Выбрать главу

Przypomnijmy datę, bo jest istotna: czerwiec 1933. Czerwiec 1933 to jeden z tych miesięcy, kiedy pola i drogi Ukrainy zasłane są dziesiątkami tysięcy trupów ludzi zmarłych z głodu, a wypadki (dziś ujawnione) zjadania własnych dzieci przez kobiety oszalałe z głodu i nieświadome już swoich czynów nie są rzadkością. Z głodu umierają zresztą wówczas nie tylko na Ukrainie. Umierają i na Powołżu, i na Syberii, na Uralu i nad Morzem Białym.

Tak, to działo się wszystko razem — i zburzenie świątyni, i miliony ludzi zamorzonych na śmierć, i pałac, który miał przyćmić Amerykę, i kanibalizm owych nieszczęsnych matek.

Z powodu budowy Pałacu Sowietów rodziły się dwa pytania: pierwsze — dlaczego ma być aż taki ogromny, drugie — dlaczego ma stanąć dokładnie tam, gdzie wznosiła się Świątynia Chrystusa Zbawiciela.

Dlaczego taki ogromny, już wiemy — chodziło o to, żeby dogonić i prześcignąć. A dlaczego ta lokalizacja? (Dodajmy, że świątynia stała na fatalnym gruncie, na tak zwanej kurzawce, to znaczy na ziemi ruchomej, niestałej, porowatej, ciągle podchodzącej wodą. Gleba to dla budownictwa zdradliwa, kapryśna, podwajająca koszta każdej inwestycji, choć koszta, co prawda, nie miały tu żadnego znaczenia.)

Długo głowiłem się nad znalezieniem odpowiedzi, aż wyratowała mnie wizyta w Irkucku. Miałem tam ze sobą stary przewodnik po mieście. Była w nim fotografia wielkiego placu, na którym stała bardzo dekoracyjna cerkiew — sobór katedralny z 1894 roku. Odnalazłem plac, ale nie zobaczyłem soboru. — Gdzie jest ta cerkiew? — spytałem jakiegoś przechodnia, pokazując mu w przewodniku fotografię soboru. — A tu — odpowiedział niechętnie i wskazał palcem na ciężką, szarą budowlę, nad którą powiewała czerwona flaga. Mieścił się tu komitet obwodowy rządzącej partii. Podszedłem bliżej, porównując widok placu utrwalony na fotografii z jego stanem obecnym. Tak, wszystko się zgadzało — gmach komitetu partyjnego został zbudowany na fundamentach soboru katedralnego.

Car jest Bogiem — w tej dwoistej naturze Władzy Najwyższej w Rosji leżała jej stabilność, trwałość i siła. Władza ta mogła wszystko, ponieważ miała sankcje Niebios. Car był wysłannikiem i pomazańcem Wszechmogącego, więcej — był jego uosobieniem, ziemskim odbiciem. Tylko ten, kto utrzymywał (i jakoś to udowadniał), że jego władza ma bosko-ludzką naturę, mógł tu sprawować rządy, prowadzić za sobą lud, liczyć na jego posłuszeństwo i oddanie. Stąd tylu w historii Rosji carów-samozwańców, fałszywych proroków, nawiedzonych i fanatycznych świątobliwców — wszyscy oni mogą sprawować rząd dusz, ponieważ dotknął ich palec boży. Ten palec boży jest w tym wypadku jedyną legitymacją władzy.

Bolszewicy usiłują wpasować się w tę tradycję, zaczerpnąć z jej życiodajnych i sprawdzonych źródeł. Bolszewizm to oczywiście kolejny samozwaniec, ale samozwaniec idący dalej: nie jest on już jedynie ziemskim odbiciem Boga, on jest Bogiem. Aby to osiągnąć, aby wykreować się na nowego Boga, trzeba zburzyć Domy dawnego Boga (zburzyć albo pozbawić rangi miejsc świętych, zamieniając je w składy paliw czy magazyny meblowe), a na ich fundamentach wznieść nowe świątynie, nowe obiekty admiracji i kultu — Domy Partii, Pałace Sowietów, Komitety. W tej transformacji, a ściślej — w tej rewolucji, operuje się prostą i radykalną zamianą symboli. Oto w tym miejscu (stała tu cerkiew), gdzie przepełniony żarliwą wiarą oddawałeś hołd Wszechmogącemu (który jest w niebie), będziesz teraz (stoi tu Dom Partii) oddawać hołd Wszechmogącemu (który jest na ziemi). Słowem, zmienia się sceneria, ale w historii, która się toczy na jej tle, pozostaje nie zmieniona zasada główna — zasada kultu. Toteż nieprzypadkowo, kiedy po śmierci Stalina krytykowano jego rządy, sięgnięto do terminologii ze słownika teologicznego — kult jednostki.

