Выбрать главу

– Teraz pora na ciebie, Michaelu – oznajmia mój instruktor. – Chodzi tu o jedną z twoich dusz.

Wsysam syna i matkę przez przeźroczysty kręgosłup, by następnie wypuścić ich przez czubek mojej czaszki. Razem wstępują do Raju.

– Oto zbliża się pora sądu dla pierwszego z twoich klientów – oznajmia mi Edmund Wells.

– Czy powinienem dołączyć do Igora?

– Nie, masz jeszcze czas. Najpierw musi pokonać Siedem Niebios i odczekać swoje w Czyśćcu. Przed tobą ważniejsze zadania. Pospiesz się, Michaelu, sporo się dzieje w życiu twoich klientów na Ziemi.

185. ENCYKLOPEDIA

SPRZYSIĘŻENIE OSŁÓW: W 1969 roku John Kennedy Toole napisał powieść Sprzysiężenie osłów. Tytuł nawiązuje do zdania Jonathana Swifta: „Kiedy na świecie zjawia się prawdziwy geniusz, można poznać go po tym, że wszystkie osły sprzysięgają się przeciwko niemu".

Swift nie mógł tego lepiej ująć.

Po długotrwałych poszukiwaniach wydawcy, w wieku trzydziestu dwóch lat, rozżalony i zmęczony Toole postanawia odebrać sobie życie. Jego matka odkrywa ciało, u stóp którego leży manuskrypt. Czyta go i stwierdza, że jej syn niesłusznie nie został doceniony. Udaje się do wydawcy i postanawia rozpocząć oblężenie jego biura. Swoją tuszą blokuje wejście, zmuszając wydawcę do przekraczania jej za każdym razem, gdy chce wejść lub wyjść z pracy. Ten jest przekonany, że uciążliwa kobieta wkrótce się znudzi, lecz pani Toole się nie poddaje. Wreszcie wydawca zgadza się przeczytać maszynopis, zastrzegając jednak, że jeśli uzna go za kiepski, nie wyda go.

Czyta. Stwierdza, że tekst jest doskonały. Wydaje go. Stowarzyszenie osłów zdobywa nagrodę Pulitzera.

To jednak jeszcze nie koniec historii. Rok później wydawca wydaje kolejną książkę podpisaną nazwiskiem Johna Kennedy'ego Toole'a: Neonowa Biblia, na podstawie której zostanie zresztą nakręcony film. Trzecia książka zostaje wydana już w następnym roku.

Zastanawiałem się, jakim sposobem autor, który popełnił samobójstwo z żalu, że nikt nie chciał wydać jego jedynej powieści, mógł pisać kolejne zza grobu. Okazało się, że wyrzuty sumienia pchnęły wydawcę do opróżnienia szuflady, w której składował niewykorzystane manuskrypty i zaczął wydawać je po kolei: nowele, a nawet wypracowania szkolne.

Edmund Wells,

Encyklopedia wiedzy względnej i absolutnej, tom IV

186. CHWILA

Nadeszła pora, by wrócić do Raju.

Jacques, mój Jacques, spotkał właśnie Nathalie Kim – Nathalie Kim Raoula! Czyste zrządzenie losu! Przypadki nie zawsze muszą być zorganizowane przez istoty wyższe.

Trzymając nasze kule w dłoniach, razem z Raoulem obserwujemy dalszy przebieg wydarzeń. Sferyczne ekrany rozbłyskują światłem.

– Ach, ci ludzie! – mówi Raoul. – Największą przykrość sprawia mi to ich dążenie za wszelką cenę do stworzenia związku. Kobiety i mężczyźni nie mogą się doczekać, kiedy wreszcie znajdą swoją parę, chociaż sami nie wiedzą, kim tak naprawdę są. Często popycha ich do tego strach przed samotnością. Młodzi, którzy pobierają się w wieku dwudziestu lat, są niczym budowniczowie na pierwszym piętrze budynku, który postanawiają wznieść wspólnymi siłami, przekonani, że kiedy dotrą do dachu, relacje między nimi utrwalą się na zawsze. Tymczasem szansa na sukces jest znikoma. Przy każdej kolejnej ewolucji świadomości któreś z nich dochodzi do wniosku, że potrzebny jest mu inny partner. Tak naprawdę, żeby stworzyć związek, potrzeba czterech składników: mężczyzny i jego cząstki kobiecości oraz kobiety i jej cząstki męskości. Pełne istoty nie szukają już u drugiej połowy tego, czego im brakuje. Mogą żyć razem, nie marząc o kobiecie idealnej albo o idealnym mężczyźnie, ponieważ znaleźli ich już w sobie – wyłuszcza mi swoją teorię mój niebieski towarzysz.

– Masz się za Edmunda Wellsa? – żartuję. – Zaczyna się od wykładów, a kończy na pisaniu encyklopedii, uważaj lepiej.

