Выбрать главу

Miasto leży na wzgórzach, niektóre ulice są kręte i bardzo strome. Ze szczytów wzgórz widać dolinę Dniepru i sam Dniepr — rzekę rozległą jak Amazonka, jak Nil, spokojną, powolną, o nie kończącej się liczbie odnóg, zatok i wysp. Kiedy Ukraińcy staną się zamożni, pełno będzie tu żaglówek i jachtów — na razie jest głucho i pustawo.

Architektura Kijowa to temat na osobną opowieść. Można tu zobaczyć wszystkie epoki i style — od cudem uratowanych średniowiecznych klasztorów i cerkwi po straszliwy, stalinowski socrealizm. A pomiędzy tym i barok, i neoklasycyzm, i przede wszystkim bujna, przebogata secesja. Jakież to musiało być kiedyś piękne miasto! Dewastacja tej architektonicznej perły zaczęła się po roku 1917 i trwa praktycznie do dziś. Któregoś dnia kupiłem sobie wydany ostatnio przez miłośników Starego Kijowa niezwykły dokument — plan miasta i spis celowo zburzonych budynków, kościołów, pałaców, cmentarzy. Spis wymienia 254 obiekty, zrównane przez bolszewików z ziemią, aby zatrzeć ślady kultury Kijowa. 254 obiekty — toż to całe miasto! Na szczęście nieudolność i niewydajność systemu działały tu na korzyść sztuki. Reżym nie był w stanie wszystkiego zniszczyć, zostało jeszcze wiele cerkwi i budynków, które przyciągają naszą uwagę i budzą podziw.

Ten zewnętrzny urok miasta nie powinien jednak mylić. W wielu domach, ba, w całych osiedlach, mieszka się fatalnie. Klatki schodowe brudne, szyby powybijane, w oficynach i na podwórkach ciemno, bo żarówki bądź skradzione, bądź stłuczone. W wielu domach nie ma albo wody zimnej, albo ciepłej, albo w ogóle żadnej. Powszechną plagą tych mieszkań są karaluchy i wszelkie inne natarczywe robactwo. Mieszkałem tam i odwiedzałem moich znajomych, wiem, jak to wygląda. Tzw. człowiek radziecki to przede wszystkim człowiek śmiertelnie umęczony, jeżeli nawet nie ma on siły cieszyć się uzyskaną właśnie wolnością, nie można mu się dziwić. To długodystansowiec, który dobiegł do mety i padł umordowany, niezdolny nawet unieść ręki w geście zwycięstwa.

Wspominam o tych utrapieniach i zmorach codziennego bytowania, ponieważ w powodzi informacji, jakie płyną w świat o wydarzeniach w byłym ZSRR, zupełnie brak obrazów życia zwykłych ludzi, tych milionów i milionów skołatanych, wyniszczonych i ubogich obywateli poszukujących jedzenia, okrycia, a często po prostu dachu nad głową. Niewiele może ich już ucieszyć, wzbudzić radość i entuzjazm.

Kijowski Kreszczatik to coś w rodzaju miejscowych Pól Elizejskich. Kiedyś było tam kilka dobrze zaopatrzonych księgarń, ale teraz w księgarniach pusto: klasyków marksizmu-leninizmu już nie drukują i nie sprzedają, a nowej literatury jeszcze nie ma. Po prostu — okres przejściowy. Wszystko tłumaczy się teraz jednym określeniem-kluczem: okres przejściowy. Komunizm rozpadł się, a co będzie dalej — zobaczymy. Każdy wypełnia przyszłość swoją własną wizją, ilu ludzi — tyle oczekiwań, nadziei i marzeń. Ale są tysiące, a może i miliony takich, którzy nie mają złudzeń. Ci dzień i noc oblegają tłumem konsulaty innych państw (w Moskwie widziałem gromadę ludzi nawet przed ambasadą Konga. Do Konga? A niech będzie Kongo! Byleby dalej od tego... i tu nieprzyzwoite, bardzo niepatriotyczne słowo). Ludzie radzieccy przypominają sobie teraz, że nie są żadnymi obywatelami ZSRR, tylko po prostu Grekami, Niemcami, Żydami, Hindusami, Hiszpanami, Anglikami, Francuzami itd. i że najzwyczajniej w świecie chcą wrócić do swoich krajów, do swoich symbolicznych domów, na ziemię swoich praprzodków. Chcą wyjechać i porzucić dorobek swojego życia? Jaki dorobek? — odpowiadają zdumieni. W tym kraju nikt się nigdy niczego nie dorobił! No, może kilku lat zsyłki, może ciemnego kąta w komunalnym mieszkaniu, może emerytury w wysokości 3 dolarów miesięcznie.

