Выбрать главу

– Nie Ramon, nie Ramon… Edmond – poprawia się Papadopulos.

To nie do wiary. Jest głuchy jak pień!

– Raymond. Niezbyt popularne imię, ale tak właśnie się nazywa.

Papadopulos zamyka oczy i koncentruje się:

– R… R… Raymond. Niezbyt popularne imię, ale tak właśnie się nazywa.

– No i co dalej? – pyta Venus coraz bardziej zniecierpliwiona.

Muszę się pospieszyć, bo w przeciwnym razie gotowa jest wstać i trzasnąć drzwiami, zanim uda mi się jej pomóc. Szepczę do nadwyrężonej małżowiny usznej:

– Raymond Lewis ma ten sam problem, co ty. Jeszcze przed narodzinami utracił brata bliźniaka. Ta strata była u niego przyczyną migren. Łącząc się, uzupełnicie wasz brak rodzeństwa, a dusze waszych bliźniąt odzyskają wolność.

Medium tłumaczy jako tako główny sens mojej wiadomości. Venus zastyga w bezruchu. Tylko prawda może wprawić ludzi w takie osłupienie.

Papadopulos zdaje się najbardziej ze wszystkich obecnych poruszony moją interwencją. Od tak dawna nie otrzymał żadnego sygnału z zaświatów. Zbulwersowany wpada w panikę. Cóż za brak profesjonalizmu!

Podobno anioły nazywają śmiertelników klientami. My, duchy, używamy innej ksywki: „mięso". Lubię oddziaływać na „mięso".

174. ENCYKLOPEDIA

CYKL SIEDMIOLETNI (PIERWSZY KWADRAT 4 x 7): Ludzkie przeznaczenie ewoluuje cyklami siedmioletnimi. Każdy taki cykl kończy się kryzysem, który pozwala na przejście do następnego etapu.

Od 0 do 7 lat. Silny związek z matką. Horyzontalne postrzeganie świata. Rozwój zmysłów. Zapach matki, mleko matki, głos matki, ciepło matki i pocałunki matki to pierwsze punkty odniesienia. Okres ten kończy się zazwyczaj w chwili pęknięcia matczynego kokonu ochronnego i mniej lub bardziej ostrożnego odkrycia zewnętrznego świata.

Od 7 do 14 lat. Silny związek z ojcem. Pionowe postrzeganie świata. Konstrukcja osobowości. Ojciec staje się nowym, uprzywilejowanym partnerem w poznawaniu świata poza rodzinnym kokonem. Ojciec powiększa rodzinny kokon ochronny i staje się wzorem dla dziecka. Matka będzie kochana, ojciec zaś musi być podziwiany.

Od 14 do 21 lat. Bunt przeciwko społeczeństwu. Poznawanie materii. Rozwój intelektualny. Kryzys wieku młodzieńczego. Przychodzi ochota na zmienianie świata i niszczenie istniejących struktur. Młody człowiek porywa się wpierw na rodzinny kokon, a następnie na całe społeczeństwo. Nastolatka pociąga wszystko, co „buntownicze": ostra muzyka, postawa romantyczna, pragnienie niezależności, ucieczka, kontakty z gangami młodocianych, utożsamianie się z wartościami anarchistycznymi, systematyczne krytykowanie dawnych wartości. Okres ten kończy się opuszczeniem rodzinnego kokonu.

Od 21 do 28 lat. Asymilacja ze społeczeństwem. Stabilizacja po buncie. Nie zdoławszy zniszczyć świata, człowiek integruje się z nim, stawiając sobie za cel niepopełnianie błędów poprzedniego pokolenia. Poszukiwanie zajęcia ciekawszego niż praca rodziców. Poszukiwanie miejsca do życia ciekawszego niż dom rodziców. Próba stworzenia związku szczęśliwszego niż małżeństwo rodziców. Wybieramy partnera(kę) i zakładamy gospodarstwo domowe. Budujemy swój własny kokon. Okres ten kończy się zazwyczaj ślubem.

Tym sposobem człowiek wypełnia swoją misję i wyzwala się z pierwszego kokonu ochronnego.

KONIEC PIERWSZEGO KWADRATU 4x7 LAT.

Edmund Wells,

Encyklopedia wiedzy względnej i absolutnej, tom IV

175. JACQUES. 26 LAT

Dzisiaj obchodzę urodziny. Zamykam się w toalecie i staram się podsumować moje dotychczasowe życie. W wieku 26 lat mogę uznać się za przegranego. Nie zbudowałem komórki rodzinnej. Nie mam towarzyszki życia, nie mam dzieci, żyję sam, niczym samodzielny, lecz samotny szczur. Zgoda – mam zajęcie, które sprawia mi przyjemność, choć mimo wszystko nie mogę powiedzieć, że odniosłem prawdziwy sukces.

