Выбрать главу

A tu wielkie wydarzenie: dwie republiki zamykają granice i prowadzą wojnę, a Moskwa nic nie może poradzić!

Drugi szok przeżyłem w dzień później, kiedy przyleciałem do Erewanu. Poszedłem na spacer i nagle spotykam na ulicach uzbrojone grupy brodatych ludzi. Widzę, że nie jest to Armia Czerwona. Przechodnie mówią, że to oddziały samodzielnej ormiańskiej armii wyzwoleńczej. Było dla mnie czymś niepojętym zobaczyć w Imperium jakieś wojska, które nie były częścią Armii Czerwonej ani KGB. Znając ten kraj i system z dawnych lat, czekałem, kiedy dywizje wojsk rosyjskich ruszą na stolicę Armenii, zmasakrują młodych Ormian, a tysiące mieszkańców miasta przesiedlą za karę na Syberię. Ale nic takiego nie następowało.

Trzecim zaskoczeniem, jeszcze tegoż dnia wieczorem, była scena, którą zobaczyłem na ekranie telewizora. Trwała relacja z obrad Rady Najwyższej. Jeden z deputowanych zaczął gwałtownie kłócić się z sekretarzem generalnym KC — Gorbaczowem. Zmartwiałem. Kłócić się z sekretarzem generalnym? Kiedyś groziło to rozstrzelaniem. Później — złamaniem kariery do końca życia. A teraz — deputowany zszedł z mównicy zbierając dużo oklasków.

Podsumowując to wszystko, pomyślałem: koniec Sowietów! Dla mnie Imperium rozpadło się wówczas, jesienią 1989, na trasie Moskwa — Erewan. Wszystko, co zdarzyło się później, było już tylko dorzucaniem odłamków do wcześniej usypanego rumowiska.

Myślę, że tylko ci, dla których stalinizm-breżniewizm jest częścią doświadczenia ich życia, mogą dostrzec i zrozumieć głębię, niezwykłość i wielkość tej przemiany i tego przewrotu, jaki dokonał się w latach 1985-91 w ZSRR. Spotykałem tam na moich szlakach młodych kolegów reporterów. To, co widzieli, było dla nich ciekawe, ale normalne i oczywiste. Dla mnie wszystko było niesłychane i zdumiewające, nie wierzyłem własnym oczom.

Kilka zdań o roku 1985.

Kryzys systemu komunistycznego, w tym — ZSRR, staje się w tym czasie coraz głębszy, wyraźniejszy, ostrzejszy:

— przeżywa się i zamiera związany z Moskwą ruch narodowowyzwoleńczy w krajach Trzeciego Świata;

— rozpadają się i tracą znaczenie partie komunistyczne w krajach zachodnich;

— „Solidarność” w Polsce, mimo represji stanu wojennego, stwarza w systemie realnego socjalizmu wyłom trwały i rozszerzający się;

— Moskwa coraz bardziej przegrywa wyścig zbrojeń z Zachodem, coraz wyraźniej zostaje w tyle ze swoją przestarzałą technologią i niską wydajnością pracy, traci pozycję za pozycją w grze o świat.

W miarę jak supermocarstwo traci siły i pogrąża się w zmierzchu, razem z nim odchodzi cała generacja przywódców. W ciągu kilku lat poprzedzających historyczny rok 1985 umierają kolejno Kułaków, Raszidow, Susłow, Breżniew, Kosygin, Ustinow, Andropow. Ostatni z tej grupy, Czernienko, umiera 11 marca 1985 roku. Inni, jak Gromyko i Griszin, są już coraz bardziej niedołężni albo, jak Romanów, toną w alkoholizmie czy, jak Alijew — w monstrualnej korupcji.

Istnieje w tym kraju także opinia publiczna, choć w latach przedpierestrojkowych wyrażana inaczej niż w krajach demokratycznych. Ludzie wypowiadali swoje zdanie milczeniem, a nie mówieniem. Ale sposób, w jaki milczeli, był ważny i mówił wiele. Sposób, w jaki na kogoś czy na coś patrzyli, miał swoją wymowę. Gdzie pojawiali się, a gdzie ich nie było. Sposób (powolny), w jaki się na przymusowe zebranie schodzili, i sposób (momentalny), w jaki się rozchodzili. Mimo pogardy i arogancji władzy wobec społeczeństwa, jednocześnie zwracała ona uwagę na rodzaj milczenia, jaki w tymże społeczeństwie panował. W Petersburgu spotkałem studenta, który na miejskim zjeździe Komsomołu (w epoce Breżniewa) miał funkcję „odpowiedzialnego za nastrój na sali”. Otóż opinię społeczną roku 1985 najlepiej wyraża tytuł filmu zrobionego w końcu lat osiemdziesiątych przez rosyjskiego reżysera Stanisława Goworuchina — „Tak żyt' nielzia”.