W połowie Kreszczatika jest plac (wczoraj — Rewolucji Październikowej, teraz — Niepodległości) wznoszący się pod górę do miejsca, w którym dziś jeszcze (jest 31 sierpnia 1991) stoi pomnik Lenina. Dziś jeszcze, ponieważ właśnie od rana robotnicy montują dźwig — będą zdejmować pomnik. Operacji tej przygląda się gawiedź miejska oraz kilkanaście ekip telewizji zachodniej, które nudzą się w Kijowie setnie, a oto nareszcie będą miały zajęcie. Pomnik trzeba zdjąć, ponieważ, poza wszystkim, na kamiennej postaci Wodza Rewolucji pojawiły się nieprzychylne mu napisy w rodzaju — KAT, SS czy — najłagodniej — LUCYFER. Pomników Lenina są na Ukrainie krocie, podają, że 5 tysięcy. Skąd wzięto tę liczbę? To proste. Wystarczy dodać liczbę fabryk, szkół, szpitali, kołchozów, jednostek wojskowych, portów, dworców, uczelni, wiosek, miasteczek, miast, skrzyżowań dróg, większych placów, mostów, parków itd. itp., wystarczy to wszystko zsumować wiedząc, że wszędzie musiał stać pomnik Lenina, a otrzymamy ową liczbę pięciu tysięcy.

Zresztą ze stawianiem pomników Lenina bywały kłopoty wcale nie mniejsze niż teraz z ich zdejmowaniem. W sąsiadującej z Ukrainą Mołdowie poznałem człowieka, który spędził 10 lat w łagrze za to, że musiał umieścić w świetlicy na piętrze ciężkie popiersie Lenina. Drzwi były za wąskie, więc ów nieszczęśnik postanowił wciągnąć popiersie przez balkon, okręcając szyję autora „Marksizmu i empiriokrytycyzmu” grubym sznurem. Jeszcze nie zdążył odsupłać pętli, a już wrzucili go na dno więziennego lochu.

Jeżeli miniemy pomnik i pójdziemy jeszcze wyżej w górę, dojdziemy do małej i zacisznej uliczki imienia Ordżonikidze, na której (symbolicznie) rozegrała się cała obecna rewolucja ukraińska. Na początku tej uliczki stoi niepozorny i dość zniszczony pałacyk — siedziba Związku Pisarzy Ukrainy, kwatera główna rewolucji. Natomiast w pobliżu, niemal naprzeciw, wznosi się potężne, gigantyczne, przygniatające gmaszysko KC Komunistycznej Partii Ukrainy — miejsce urzędowania tych, którzy byli postrachem republiki — Kaganowicza, Szczerbickiego, Iwaszko. Dwa domy — architektoniczny Dawid i Goliat, częste między nimi zmagania i finał tym razem pomyślny: Dawid pokonał Goliata.

W pałacyku przy Ordżonikidze byłem przed rokiem, ponieważ powiedziano mi, że tu mogę spotkać przywódcę Ludowego Ruchu Ukrainy na Rzecz Przebudowy (RUCH), poetę Iwana Dracza. RUCH powstał stosunkowo późno — we wrześniu 1989, a weszły do niego różne ugrupowania niezależne i opozycyjne, latami prześladowane i tępione, z których głównym była Ukraińska Grupa Helsińska. Jest charakterystyczne, że do gnębionych i zwalczanych należało Towarzystwo Języka Ukraińskiego. Jak każda rewolucja, tak i ta, na Ukrainie, rozgrywała się m.in. o język. Połowa mieszkańców 52-milionowej Ukrainy albo nie mówi po ukraińsku, albo zna go słabo. 350 lat rusyfikacji musiało dać taki wynik. Przez całe dziesięciolecia obowiązywał zakaz drukowania książek po ukraińsku. Już w 1876 Aleksander II poleca, aby nauka w szkołach na Ukrainie odbywała się tylko po rosyjsku. Niedawno, bo kilka miesięcy temu, byłem w trzecim co do wielkości mieście Ukrainy — Doniecku. Drugi rok trwała tam walka o otwarcie bodaj jednej szkoły powszechnej z językiem ukraińskim. Nauczycielki zbierały dzieci w parku i tam uczyły je ukraińskiego. Uczyć ukraińskiego? Toż to była kontrrewolucja, imperialistyczna intryga!

W tymże Doniecku, w czasie jakiejś manifestacji, młody działacz RUCH-u odważył się wyjąć spod marynarki i unieść do góry żółto-niebieską flagę ukraińską. Ludzie patrzyli zdumieni, oszołomieni. „Niech się przyzwyczajają”, powiedział do mnie porozumiewawczo.

W wielkim uproszczeniu można powiedzieć, że są dwie Ukrainy: zachodnia i wschodnia. Zachodnia (dawna Galicja, tereny, które wchodziły w skład przedwojennej Polski) jest bardziej „ukraińska” niż wschodnia. Jej mieszkańcy mówią po ukraińsku, czują się stuprocentowymi Ukraińcami, są z tego dumni. Tu przetrwał duch narodu, jego osobowość, jego kultura. Inaczej wygląda to na Ukrainie Wschodniej — terytorialnie większej niż Zachodnia. Tu mieszka ponad 13 milionów rdzennych Rosjan i co najmniej drugie tyle pół-Rosjan, tu rusyfikacja była bardziej intensywna i brutalna, tu Stalin wymordował niemal całą inteligencję. W latach 1932-33 Stalin zagłodził na śmierć kilka milionów chłopów ukraińskich i kazał rozstrzelać dziesiątki tysięcy ukraińskich inteligentów. Uratowali się ci, którzy uciekli za granicę. Kultura ukraińska przechowała się lepiej w Toronto i Vancouver niż w Doniecku i Charkowie.