Jeszcze wcześniej byłem baleriną wiedeńską. Piękną, ujmującą, prowokującą tancerką, zafascynowaną stosunkami damsko-męskimi. Uwielbiałam manipulować moimi adoratorami. Wielu mężczyzn nieźle nabrałam. Inne dziewczęta z grupy baletowej zwierzały mi się. Chciałam zrozumieć zasady rządzące podświadomością. Uważałam się za królową wszystkich serc, wreszcie jednak popełniłam samobójstwo z powodu pewnego przystojniaka, który okazał się obojętny na moje wdzięki.
W dwunastym wieku byłem japońskim samurajem. Ćwiczyłem sztuki walki, chcąc osiągnąć doskonałość ruchów. Nie zastanawiałem się nad niczym i byłem ślepo posłuszny mojemu szogunowi. Zginąłem podczas pojedynku w czasie wojny.
W ósmym wieku byłem druidem żądnym zgłębienia najskrytszych tajemnic natury. Uczyłem innych, jak leczyć choroby za pomocą traw i kwiatów. Byłem świadkiem ataku barbarzyńców na Wschód. Przemoc ludzi wywarła na mnie tak wielkie wrażenie, że wolałem odebrać sobie życie, niż nadal żyć pośród nich.
W starożytnym Egipcie byłem niewolnicą w haremie faraona. Krążyłam bezczynnie, spokojna i rozpieszczana, po pałacowym ogrodzie, starając się wydrzeć mojemu ulubionemu eunuchowi nieco jego wiedzy astronomicznej. Przed śmiercią ze starości przekazałam swoją wiedzę najwierniejszej przyjaciółce.
Tyle wcieleń, tyle chęci pogłębiania wiedzy i tyleż porażek.
Edmund Wells stara się mnie podnieść na duchu:
– Od zawsze miałeś potrzebę szukania sposobu na szerzenie wiedzy. Teraz wreszcie jest ci to dane, po tylu istnieniach, tylu nadziejach i porażkach.
Mój mentor zdradza mi, że Droga Mleczna ma dwanaście zamieszkanych planet. Nie są to jednak koniecznie istoty człekokształtne, cielesne.
– Ziemia w Układzie Słonecznym jest znanym wakacyjnym kurortem dla dusz, tutaj bowiem mogą one liczyć na najbardziej emocjonujące wrażenie: doświadczenie materii.
– Materii?
– Tak jest. Oprócz Czerwieni, którą już zwiedziłeś, istnieją jeszcze inne planety, na których dusze nie mogą jednak doświadczać wcielenia. Materia nie jest w gruncie rzeczy aż tak rozpowszechniona. Dlatego właśnie musiałeś pokonać tyle lat świetlnych, żeby natrafić na ślady życia. Dusze, nawet te bardzo posunięte w ewolucji, są zawsze pod wielkim wrażeniem, gdy mogą po raz pierwszy poczuć rozkosz znalezienia się w ciele i doświadczenia świata. Przyjemność, jaką daje pięć zmysłów, jest jednym z najsilniejszych wrażeń dostępnych we wszechświecie. Ach! Poczuć pocałunek! Nawet ja tęsknię za podmuchem morskiego powietrza albo za delikatnym zapachem róży. Wreszcie…
Edmund przyjmuje smutny wyraz twarzy i ciągnie dalej:
– Jednak ogół ziemskiej ludzkości jest zapóźniony i powinien wznieść się w górę. Wysyłamy więc dusze z jedenastu innych planet, które uzbierały 500 punktów i więcej, żeby nieco podnieść ziemską średnią, utrzymującą się na poziomie 333 punktów. To właśnie przypadek Nathalie Kim, doskonałej duszy przybyłej z daleka.
Edmund Wells umieszcza moją duszę na czubku swojego palca wskazującego i zaczyna bawić się nią jak żongler piłeczką. Nagle robi coś strasznego. Wciska świetlną kulę w moją klatkę piersiową!
204. ENCYKLOPEDIA
KOT SCHRÖDINGERA: Niektóre wydarzenia mają miejsce tylko dlatego, że są obserwowane. Gdyby nikt nie patrzył, nie istniałyby. Na tym polega doświadczenie znane pod nazwą „kot Schrödingera".
Kot zostaje zamknięty w hermetycznym i nieprzeźroczystym pudełku. Aparatura wyzwala w przypadkowych odstępach czasu wyładowania elektryczne o mocy wystarczającej, by zabić zwierzę. Włączamy je, a następnie wyłączamy. Czy śmiertelna dawka została wyzwolona? Czy kot jeszcze żyje?
