Stukały kule bilardowe.
Ten meczet nazywa się Bolo-Chauz. Jest to unikalny zabytek architektury Środkowej Azji XVIII wieku, właściwie jedyny, jaki z tego okresu ocalał. Portal i ściany Bolo-Chauzu zdobi ornament drzewny, którego piękno i precyzja nie mają sobie równych. Każdy musi się tym zachwycać.
Zajrzałem do wnętrza. Było tam sześć zielonych stołów, przy każdym stole młodzi chłopcy o rozwichrzonych, jasnych czuprynach grali w bilard. Tłum kibiców dopingował zawodników. Wynajęcie stołu kosztuje 80 kopiejek za godzinę, więc tanio, jest dużo chętnych, przed wejściem stoi kolejka. Nie chciało mi się stać w kolejce, przez to nie mogłem dobrze obejrzeć wnętrza i wróciłem do czajchany.
Oślepiające słońce padało na plac. Po placu wałęsały się psy. Z twierdzy wychodziły wycieczki, najpierw Amerykanki, potem dzieci. W meczecie stukały kule, chłopcy pokrzykiwali. Między twierdzą zamienioną w muzeum a meczetem zamienionym w salę bilardową siedzieli Uzbecy i pili herbatę. Siedzieli w milczeniu, zwróceni twarzami do meczetu, bo tak nakazuje zwyczaj ojców. W milczącej obecności tych ludzi była jakaś godność i mimo szarych chałatów wyglądali oni dostojnie. Miałem ochotę podejść i uścisnąć im ręce. Chciałem im jakoś wyrazić swój szacunek, ale nie umiałem tego zrobić. W tych ludziach, w ich zachowaniu, w ich mądrym spokoju było coś, co w tym momencie budziło mój spontaniczny i rzeczywisty podziw. Od pokoleń siadali w tej czajchanie, która była stara, może starsza niż twierdza i meczet. Wiele rzeczy jest teraz innych, wiele, ale nie wszystkie. Można by powiedzieć, że świat się zmienia, ale nie zmienia się zupełnie, w każdym razie nie zmienia się na tyle, żeby Uzbek nie mógł posiedzieć w czajchanie i wypić herbaty nawet w godzinach pracy.
W Bucharze zobaczyłem jeszcze rojne i kolorowe bazary. Są to stare bazary, tysiącletnie, a jednak ciągle żywe, wypełnione tłumem ludzkim. Erkin pokazał mi bazar, po którym lubił przechadzać się Awicenna. Pokazał mi bazar, gdzie kupował daktyle Ibn Batuta. Małe sklepiki, stragany, stoiska, każde z numerem, bo upaństwowione. Erkin powiedział, że Uzbek woli przepłacić, ale kupi na bazarze, a nie w sklepie. Bazar to tradycja, to miejsce spotkań i rozmów, to drugi dom.
Byłem też na dziedzińcu Medrese Mir-I-Arab. Medrese — to muzułmański uniwersytet. Mir-I-Arab jest imponującym zespołem architektonicznym, zbudowanym w 1503 roku, a teraz poddanym troskliwej restauracji. Po Rewolucji uniwersytet został zamknięty, obecnie jest znowu otwarty. Nowa nazwa uczelni brzmi:
„Seminarium Duchowne Muzułmanów Środkowej Azji i Kazachstanu”.
Kolor Buchary jest brunatny, to kolor gliny wypalonej w słońcu. Kolor Samarkandy jest intensywnie błękitny, to kolor nieba i wody.
Buchara jest kupiecka, hałaśliwa, konkretna i materialna, jest miastem towarów i rynków, jest wielkim składem, pustynnym portem, brzuchem Azji. Samarkanda jest natchniona, abstrakcyjna, wyniosła i piękna, jest miastem skupienia i refleksji, jest nutą i obrazem, jest zwrócona do gwiazd. Erkin powiedział mi, że Samarkandę trzeba oglądać w noc księżycową, kiedy jest pełnia. Ziemia pozostaje ciemna, cały blask przejmują mury i wieże, miasto zaczyna świecić, a potem unosi się do góry, jak lampion.
H. Papworth w swojej książce „The Legend of Timur” (Londyn 1937) chciałby kwestionować fakt, że cud Samarkandy jest dziełem Timura, zwanego też Tamerlanem. Jest coś niepojętego w tym — pisze autor — że miasto, które całym swoim pięknem i kompozycją kieruje myśl człowieka w stronę mistyki i kontemplacji, zostało stworzone przez tak okrutnego demona, łupieżcę i despotę, jakim był Timur.
