– Nauczę cię jeszcze jednego określenia w żargonie anielskim. Te kule kontroli dusz, które masz właśnie przed sobą, nazywamy „jajami". Bo wysiadujemy je jak kury swoje jaja.
Edmund Wells siada koło mnie.
– Teraz pora na przyznanie duszy.
– Można je wybierać?
Uśmiecha się.
– Nie. W tym wypadku interweniuje świat nad nami, „siódemka".
Czekamy. Jedna po drugiej kule rozbłyskują, jak gdyby dokonało się w nich wyładowanie elektryczne. Edmund Wells przygląda się pierwszej rozpalonej kuli i oznajmia mi, że Jacques otrzymał właśnie duszę Indianina żyjącego w ubiegłym stuleciu. Był wędrownym gawędziarzem, chodzącym od plemienia do plemienia, by przekazywać legendy swego ludu. Pewnej nocy na jego obozowisko napadli poszukiwacze złota. Próbował się ukryć, lecz napastnicy dogonili go i złapali. Obcięli mu jego długie czarne warkocze nasączone niedźwiedzim tłuszczem, z których był taki dumny, a następnie powiesili.
Liczba punktów uzyskana przy ważeniu duszy: 350.
Edmund Wells bada drugą kulę, która właśnie rozbłysła. Igorowi przydzielono duszę francuskiego astronauty. Samotnik, miał trudne dzieciństwo, kłótliwą matkę. Poznał życie w więzieniu, lecz wykupił się dzięki niebezpiecznym wyprawom w kosmos, na które zgłosił się na ochotnika. W wyniku zawodu miłosnego odebrał sobie życie podczas jednej z wyjątkowo ryzykownych misji…
Liczba punktów uzyskana przy ważeniu duszy: 470.
Co do trzeciej kuli, Venus stała się właśnie schronieniem dla duszy bogatego Chińczyka, zmarłego już ponad dwa wieki temu. Epikurejczyk, choć wątłego zdrowia, miał słabość do dobrego jedzenia i pięknych kobiet. Zaliczał się do przyjaciół samego cesarza i bywał w towarzystwie najpotężniejszych osób w państwie. Podczas jednej z podróży przez prowincję napadli go rabusie, którzy obrabowali go, by następnie pochować żywcem. Długo miotał się pod ziemią. Straszliwa śmierć…
Liczba punktów uzyskana przy ważeniu duszy: 320.
– Nieźle – kiwa głową z zadowoleniem Edmund Wells. – Dwie z twoich dusz przekraczają 333 punkty.
– A co oznacza posiadanie 333 punktów?
– Chodzi tu o średnią poziomu świadomości. Jeśli doda się punkty zdobyte przez dusze sześciu miliardów istot ludzkich i wyciągnie się z nich średnią, otrzymamy właśnie 333. Oznacza to, że mimo wszystko większość ludzi znajduje się bliżej ziemi niż nieba. Na nas spoczywa ciężar zwiększenia wartości owej średniej.
Przyglądam się moim „klientom" w ich „jajach".
– Naszym celem – ciągnie Edmund – jest podniesienie poziomu świadomości. „Gdy jedna dusza się wznosi, cała ludzkość wznosi się wraz z nią".
– Chcesz powiedzieć, że jeśli uda mi się podnieść poziom przynajmniej jednego z moich klientów, cała ludzkość wespnie się z poziomu 333 na 334?
– Postępy nie są aż tak spektakularne. Znaczna liczba ludzi musiałaby przejść pewną ewolucję, żeby średnia zwiększyła się o jeden punkt – wyjaśnia mój mentor.
Prosi mnie, bym uczestniczył w narodzinach moich podopiecznych, by nałożyć na nich, tuż po wyjściu z brzucha matki, anielski odcisk. Ten gest połączy nas – anioła stróża i strzeżonego śmiertelnika. Pozwoli im to zapomnieć o poprzedniej karmie.
– Wystarczy dotknąć ich pod nosem, by stworzyć rynienkę – Edmund pokazuje ów gest, dotykając mojej twarzy. – Ale potem, ostrzegam, masz całkowity zakaz wracania na Ziemię!
