191. JACQUES. 35 LAT
Nathalie jest taka piękna!
Od dziewięciu lat mieszkamy razem i wszystko jest dokładnie tak, jak pierwszego dnia. Nathalie prowadzi naszego starego gruchota. Trzymamy się za ręce. Jest piękna pogoda. Ciągniemy naszą żywą dyskusję, którą rozpoczęliśmy w dniu, w którym się poznaliśmy, i której do dzisiaj nie przerwaliśmy.
– Twierdzisz, że nie jesteś wierzący, myślisz zatem, że kierujesz swoim życiem jedynie za pośrednictwem wolnej woli? – pyta prosto z mostu.
– Myślę, że wolna wola dotyczy wyboru kobiety, która będzie za mnie decydowała – odpowiadam.
Nathalie wybucha śmiechem i nachyla się, żeby mnie pocałować.
192. UPS!
Uwaga, Jacques i Nathalie, to naprawdę nie jest dobry moment na czułości!
193. VENUS
Co się dzieje z tym samochodem jadącym zygzakiem z naprzeciwka? Zjechał z prawego pasa.
194. JACQUES
Zamykam oczy. Całujemy się.
195. UPS! UPS!
Ależ oni… Czym prędzej wysyłam Jacques'owi sygnał alarmowy. Raoul robi to samo względem Nathalie. Wysyłamy im obrazy, żeby wypuścili się z objęć, ci jednak nadal się całują, z coraz większą pasją.
Próbujemy teraz z przebłyskami niepokoju, wizjami katastrofalnych w skutkach karamboli samochodowych, lecz oni wciąż śnią na jawie i niczego nie przyjmują do wiadomości.
Nie zapięli nawet pasów! Szybko: kot! Wysyłam mu rozkazujący sygnał. Mona Lisa III daje susa z tylnego siedzenia i wbija pazury w szyję Nathalie.
Dywersja odniosła skutek. Nathalie dostrzega nadjeżdżający z naprzeciwka samochód. Wciska z całych sił hamulec i odbija kierownicą, żeby uniknąć czołowego zderzenia. Nathalie, jadąca lewą stroną drogi, ociera się o skalną ścianę. Venus i Raymond, jadący po prawej, zostają odrzuceni w stronę morza, a ich samochód wypada z szosy prowadzącej nad urwiskiem i spada w otchłań.
196. ENCYKLOPEDIA
MUTACJA: Niedawne odkrycie pewnego gatunku dorsza mutującego w zawrotnym tempie wielce zadziwiło badaczy. Ten żyjący w zimnych wodach gatunek okazuje się stworzeniem o wiele bardziej zaawansowanym ewolucyjnie niż inne odmiany spotykane w wodach ciepłych. Zjawisko to próbuje się tłumaczyć faktem, że dorsze żyjące w zimnej wodzie cierpią z powodu stresu związanego z tą właśnie temperaturą, dzięki czemu rozwinęły owe nieoczekiwane zdolności. Podobnie, trzy miliony lat temu, ludzie również rozwinęli złożone możliwości ewolucyjne, które nie są jednak przez nich wykorzystywane, bo po prostu nie ma takiej potrzeby. Trafiają do rezerwy. Tak więc dzisiejszy człowiek posiada w sobie olbrzymie zasoby ukryte w głębi genów, niezbadane, gdyż nie ma po co ich w sobie rozbudzać.
Edmund Wells,
Encyklopedia wiedzy względnej i absolutnej, tom IV
197. VENUS. 35 LAT
Usłyszałam, jak doktor mówił, że nic już nie da się dla mnie zrobić. Kawałki blachy powbijały się w niezbędne do życia organy wewnętrzne. Wkrótce umrę.
Kawałki zderzaka trafiły mnie prosto w twarz. Urodziłam się piękna, lecz umrę oszpecona. Swego czasu wyraziłam życzenie, żeby moja rywalka doświadczyła tego, co ja teraz. Cóż za ironia losu! Być może całe zło, którego życzymy innym, jest gdzieś katalogowane i wraca do nas później niczym bumerang.
Dziwne, że w chwili gdy konam, rozmyślam o cierpieniu Cynthii Cornwell, którego stałam się przyczyną, choć już dawno zapomniałam o tej rywalce.
To już koniec. Wyobrażałam sobie, że można żyć z dala od niebezpieczeństw, lecz idealne schronienie nie istnieje. Nawet jadąc ostrożnie, w bezpiecznym samochodzie, w demokratycznym kraju, siedząc u boku opiekuńczego męża, zapiąwszy pas bezpieczeństwa, przy całym postępie, jaki dokonał się w medycynie, technologii i ludzkości, nigdzie nie możemy czuć się w pełni bezpiecznie.
