinson
Imię: Michael
Narodowość: francuska
Włosy w ostatnim życiu: brązowe
Oczy: brązowe
Wzrost w ostatnim życiu: 1,78 m
Znaki szczególne: brak
Wada: brak wiary w siebie
Zaleta: ciekawość
Wiem, kim są sędziowie. Oni również przyjmują różne imiona w zależności od mitologii: Zeus, Temida, Tanatos dla Greków. Maat, Ozyrys, Thot dla Egipcjan. Izanami, Izanagi, Omoi-kane dla Japończyków. Trzej archaniołowie: Gabriel, Michał i Rafał dla chrześcijan.
– Zważymy teraz twoją duszę – oznajmia najwyższy z trzech, Gabriel.
Czyli ta ektoplazma rzeczywiście jest moją duszą…
– Osądźmy ich wszystkich naraz – dodaje najgrubszy, Rafał.
Rozprawa nie trwa długo. Archaniołowie oskarżają nas o zdradzenie zbyt wielu sekretów dotyczących zaświatów, o podzielenie się wiedzą, którą zdobyliśmy podczas naszych badań w dziedzinie tanatonautyki – a jest ona zarezerwowana jedynie dla Wielkich Wtajemniczonych. Nie mieliśmy prawa wyjawiać ludziom sensu życia i śmierci.
– Gnani ciekawością, odkryliście Siedem Niebios i opowiedzieliście o nich w sposób czysto… bezinteresowny i laicki!
– Nikt nie wydał wam pozwolenia na szerzenie tego typu tajnych informacji.
– Gdybyście przynajmniej skryli je za otoczką paraboli i mitologii…
– Gdybyście chociaż uzależnili wyjawienie ich od przejścia pewnej inicjacji…
Archaniołowie wymieniają wszystkie szkody, jakie mogły wyrządzić zdradzone przez nas sekrety o świecie zmarłych.
– Ludzie mogliby zacząć popełniać samobójstwa wyłącznie z pobudek „turystycznych", z chęci „zwiedzenia" Raju!
– Na szczęście zareagowaliśmy w porę, by stłumić w zarodku wasze nietaktowne działania!
Archaniołowie stwierdzili, że chyba będą zmuszeni zniszczyć wszystkie dzieła na temat tanatonautów oraz wszystkie księgarnie i biblioteki je przechowujące. Uznali, że trzeba będzie sfałszować pamięć kolektywną ludzkości, by wymazać z niej wszelki ślad naszych badań. Na szczęście okazało się, że nie będzie to konieczne. Książka o tanatonautach nie wywołała właściwie żadnego oddźwięku. Nieliczni czytelnicy, którzy sięgnęli po nią przypadkiem, pomyśleli pewnie, że to zwykła powieść science fiction, jakich wiele. Wydarzenie, jakim było ukazanie się naszej książki, nie zostało w żaden sposób dostrzeżone, utonęło w morzu innych publikacji.
Na tym bowiem polega współczesna cenzura. Polega już nie na tuszowaniu, lecz na gubieniu ważnych treści w masie innych. Drażliwe książki dusi się w natłoku nudnych i banalnych pozycji.
Tak więc archaniołowie nie muszą interweniować bezpośrednio. Musimy jednak zostać ukarani za to, że wzbudziliśmy ich niepokój. Jest tylko jeden możliwy werdykt: winni.
– Jaka czeka nas kara? – pyta Amandine. – Piekło?
Trzej archaniołowie spoglądają na nią pobłażliwie.
– Piekło? Przykro nam, ale coś takiego nie istnieje. Jest tylko Raj albo… Ziemia. Ci, którym się nie udaje dostać do Raju, skazywani są na reinkarnację i powrót na Ziemię.