A wszystkie te kryzysy, w jakich pogrążone jest wówczas Imperium, i na arenie międzynarodowej, i w życiu wewnętrznym, dzieją się w warunkach powszechnej, codziennej biedy ludzkiej, w ogólnym materialnym niedostatku i beznadziei. Trzeba bowiem pamiętać, że to, co nazywało się „przywilejem klasy rządzącej”, było przywilejem względnym, istniejącym na tle nędzy. Mieszkaniec kraju zamożnego często uśmiałby się z takich przywilejów. Gdzieś na Ukrainie wybuchł skandal, ponieważ jakiemuś pracownikowi instancji partyjnej otworzył się w czasie jazdy bagażnik i przechodnie zauważyli, że w bagażniku tym jest kiełbasa. Sam byłem w Ufie świadkiem innego skandalu — chodziło tam o to, że na rynku sprzedawano zgniłe jabłka, a pracownikom aparatu — co prawda robaczywe, ale nie zgniłe! Ileż to razy na progach mieszkań, w których przyszło mi się zatrzymać, gospodarze witali mnie słowami: „Riszard, izwini naszu sowietskuju niszczetu!” (wybacz naszą sowiecką nędzę). Czasem wieczorami tematem rozmowy był poziom i jakość życia w krajach zamożnych. Na końcu moich opowieści Rosjanie uśmiechają się i mówią z pewną rezygnacją w głosie: „Eto nie dla nas...”.

W takiej to sytuacji, w marcu 1985, sekretarzem generalnym KC KPZR zostaje wybrany, z rekomendacji Andrieja Gromyki, Michaił Gorbaczow. W miesiąc później na kwietniowym plenum partii wygłasza referat, którym otwiera epokę pierestrojki i głasnosti. W jakimś sensie pierestrojka i głasnost' to sztuczne płuca, podłączone do coraz mniej wydolnego, ginącego organizmu ZSRR. Dzięki nim ZSRR przeżyje jeszcze sześć i pół roku. Wspominam o tym, ponieważ wrogowie Gorbaczowa twierdzą, że stanął na czele kwitnącego ZSRR, a doprowadził do jego rozpadu. Było akurat przeciwnie — ZSRR rozpadał się dawno, a Gorbaczow przedłużył jego żywot, na ile to było możliwe. Wspominam też i dlatego, że (jest to jeden z paradoksów świata) dokładnie przed rozpadem ZSRR upowszechniła się w sowietologii zachodniej, a zwłaszcza wśród części sowietologów amerykańskich, teoria, że ZSRR reprezentuje model najbardziej stabilnego i trwałego systemu na świecie. Głównym przedstawicielem tej szkoły myślenia jest profesor Duke University, Jerry F. Hough. Jak pisze Theodore Draper („The New York Review of Books”, 11 VI 1992), wśród politologów amerykańskich nie było nikogo, kto przewidywałby rozpad ZSRR.

Stąd, kiedy w końcu roku 1991 ZSRR przestaje istnieć, na świecie słychać głosy konsternacji i zaskoczenia. Jak to — taki stabilny i rozleciał się? Taki niepodzielny i rozsypał się? Z dnia na dzień? Ale to „z dnia na dzień” dotyczyło już tylko aktu finalnego. W rzeczywistości proces rozpadu zaczął się znacznie wcześniej.

Dla mnie pierestrojka była połączeniem dwóch wielkich procesów, jakim zostało poddane społeczeństwo Imperium:

— była masową kuracją odwykową od lęku, oraz

— zbiorową podróżą do świata informacji.

Ktoś, kto nie był wychowany w atmosferze powszechnego, zwierzęcego lęku i w świecie bez informacji, będzie miał trudności w zrozumieniu, o co tu chodzi.

Fundamentem Imperium sowieckiego był terror i jego nieodłączna, drżąca latorośl — strach. Ponieważ Kreml zarzuca politykę masowego terroru wraz ze śmiercią Stalina i Berii, można powiedzieć, że ich odejście jest początkiem końca Imperium. Odwilż chruszczowowska, a potem lata zastoju łagodzą nieco koszmar strachu epoki Stalina, jednakże nie likwidują go w stopniu radykalnym. Trwają prześladowania dysydentów, wyrzucają z pracy, jeżeli ktoś myśli inaczej, niż trzeba, szaleje cenzura itd. Dopiero pierestrojka i głasnost' wnoszą tu zasadniczą zmianę. Ludzie po raz pierwszy zaczynają wyrażać własne opinie publicznie, mieć zdanie — krytykować i postulować. Ludzie się oczywiście tym zachłystują i upajają, co jednak na dalszą metę staje się niesłychanie męczące, gdyż wszyscy i wszędzie bez przerwy mówią, mówią i mówią. Albo — piszą, piszą i piszą. Zalew słów, miliardy słów na salach zebrań, na wszystkich falach eteru, na tonach, setkach ton kartek papieru. Tej przeobfitości mowy, temu wzburzonemu słowotokowi sprzyja i sam język rosyjski o frazie szerokiej, rozległej, nieskończonej jak ziemia rosyjska. Żadnej tu kartezjańskiej dyscypliny, żadnej aforystycznej ascezy. Trzeba brnąć i brnąć przez strumień czyjegoś wykładu albo przez wiele stron tekstu, żeby dotrzeć do zdania o wielkiej wartości. Ileż trzeba się natrudzić, żeby dotrzeć do tej perły!