Mona Lisa II zmarła z powodu zbyt wysokiego poziomu cholesterolu. Pochowałem ją przy Mona Lisie I.

Mona Lisa III jest jeszcze tłustsza niż jej poprzedniczka. Ma cellulit na łapkach (weterynarz twierdzi, że coś takiego widzi po raz pierwszy). Bardzo lubi leżeć zwinięta w kłębek na moich kolanach. Razem oglądamy telewizję. Gościem audycji literackiej poświęconej „nowej literaturze" jest dziś nie kto inny, jak sam Mérignac.

Oznajmia, że od czasu do czasu doświadcza lęków egzystencjalnych i stawia sobie pewne pytania. Myślę, że się przechwala. Mérignac nie zadaje sobie pytań – przecież zna już wszystkie odpowiedzi. Mona Lisa III szepcze mi coś do ucha. Przypomina to kocie „miau", ale ja wiem, że chce mi dać do zrozumienia, że jest głodna.

– Zobaczmy, Mona Liso III. Pochłonęłaś już trzy puszki pasztetu z wątróbek i serduszek!

– Miau – bezwstydnie odpowiada zainteresowana.

– Nie mam ich już więcej, a na dodatek pada deszcz!

– Miau – nalega zwierzę.

Od razu widać, że to nie ona ma wyjść na zimno i deszcz w poszukiwaniu otwartego sklepu. Mam wrażenie, że spędzając czas w towarzystwie kotów, sam siebie oszukuję. Tak naprawdę brakuje mi ludzi. Zaczynam pojmować, że problem siedzi wewnątrz mnie. Specjalnie wybierałem trudne dziewczyny, przez które za każdym razem znajdowałem się w impasie. Tylko jak tu się teraz przeprogramować?

Mona Lisa III wciąż miauczy, wyłączam więc telewizor, wkładam płaszcz przeciwdeszczowy na piżamę i wyruszam na poszukiwanie puszki z pasztetem dla kotów. Słyszę pozdrowienia sąsiadów. Nigdy nie przeczytali moich książek, ale ponieważ uchodzę za autora science fiction, stanowię malowniczą postać w dzielnicy.

Supermarket na rogu ulicy jest już zamknięty, a w sklepie spożywczym pasztety z wątróbek i serduszek niestety się skończyły; zostały tylko puszki z tuńczykiem i łososiem w sosie curry. Wiem, że Mona Lisa III oprócz wątróbek i serduszek toleruje jeszcze tylko doradę faszerowaną kawiorem, która jest do kupienia, lecz po horrendalnej cenie.

Nie śmiem wrócić do domu z pustymi rękami. Puszka dorady faszerowanej kawiorem mnie dręczy. No dobra, w końcu to moje urodziny. Skoro spędzę je w towarzystwie kota, uczcijmy to wydarzenie razem. Dla siebie biorę spaghetti. A na deser? „Pływającą wyspę". Już mam sięgnąć po ostatnie opakowanie, kiedy czyjaś ręka chwyta pudełko dokładnie w tej samej chwili. Nie zastanawiając się, ciągnę je w swoją stronę. Udało się. Odwracam się, żeby spojrzeć w twarz mojemu rywalowi. Szeroko otwartymi oczyma przygląda mi się młoda dziewczyna.

– Czy nie jest pan przypadkiem Jacques'em Nemrodem?

Przytakuję.

– Tym pisarzem?

Spoglądam na nią. Ona wciąż na mnie patrzy. Jej usta rozszerzają się w uśmiechu i dziewczyna wyciąga do mnie dłoń.

– Nathalie Kim. Czytałam pańskie książki.

Bezwiednie cofam się, przy czym uderzam o coś twardego, znajdującego się za moimi plecami. Wali się na mnie cała piramida puszek z zielonym groszkiem.

176. VENUS. 26 LAT

Muszę go znaleźć. Muszę go znaleźć. Muszę go znaleźć. Ani w książce telefonicznej Los Angeles, ani Nowego Jorku nie ma żadnego doktora Raymonda Lewisa. Uciekam się do pomocy ogólnokrajowego biura informacji. Wkrótce nadchodzi odpowiedź. Dr Raymond Lewis, położnik, mieszka w Denver w stanie Kolorado.

Samolot, taksówka i oto stoję przed wytworną rezydencją przy równie wytwornej uliczce. Niemal rzucam się na dzwonek do drzwi. Oby tylko był w domu. Oby tylko był w domu.

Słyszę odgłos kroków, po czym niski, kompletnie łysy człowieczek w grubych okularach otwiera mi drzwi. Zapewne widział mnie już w kinie, gdyż oszołomiony przygląda mi się dłuższą chwilę.

– Chciałabym z panem porozmawiać. Czy mogę wejść?

Wydaje się co najmniej zdziwiony.

Zdejmuje okulary, odsłaniając oczy o bezkreśnie łagodnym spojrzeniu, i wyciera chusteczką wilgotne czoło.