13. ENCYKLOPEDIA
WSPÓŁPRACA-WZAJEMNOŚĆ-PRZEBACZENIE: W 1974 roku filozof i psycholog Anatol Rapoport z Uniwersytetu w Toronto wysunął tezę, iż„najskuteczniejszymi" sposobami zachowywania się w stosunku do drugiego człowieka są: 1) współpraca, 2) wzajemność i 3) przebaczenie. Oznacza to, że jeśli dany osobnik, struktura lub grupa napotyka innego osobnika, strukturę lub grupę, w jego interesie leży zaproponowanie przymierza, następnie – zgodnie z regułą wzajemności – osobnik ten może dawać drugiemu tyle, ile od drugiej strony otrzymuje. Jeśli tamten mu pomoże, on także pomaga, jeśli drugi wykaże się agresją, ten również okaże swoją wrogość, w taki sam sposób i o takim samym natężeniu. Na koniec przychodzi czas na przebaczenie i propozycję współpracy. W 1979 roku matematyk Robert Axelrod zorganizował turniej autonomicznych programów komputerowych naśladujących ludzkie zachowania. Jedynym wymogiem było uzupełnienie każdego z programów o funkcję komunikacji, pozwalającą na ich porozumiewanie się między sobą.
Do Roberta Axelroda nadesłano 14 dyskietek z programami – ich autorami byli głównie jego koledzy z uczelni. Każdy program rządził się innymi prawami zachowań (najprostsze miały zaledwie dwie linijki kodu, najbardziej skomplikowane – około stu). Miał zwyciężyć ten, który zdobędzie największą liczbę punktów. Niektóre programy stosowały strategię polegającą na jak najszybszym wyeksploatowaniu przeciwnika, skradzeniu jego punktów i zmienieniu partnera. Inne próbowały radzić sobie same, strzegąc zdobytych punktów i unikając kontaktów z tymi, które mogłyby je im odebrać. Jeszcze inne stosowały zasady typu: „Jeśli przeciwnik okazuje wrogość, zażądać, by przestał, a następnie przystąpić do wymierzania kary" lub „Współpracować, a następnie zdradzić przez zaskoczenie".
Każdy z programów przeciwstawiono 200 razy każdemu z pozostałych.
Zwyciężył program Anatola Rapoporta, wyposażony w funkcję zachowania WWP (Współpraca-Wzajemność-Przebaczenie). Co więcej, program WWP, umieszczony pośród innych, z początku przegrywał w obliczu agresywnych przeciwników, wreszcie jednak zwyciężał, a nawet stawał się „zaraźliwy". W miarę jak inne programy orientowały się, że stosuje najskuteczniejszą metodę zdobywania punktów, same przyjmowały jego postawę. Prawo WWP okazało się więc najbardziej opłacalne na dłuższą metę. Każdy może je zastosować w życiu codziennym. Oznacza to, że należy zapomnieć o wszystkich obelgach, jakimi obrzuca nas kolega z pracy i stale proponować mu wspólne działanie. Dowiedziono, że ta metoda popłaca. To nie zwykła uprzejmość, lecz metoda zadbania o własny interes, którego skuteczność wykazała informatyka.
Edmund Wells,
Encyklopedia wiedzy względne i absolutnej, tom IV
14. PŁÓD JACQUES. MINUS 2 MIESIĄCE
No proszę, jakie to dziwne… Pływam. Znajduję się w worku wypełnionym mętnym płynem. To moja matka? Zapewne.
Pamiętam swoje poprzednie życie. Byłem Indianinem. Opowiadałem historie przy ognisku. A potem nadeszli Biali. Zabili mnie. Powiesili.
Teraz wracam na ziemię. Pytanie, gdzie dokładnie? Do jakiego kraju, do jakiej epoki, do jakich rodziców? Trochę się boję.
Słyszę głosy. To pewnie moja nowa matka. Co mówi? Aż dziw, że tak dobrze ją rozumiem. Mama mówi o mnie. Mówi, że nazwie mnie Jacques. Mówi, że w nocy ją kopię, a wtedy widzi przez skórę moje piętki. A więc lubi to? Dobra, no to znów zaczynamy wierzgać!
Mówi, że chce stosować haptonomię.
– Co to jest haptonomia? – pyta ją przyjaciółka.
– Technika pozwalająca na współuczestnictwo ojca w ciąży. Kładzie on ręce na brzuchu żony sygnalizując tym sposobem, że jest drugą istotą zwracającą uwagę na płód.
To prawda. Wczoraj czułem jego dłonie. Więc mam nie tylko mamusię, lecz także tatusia.
Mama wyjaśnia, że ja, Jacques, doskonale rozpoznaję dłonie mojego ojca i gdy tylko tatuś położy je na jej brzuchu, ja od razu się w nie wtulam.
Ciągnę za pępowinę. Nudzi mi się tutaj. Ciekawe, jak będzie na zewnątrz.