Выбрать главу

Żeby złamać opór chłopski, we wsiach zamykano sklepy, szkoły i ośrodki zdrowia. Chłopom nie wolno było wyjeżdżać z wiosek, nie wpuszczano ich do miast. Przy drogach, przed wjazdem do wiosek uznanych za opozycyjne, umieszczono tablice: Tu nie wolno zatrzymywać się, nie wolno z nikim rozmawiać! Z wiosek leżących wzdłuż torów kolejowych chłopi wychodzili, kiedy nadjeżdżał pociąg. Padali na kolana, wznosili ręce, wołali: Chleba! Chleba! Załoga pociągu miała obowiązek zamykać okna, zaciągać zasłonki.

Wymierały całe rodziny, potem — całe wsie: „Zawyła wieś, widząc, że zbliża się śmierć. W całej wsi wyli chłopi — nie był to głos rozumu czy duszy, to było jak szum liści na wietrze czy jak szelest słomy. Złość mnie wtedy brała: dlaczego oni tak żałośnie wyją, ludźmi już nie są, a krzyczą tak żałośnie. Wychodziłam czasem w pole i nasłuchiwałam: wyją. Szłam dalej, no, jakby już ucichło, ale robię jeszcze kilka kroków i znów słyszę — to już sąsiednia wieś wyje. I wydaje mi się, że cała ziemia wyje razem z ludźmi. Boga nie ma, więc kto usłyszy?” (Wasilij Grossman — „Wszystko płynie”).

Pani Bronisława mówi, że najgorsze zaczęło się latem 1932. Wyszła wówczas ustawa, którą chłopi nazwali ustawą o kiosku. Tę ustawę wymyślił i napisał Stalin. Mówiła ona o ochronie mienia kołchozowego. Według niej można było wymierzyć kilka lat łagru albo nawet rozstrzelać, jeżeli ktoś ukradł choćby kłosek zboża albo marchewkę czy buraka. Podobna kara czekała traktorzystę, jeżeli zepsuł mu się traktor, albo kołchoźnika, jeżeli zgubił motykę lub łopatę.

Tę ustawę ogłoszono na początku sierpnia, kiedy zboże stało jeszcze na polach. W wielu miejscach, tam, gdzie rosła pszenica albo żyto, zbudowano wieżyczki strażnicze. Na wieżyczkach stali enkawudziści z bronią gotową do strzału — mieli odpędzać każdego, kto by chciał zerwać w polu choćby klosek. Skrajem pól i po drogach jeździły na koniach patrole NKWD — pilnowały zbiorów. Nawet pionierów przysyłali do pilnowania, ale ich potem zabrali — to były dzieci, a dzieci ginęło najwięcej, nie tylko z głodu, ale także dlatego, że porywali ich ludożercy.

Więc ludzie widzieli zboże, widzieli kłosy. Kto miał jeszcze siły, wychodził z chałupy zobaczyć rosnące łany. Ale chłopi musieli stać z daleka od pola. Wiedzieli, że jeśli kto zbliży się do pola — huknie strzał. A lata wtedy wypadały gorące, upalne, słoneczne. Z okna chałupy widziało się z daleka tkwiące na horyzoncie czarne plamy — były to odziane w łachmany, trawione gorączką i głodowym tyfusem ludzkie szkielety. Niektórzy nie wracali już do wsi, zostawali tam na zawsze.

Zdarzało się, wspomina pani Bronisława, że pod enkawudzistą padł koń, bo ich zwierzyna też była chuda i słaba. Widziało się nad łanem zboża sylwetkę enkawudzisty, który siedział na koniu. Siedział, rozglądał się, a potem nagle znikał. Po prostu padł pod nim koń. Wtedy następował rzadki moment nadziei, bo wśród enkawudzistów robiło się zamieszanie i to były takie sekundy, że można było dopaść zboża i zerwać trochę kłosków. To już było coś, na dzień, na dwa, ale jednak — coś.

Śmierć była z głodu, ale była też z jedzenia. Czasem z miasta przyjeżdżała brygada agitacyjna i przywoziła chleb. Ludzie rzucali się, jedli, jedli, a potem krzyczeli, zwijali się z bólu. A byli wśród nich tacy, którzy od razu umierali.