Czy powinniśmy byli z Raymondem wyjeżdżać na wakacje? Może powinniśmy byli siedzieć spokojnie w domu? Raymond.
Jedna rzecz mi się w życiu udała: związek. Wiem, że umrę. Czuję, jak rodzi się we mnie wiara. Czy trzeba zbliżyć się do śmierci, żeby uwierzyć w Boga? Chyba tak. W anioły wierzyłam, kiedy trapiły mnie drobne kłopoty, w Boga wierzę, kiedy pojawiają się poważne.
198. JACQUES. 88 LAT
Mam dzisiaj osiemdziesiąt osiem lat i wiem, że wkrótce umrę. Po co wytrzymałem tak długo? Chciałem doprowadzić do końca moją „misję".
Trzydzieści siedem książek. Chciałem wydawać jedną rocznie, co mi się niemal udało.
Napisałem ostatnią, tę, która wyjaśnia i łączy wszystkie pozostałe. Moi czytelnicy zrozumieją, dlaczego w moich powieściach zawsze pojawiały się postacie noszące te same nazwiska. Tak naprawdę wszystkie te książki stanowią jedną całość, nie ma między nimi żadnej przerwy. Wreszcie wyjaśniam, co łączy moje książki o szczurach z tymi o raju, o mózgu i inne.
Na komputerze, o który poprosiłem tutaj w szpitalu, napisałem ostatni wers: „Koniec".
Idealnym obrotem spraw byłoby, gdybym wyzionął ducha, wystukując to właśnie słowo, niczym Molier konający na scenie. Ale ja czekam. Śmierć nie jest łatwa. W ramach rozrywki jeszcze raz podsumowuję swoje życie. Wciąż dręczą mnie różne obawy, ale za sprawą Nathalie się zmieniłem. Udało mi się rozbić skorupkę samotności, gdyż dzięki Nathalie zebrałem wszystkie niezbędne składniki magicznej formuły: 1+1=3.
We dwoje jesteśmy samowystarczalni. Uzupełniamy się. Zrezygnowaliśmy ze zmieniania się nawzajem i zaakceptowaliśmy nasze wady.
Ona nauczyła mnie jeszcze lepiej wyzwalać się od myśli. Udaje mi się teraz wytrzymać ponad dwadzieścia sekund, nie myśląc o niczym, przez co łatwiej mi wypocząć. Wiem już, na czym polega prawdziwy związek. Sprowadza się to do jednego tylko słowa: „Porozumienie". „Miłość" zdegradowała się już zbytnio, żeby zachować jeszcze jakiś sens.
Porozumienie. Partnerstwo. Zaufanie.
Nathalie zawsze pierwsza czytała moje powieści i była ich najlepszym krytykiem. Ponieważ pasjonuje ją hipnoza i praktykuje regresję, twierdzi, że znaliśmy się również w poprzednich wcieleniach, jako zwierzęta i jako ludzie. Być może nawet jako rośliny. Ja byłem pyłkiem, a ona słupkiem. Kochaliśmy się w Rosji i w starożytnym Egipcie. Nic mi na ten temat nie wiadomo, ale miło się o tym myśli.
Oprócz tych wszystkich „sztuczek" Nathalie denerwuje mnie tylko pod jednym względem. Zawsze ma rację – ciężko sobie wyobrazić coś bardziej wkurzającego!
Mamy troje dzieci, dwie dziewczynki i chłopca. Pozwalałem im na wszystko. Poza tym nigdy nie zrezygnowałem z moich badań nad przyszłością. Z początku posługiwałem się nauką. Teraz jednak jestem przekonany, że naukowcy nie ocalą świata. Nie znajdą właściwych rozwiązań, wskażą jedynie szkody spowodowane złymi rozwiązaniami.
Jest już za późno, żeby bawić się w rewolucjonistów. Trzeba było się nauczyć złościć, kiedy byłem młody. Wściekłość to dar, który otrzymujemy w dniu narodzin. Pozostawiam za zadanie innym, a w szczególności mojej najstarszej córce, wyjątkowo zaciekłej i zbuntowanej, kontynuowanie tych poszukiwań.
Zawodowo czuję się spełniony. Byłem samodzielnym szczurem, a przecież zawsze o tym marzyłem. Musiałem jednak słono zapłacić za to, żeby nie mieć ani podwładnych, ani zwierzchników. Ale to chyba normalne. Swoim dzieciom mówiłem: „Najpiękniejszym prezentem, jaki mogę wam ofiarować, jest bycie szczęśliwym ojcem".
Jestem szczęśliwy, bo spotkałem Nathalie.
Jestem szczęśliwy, bo moje życie było ciągiem odrodzeń, pełnym niespodzianek i podawania w wątpliwość, co zmusiło mnie do rozwoju.