Raoul napusza się i udaje, że nie usłyszał mojej uwagi.

– Co tam widzisz?

– Rozmawiają.

– Jak się miewa ten twój Jacques?

– Średnio. Ma bandaż wokół głowy.

187. JACQUES. 26 LAT

Wokół głowy mam okręcony bandaż, ale czuję się lepiej. Już z daleka słyszę Nathalie Kim.

– Ależ się uśmiałam, czytając w pańskiej książce o tym tłustym i głupkowatym kocie, który spędza całe dnie na oglądaniu telewizji! Skąd to panu przyszło do głowy?

Nie umiem oderwać od niej oczu. Moje serce chce prawie wyskoczyć z piersi. Nie jestem w stanie wydusić z siebie ani słowa. Trudno, zabandażowana głowa posłuży mi za alibi. Słucham jej. Widzę ją. Upijam się nią. Czas się zatrzymał. Mam wrażenie, że znam ją już od bardzo dawna.

– Od dawna liczyłam, że uda mi się pana spotkać na Targach Książki, ale nieczęsto się pan tam pojawia, prawda?

– Ja… ja…

– Skąd u pana to zainteresowanie rajem i zaświatami? – pyta, podczas gdy ja pracuję nad wdychaniem i wydychaniem powietrza.

Nathalie popija w zamyśleniu zieloną herbatę.

– Czytałam w jakimś wywiadzie, że czerpie pan inspirację ze swoich snów. Muszę tu przyznać, że moje sny są zadziwiająco podobne do pańskich. Po przeczytaniu pańskiej ostatniej książki uderzył mnie fakt, że opisał pan raj w identyczny sposób, jak ja go sobie już wcześniej wyobrażałam: jako spiralę światła, ze strefami w różnych kolorach, które należy przemierzyć.

– Ja… ja…

Dziewczyna potrząsa swoimi długimi czarnymi włosami na znak zrozumienia. Wreszcie udaje mi się coś wyksztusić. I rozmawiamy… bardzo długo. Opowiadamy o sobie. Nasze życiorysy są dość podobne. Nathalie zawiodła się na wszystkich mężczyznach, których poznała. W końcu postanowiła z nikim się nie wiązać.

Nathalie mówi, że ma wrażenie, iż zna mnie od zawsze. Ja także czuję, że spotkaliśmy się jak gdyby po długiej podróży. Spuszczamy wzrok, speszeni tym wyznaniem. Czas zaczyna się dłużyć. Przeżywam całą scenę w zwolnionym tempie. Zdradzam jej, że dzisiaj, 18 września, przypadają moje urodziny. Nic nie sprawiłoby mi większej radości niż ten prezent, jakim jest nasza rozmowa. Proponuję jej mały spacer. Mona Lisa III poczeka jeszcze trochę na swój pasztet. Nie dam się tyranizować zwierzęciu.

Wędrujemy tak kilka dobrych godzin.

Nathalie opowiada mi o swojej pracy. Jest hipnoterapeutką.

– Siedemdziesiąt procent moich klientów to osoby, które chcą rzucić palenie – oznajmia.

– I to działa?

– Tylko w wypadku tych, którzy postanowili przestać palić jeszcze przed wizytą u mnie.

Uśmiecham się.

– Współpracuję też z dentystami. Są ludzie, którzy nie znoszą znieczulenia. Pomagam im poprzez hipnozę.

– Zastępuje pani anestezjologa?

– Właśnie. Dawniej programowałam pacjentów w taki sposób, że na czas wyrywania zęba przestawała płynąć w ich żyłach krew, przez co jednak nie tworzyły się skrzepy i rana się nie zabliźniała. Teraz proszę: „Tylko trzy kropelki, tylko trzy kropelki". Nasz mózg panuje naprawdę nad wszystkim. Wypływają tylko trzy krople krwi i ani jedna więcej.

– Uzależnienie od nikotyny i wyrywanie zębów… Czymś jeszcze się zajmujesz?

– Wprowadzając ludzi w stan hipnozy, pomagam im cofnąć się w przeszłość i usunąć „pluskwę", błąd oprogramowania, który był przyczyną ich życiowej porażki. Jeśli to okazuje się niewystarczające, szukam „pluskwy" w ich wcześniejszych wcieleniach. To dość zabawne.

– Żartujesz sobie ze mnie.

– Wiem, że to może się wydawać nieco… dziwne. Nie chcę wyciągać pochopnych wniosków, ale z samych obserwacji wynika, że moi pacjenci są w stanie zrelacjonować bardzo precyzyjnie wydarzenia będące częścią życiorysów już zmarłych osób. Po takim doświadczeniu następuje znaczna poprawa ich stanu. Czy muszę sprawdzać wiarygodność tych opowieści? Sam fakt, że mi je opowiadają, stanowi wystarczającą terapię.