Nie da się jednak zaprzeczyć, że to, co stanowi o sławie Samarkandy, powstało na przełomie XIV i XV wieku, a więc za panowania Timura. Postać Timura to zadziwiający fenomen historii. Jego nazwisko budziło grozę przez dziesiątki lat. Był to wielki władca, który trzymał pod butem Azję, ale ta wielkość nie przeszkadzała mu w zajmowaniu się drobiazgami. Timur poświęcił drobiazgom wiele uwagi. Jego armie słynęły z okrucieństwa. Tam, gdzie pojawił się Timur — pisze arabski historyk Zaid Wosifi — „krew wylewała się z ludzi jak z naczyń”, a „niebo miało kolor pola tulipanów”. Timur sam stawał na czele wypraw, sam wszystko nadzorował. Tym, których podbił, kazał ścinać głowy. Kazał z czaszek budować wieże, budować mury i drogi. Sam doglądał, jak postępują prace. Kazał kupcom pruć brzuchy i szukać w nich złota. Sam doglądał, czy pilnie szukają. Kazał truć przeciwników i oponentów. Sam szykował im mikstury. Niósł śmierć i ta misja pochłaniała go przez pół dnia. W drugiej połowie dnia pochłaniała go sztuka. Timur poświęcał się krzewieniu sztuki z takim samym oddaniem, z jakim poświęcał się krzewieniu śmierci. W świadomości Timura między śmiercią i sztuką przebiegała niesłychanie wąska granica, i to jest właśnie ten moment, którego Papworth nie może zrozumieć. To prawda, że Timur ścinał. Ale jest również faktem, że ścinał nie wszystkich. Kazał zostawiać przy życiu ludzi twórczych kwalifikacji. W imperium Timura najlepszym azylem był talent. Timur ściągał talenty do Samarkandy, zabiegał o każdego twórcę. Nie dał ruszyć nikogo, kto nosił w sobie iskrę bożą.
Twórcy kwitnęli i kwitnęła Samarkanda. Miasto było jego dumą. Na jednej z bram Timur kazał wypisać zdanie: Jeżeli wątpisz w naszą potęgę — spójrz na nasze budowle!” i zdanie to przeżyło Timura o wiele wieków. Jeszcze dziś Samarkanda oszałamia nas swoim niepowtarzalnym pięknem, doskonałością formy, geniuszem plastycznym. Każdej budowli Timur doglądał sam. To, co było nieudane, usuwał, a miał smak doskonały. Rozważał różne warianty ornamentów, dbał o delikatność rysunku, o czystość linii. A potem rzucał się znowu w wir nowej wyprawy, w rzeź, w krew, w płomień, w krzyk.
Papworth nie rozumie, że Timur uprawiał grę, na którą stać niewielu ludzi. Timur pokazywał granice możliwości człowieka. Timur pokazał to, co później opisał Dostojewski: że człowiek może wszystko. Dzieło Timura można wyrazić zdaniem, które należy do Saint-Exupery'ego: „Tego, co zrobiłem, nie zrobiłoby nigdy żadne zwierzę”. I w dobrym, i w złym. Nożyce Timura miały dwa ramiona — ramię tworzenia i ramię niszczenia. Są to ramiona działania każdego człowieka. Tylko że zwykle te nożyce są ledwo rozchylone. Czasem są rozchylone bardziej. U Timura były rozwarte do końca.
Erkin pokazał mi w Samarkandzie grób Timura, zrobiony z zielonego nefrytu. Przed wejściem do mauzoleum jest napis, którego autorem jest Timur: „Szczęśliwy, kto wyrzekł się świata wcześniej, nim świat wyrzekł się jego”.
Umarł mając 69 lat, w 1405 roku, w czasie wyprawy na Chiny.
:. Tak więc, kiedy jesienią 1989 zacząłem cykl moich podróży po ziemiach Imperium, moje kontakty z tym mocarstwem, choć sporadyczne i krótkotrwałe, miały już swoją długą historię. Myślałem, że będą mi one teraz wielką pomocą. Myliłem się. Ten ostatni cykl podróży był dla mnie wielką rewelacją i to z dwóch względów: po pierwsze — nigdy nie zajmowałem się bliżej tym krajem, nie byłem specjalistą, nie byłem rusycystą, sowietologiem, kremlologiem itd. Pochłaniał mnie Trzeci Świat, kolorowe kontynenty Azji, Afryki i Ameryki Łacińskiej i temu się niemal wyłącznie poświęcałem. Moja rzeczywista znajomość Imperium była więc znikoma, wyrywkowa, powierzchowna. Po drugie — w miarę oddalania się epoki stalinowsko-breżniewowskiej nasza wiedza o tym systemie i kraju rośnie w postępie geometrycznym. Już nie tylko każdy rok i miesiąc przynoszą nowe materiały i informacje, ale każdy tydzień i dzień! Ktoś, kto dopiero dziś zaczyna interesować się komunizmem jako ideologią i Imperium jako jego praktyczno-mocarstwowym wcieleniem, może nie zdawać sobie sprawy, że 90, jeśli nie więcej, procent dostępnych mu teraz materiałów jeszcze kilka lat temu nie znało światła dziennego!