Najgorsze były rewizje. Zrywali podłogi, ryli każdy kawałek ogródka, kopali w polu. Szukali, czy gdzieś nie ma ukrytego jedzenia. Wtedy zabierali wszystko, a gospodarza brali do więzienia. Jej męża, o którym mówi — Józik, brali sześć razy. Chodziła do gminy, klęczała, płakała. Była szczęśliwą kobietą, bo jakoś go wypuszczali. A była szczęśliwa dlatego, że wierzyła w Boga. Bóg człowieka nigdy nie opuści, mówi mi z przekonaniem. Ona jest tego najlepszym przykładem. Bo później zesłali ją do Kazachstanu, a męża wzięli na wojnę. W Kazachstanie było tak ciężko jak na Ukrainie, a w dodatku gorszy klimat. Osiem kilometrów szła do kołchozu do pracy przez lód i wicher. Że męża zabili u Niemczyny, tego była pewna. I patrzcie, a tu mój mąż z wojny spadł! A ja myślała dawno, że on nie żyje! Z tego właśnie spotkania urodził się ksiądz Ludwik, który siedzi tu z nami i uśmiecha się.

Co bolszewiki wyprawiali, tego nie opowiesz. Przywiózł ktoś z miasta gazetę. A tam na zdjęciu zboże wielkie. I napisane, że miasta głodują, że kolejki dzień i noc po chleb, bo chłopi lenią się, nie chcą zboża zbierać, wszystko marnuje się w polu. Nienawiść do chłopów była straszna, a przecież oni umierali z głodu! Kiedy wieźli ich do transportu na Kazachstan, jechali przez puste wsie. Okna zabite deskami, drzwi otwarte, kołyszą się i skrzypią na wietrze. Ludzi żadnych, może tylko jaki enkawudzista. Żadnego bydła — bydło wyrżnięte albo padło. Nawet pies nie zaszczeka — psy dawno zjedzone.

Maksudow uważa, że zbrodnia ludobójstwa, jaką był Wielki Głód na Ukrainie, który oficjalnie nazywał się kolektywizacją rolnictwa i budowaniem ustroju kołchozowego, rzuciła na to rolnictwo tak straszne przekleństwo, że nie podniosło się ono i nie stanęło na nogi do dnia dzisiejszego: „Ale życie zwycięzców w tej okrutnej wojnie, pisze, okazało się nie tak znów wesołe. Było to bowiem zwycięstwo pyrrusowe. Produkcja ziarna, która w latach 1923-28 prawie podwoiła się, po kolektywizacji utrzymywała się przez 25 lat na tym samym niskim poziomie, choć liczba ludności oczywiście rosła. Hodowla bydła nigdy już nie otrząsnęła się z tego ciosu, jakim było wyrżnięcie lub zagłodzenie ponad stu milionów koni, krów, byków, owiec i świń. Nie ulega wątpliwości, że trwający w ZSRR kryzys rolnictwa sięga swoimi korzeniami tych odległych lat, tego «zwycięstwa», które okazało się klęską. Ziemia i chłopi wzięli odwet, taki, na jaki było ich stać, na tych, którzy ich pokonali. Ziemia przestała rodzić, a chłopi utracili zamiłowanie do pracy na roli. Była to straszna, ale sprawiedliwa zemsta”.

Historycy w różny sposób objaśniają ludobójstwo na Ukrainie (i północnym Kaukazie). Historycy rosyjscy widzą w tym narzędzie niszczenia tradycyjnego społeczeństwa rosyjskiego i budowania na jego miejsce bezkształtnej, uległej, półniewolniczej masy homo sovieticus. Historycy ukraińscy (m.in. Walentin Moroz) uważają, że celem Stalina było ratowanie Imperium. Imperium nie może istnieć bez Ukrainy. Tymczasem lata dwudzieste to dekada odrodzenia narodowych ambicji ukraińskich, które rozwija się pod hasłem: Z daleka od Moskwy! Głównym depozytariuszem ducha ukraińskiego jest chłopstwo. Żeby złamać tego ducha, Stalin musi zniszczyć chłopstwo. Chłopów-Ukraińców było wówczas około 30 milionów. Technicznie można by znaczną ich część unicestwić budując sieć komór gazowych, ale Stalin nie popełnił tego błędu. Ten, kto budował komory, brał na siebie całą winę, okrywał się hańbą mordercy. Natomiast Stalin obarczył winą za zbrodnię same ofiary: umieracie z głodu, bo nie chcecie pracować, nie widzicie korzyści, jakie daje kołchoz. W dodatku, żalił się, przez was głoduje ludność miast, kobiety nie mogą karmić niemowląt, bo nie mają mleka, dzieci nie mogą chodzić do szkoły, bo są zbyt słabe.