Dla klasycznego fizyka jedyną metodą sprawdzenia jest otworzenie pudełka i przekonanie się na własne oczy. Fizyk kwantowy gotów jest przyjąć, że kot jest w 50 procent martwy, a w 50 procent żywy. Dopóki pudełko nie zostanie otwarte, możemy zakładać, że znajduje się w nim kot w połowie żywy i w połowie martwy. Pomijając jednak owe dywagacje na temat fizyki kwantowej, zauważmy, że istnieje pewna istota, która wie, czy kot jest żywy czy też martwy, nie musząc w tym celu otwierać pudełka: jest nią sam kot.
Edmund Wells,
Encyklopedia wiedzy względnej i absolutnej, tom IV
205. W STRONĘ NOWEGO ŚWIATA
Moja dusza błyszczy wewnątrz mnie niczym maleńkie słoneczko. Czy to możliwe, że zostałem zwrócony sam sobie? Czy to możliwe, bym przestał być czyjąś marionetką? Z początku odczuwam to przeniknięcie do strefy pełnej wolnej woli jako coś przerażającego. Zaczynam rozumieć, że nigdy mnie nie nauczono, jak przyjąć odpowiedzialność za wolność, której zawsze tak bardzo pragnąłem. Teraz chciałbym czuć, że ktoś tam w górze, jakieś tajemnicze istoty inteligentniejsze niż ja, zajmują się ochranianiem mnie i naprowadzaniem na właściwą drogę. Ten okrutny gest Edmunda Wellsa zmusił mnie do radzenia sobie samemu. Gdybym wiedział, że to właśnie będzie nagrodą dla „szóstki", być może nie byłbym aż taki hardy. Ta wolność mnie przeraża! Jak trudno pogodzić się z faktem, że jest się jedynym panem samego siebie!
Nie mam jednak czasu na te rozważania, gdyż mój mentor ciągnie mnie w głąb jakiegoś korytarza.
Ten kończy się jak butelka Kleina: pętlą, która odwraca się, by wtopić się w jedną ze ścianek naczynia w taki sposób, że szyjka staje się jej wnętrzem. Znajduję się w samym środku… Jeziora Poczęć.
– Nie bardzo rozumiem… – zaczynam.
– Przypomnij sobie zagadkę, jaką zadawałeś w Tanatonautach: jak narysować okrąg i jego środek, nie odrywając ołówka od papieru. Zwykła dziecinna zagadka. Podałeś na końcu rozwiązanie: zagiąć róg papieru, przy czym lewa strona ma posłużyć za przejście pomiędzy punktem i okręgiem. Wystarczy po prostu narysować spiralę. W rzeczywistości dzięki tej zagadce rozwiązałeś zagadkę największą ze wszystkich. Żeby ewoluować, trzeba zmienić tor.
Wszystko stawało się jasne. Szóstka jako spirala. Duchowa szóstka. Duchowość. Duchowość to wyjście ruchem spiralnym z części zewnętrznej i w stronę centrum. Dotarłem do swojego centrum. Teraz zmierzam w stronę środka anielskiej krainy.
– Chodź za mną! – nakazuje Edmund Wells.
Znajdujemy się w wodach Jeziora Poczęć. Nad powierzchnią rozróżniam aniołów instruktorów wybierających swoje dusze. Dostrzegam nawet Jacques'a Nemroda. A więc i on postanowił zostać aniołem…
– Oni nas nie widzą? – pytam.
– Nie, żeby widzieć, trzeba rozumieć. Kto szukałby czegokolwiek w głębinie Jeziora Poczęć?
Dociera do mnie poczucie straconego czasu.
– Więc mogłem znaleźć się tutaj bezpośrednio?
– Oczywiście. Już pierwszego dnia ty i Raoul mogliście odkryć to wszystko, zgłębiając „środek i wnętrze" zamiast „dali i wierzchu".
Poruszamy się w wodzie stawiającej niewiele większy opór niż powietrze. Edmund Wells prowadzi mnie w stronę środka jeziora. W głębi migocze maleńka różowa gwiazda.
– Gdy się wystarczająco skoncentruje, można sięgnąć środka. Dotykając środka, przenika się go i wychodzi w następnym wymiarze. Za każdym razem, kiedy wydostajemy się poza obwód koła i docieramy do jego centrum, zmieniamy wymiar, a więc także sposób pojmowania czasoprzestrzeni. Ty, który zwiedziłeś wszystko, co było do zwiedzenia we wszechświecie – chodź teraz za mną, pokażę ci inny.
– Czy… czy idziemy do świata bogów?
Edmund udaje, że nie usłyszał mojego pytania.
Powoli zbliżamy się do różowej poświaty. Ku mojemu zaskoczeniu widzę, że w środku znajduje się…