Autor krytycznej biografii o Stalinie — Roj Miedwiediew, pisał:

„W pierwszych dziesięcioleciach XX wieku nawet wśród marksistów istniał prąd «bogotwórców», reprezentowany wtedy przez Anatolija Łunaczarskiego, Wadima Bazarowa i nawet Maksima Gorkiego. Uważali oni za swoje zadanie utworzenie na podstawie marksizmu-leninizmu jakiejś ”proletariackiej religii bez Boga». Stalin faktycznie przejął i nawet wykonał to zadanie, ale z istotnymi poprawkami. Przyczynił się do stworzenia na podstawie marksizmu czegoś w rodzaju religii, ale z Bogiem, przy czym wszechmogącym, wszechwiedzącym, a groźnym Bogiem nowej religii ogłoszony został sam Stalin”.

Plany Stalina dotyczące budowy Pałacu Sowietów skomplikował niespokojny i nieprzychylny bieg wydarzeń. W tym samym bowiem czasie, kiedy gensek myśli skupić się na budowie pałacu, ożywiają się (z zupełnie innych powodów) resztki (nieśmiałej i słabej, ale jednak) opozycji antystalinowskiej. Nawet najmniejsza opozycja jest w warunkach tamtego systemu bardzo groźna i Stalin musi zająć się walką z tą spędzającą mu sen z oczu zmorą. W kilka miesięcy po zatwierdzeniu projektu Jofona — Szczuko umiera szef GPU — Mienżyński, a jego miejsce z nominacji Stalina zajmuje krwiożerczy oprawca, zresztą aptekarz z Łodzi — Henryk Jagoda. Wkrótce, z inspiracji Stalina, ginie jego główny konkurent — Kirów, a śmierć ta jest dla genseka hasłem do pierwszej wielkiej masakry, która do historii przechodzi pod złagodzonym terminem czystki. Potem są tak zwane wielkie procesy moskiewskie, w których Stalin rozprawia się ze swoimi najbliższymi współpracownikami, potem przychodzi następna masakra — w roku 1937, potem zajmuje się on zaborem Polski, Litwy, Łotwy i Estonii, wojną z Finlandią, wreszcie — drugą wojną światową. Tuż po wojnie musi przesiedlać różne narody, które posądza o zdradę (Krymskich Tatarów, Czeczeńców, Inguszów itd.), musi nadzorować wywózkę na Sybir i do Kazachstanu całych transportów Polaków, Litwinów, Niemców, Ukraińców, musi organizować nowe procesy i masakry, a potem robi się już stary, dostaje wylewu krwi do mózgu i umiera. Wobec takiego nawału zajęć nie sposób oczekiwać, aby mógł spokojnie zająć się budową pałacu. Ponieważ ostatnimi laty nie miał zwyczaju opuszczać Kremla, jest niemal pewne, że nie zajrzał nawet na plac przyszłej budowy, aby zobaczyć, co się na nim dzieje.

A nie działo się dobrze.

W głębokim wykopie stała woda, w której chłopcy z okolicy próbowali łapać ryby. Czy były ryby — nie wiem. 2 czasem rozmnożyło się tam mnóstwo żab. Woda pokryła się zieloną rzęsą. Latem plac zarastała gęstwa chwastów — łopianów, lebiody, pokrzyw. Miejscami wyrosły też kępy krzaków. Krzaki dawały schronienie miejscowym pijakom i prostytutkom. Co się działo na placu, było widać z ulicy coraz lepiej, bo ludzie rozbierali płot, kradnąc drewno na opał, aż nic już nie zasłaniało żałosnego śmietnika, który się rozpanoszył tuż pod bokiem Kremla.

W końcu bodaj Chruszczow kazał — wykorzystując fundamenty Świątyni Chrystusa Zbawiciela — zbudować w nich odkryty basen, dający tyle radości owym dumnym z siebie osiłkom, którzy przy trzydziestostopniowym mrozie przechadzają się skrajem basenu, wypinając wysoko swoją nagą pierś. Czasami znikają w kłębach gęstej pary, która zimą unosi się wysoko nad tym niezwykłym miejscem.

Przewodniczącym komisji powołanej przez Stalina dla zburzenia i wymazania z mapy Moskwy i Rosji Świątyni Chrystusa Zbawiciela był Wiaczesław Mołotow. Ten sam, który w kilka lat później podpisał (wraz z Ribbentropem) pakt o wymazaniu Polski z mapy świata.

PATRZYMY, PŁACZEMY

Lecę na południe, na Zakaukazie, w strony znajome, ale dawno (ponad dwadzieścia lat) nie widziane. Z początku myślałem pojechać starym szlakiem Tbilisi—Erewan—Baku, ale czasy zmieniły się, między Erewanem i Baku nie ma komunikacji, wybieram więc inny wariant: najpierw Erewan, potem Tbilisi, a stamtąd — do Baku.