Выбрать главу

– Hej, młody. Daj mi ze swojego plecaka długopis albo ołówek – powtórzył bez cienia zdenerwowania. – Rusz się, bo dziewczyna zaraz nam tu zejdzie.

Max ocknął się i kiwnął kudłatą głową. Szybko wyciągnął z plecaka piórnik i podał go mężczyźnie. Ten, przebijając ołówkiem dwa zawiązane wokół uda rękawy koszuli, zrobił opaskę uciskową. Spojrzał na zegarek, potem znowu na chłopaka. Wskazał drzwi znajdujące się za jego plecami, po czym zapytał:

– Nie chcą się otworzyć?

– Ani drgną – odpowiedział Max. Starał się brzmieć poważnie. Nie chciał, żeby obcy mężczyzna pomyślał, iż chłopak po prostu ma za mało siły, aby rozewrzeć drzwi. Ku jego zaskoczeniu facet podał mu latarkę i polecił sprawdzenie pozostałych. Gdy Max wyciągnął rękę, ten nagle ją chwycił, przyciągając go do siebie.

– Jeżeli szybko nie znajdziemy wyjścia i nie wyprowadzimy jej stąd, to dziewczyna się wykrwawi i na pewno umrze – szepnął mu do ucha.

Zdeterminowany i przerażony chłopak ruszył w kierunku najbliższych drzwi.

Most Śląsko-Dąbrowski, godzina 13:00.

Zapowiada się więc gorący wieczór, jednak w nocy mogą się pojawić przelotne opady deszczu, a nawet burze. Zostańcie z nami, po reklamie wiadomości sportowe.

Z głośników zaczął się sączyć potok słów wychwalających supernowoczesny i każdemu niezbędny do życia spray przeciw komarom. Kuba przełączył stację, ale wszystkie programy akurat nadawały reklamy lub wiadomości. Włączył więc płytę i z głośników zaczęły się sączyć kojące dźwięki reggae. Idealna muzyka na taki piękny, letni dzień… i gotowanie się w samochodzie bez klimatyzacji, z perspektywą spędzenia najbliższych lat w beznadziejnej próbie przedarcia się przez zakorkowany most. Sięgnął pod radio i wyciągnął paczkę czerwonych lucky strike’ów. Zapalił papierosa i głęboko zaciągnął się dymem. Przez chwilę zrobiło mu się jeszcze goręcej, ale stwierdził, że było warto. Zmełł w zębach przekleństwo. Upał zawsze powodował u niego rozdrażnienie. Wszystkie ubrania kleiły się do niego, jakby był oblany miodem. Siedząca na fotelu pasażera szczupła blondynka, Natalia, spojrzała w jego stronę i zapytała:

– Co?

Kuba popatrzył przez chwilę na dziewczynę, następnie wypuścił dym i odparł:

– To. Korek. Dzień w dzień stoimy w tym pieprzonym korku.

Wrzucił jedynkę i podjechał kilka metrów.

– Mówiłam ci, żebyśmy zostawili samochód i jeździli komunikacją – Natalia wzruszyła ramionami, po czym zaczęła wachlować się gazetą. Jednocześnie rozłożyła fotel i oparła bose stopy na desce rozdzielczej. Wzrok Kuby zaczął błądzić po zgrabnych i anielsko długich nogach żony. Nie zatrzymał się jednak na jeansowych spodenkach, ledwo zakrywających to, co powinny, tylko wędrował w górę, przez ciasno przylegającą fioletową bluzeczkę z dużym dekoltem, by zatrzymać się dopiero na wielkich, przyciemnianych okularach. W tym momencie Kuba zorientował się, że Natalia śledziła jego wzrok. Uniosła delikatnie okulary i spojrzała mu prosto w oczy.

– Zapomnij – stwierdziła głosem nieznoszącym sprzeciwu. Mężczyzna głośno westchnął.

– I tak byśmy stali na moście. Tym czy innym – odpowiedział po chwili, wcześniej głośno przełykając ślinę. Zaczynał się irytować, jednak nie dawał tego po sobie poznać. Przynajmniej taką miał nadzieję.

– Ale przynajmniej w autobusie możesz poczytać książkę czy coś – stwierdziła Natalia.

– Tu też możesz.

– Ja tak, ale ty nie.

– Mną się nie przejmuj. Poza tym wiesz, jak uwielbiam czytać – spojrzał na nią z ironicznym uśmiechem.

– Tak, wiem, ale taniej by wyszło – odpowiedziała.

– Źle ci jeszcze, że wożę twoją dupę samochodem? Przecież nawet nie wiesz, ile kosztuje benzyna – warknął Kuba, a dziewczyna odwróciła głowę.

Podjechali kolejne kilka metrów, gdy nagle usłyszeli wybuch. Mężczyzna spojrzał w prawo i zobaczył olbrzymi słup ognia, strzelający wysoko w niebo. Podmuch był tak silny, że samochód delikatnie się zakołysał. Nastała cisza, jakby połowa miasta wstrzymała oddech.

– Jezu, co to było? – wyszeptała Natalia, ledwo rozchylając usta.

– Nie wiem – odparł Kuba. – Chyba stacja benzynowa.

Natalia patrzyła z niedowierzaniem na powoli opadające szczątki budynku. Niektóre elementy konstrukcji płonęły w powietrzu, pozostawiając za sobą ogony dymu, niczym spadające asteroidy. Jakaś młoda kobieta nagle wyskoczyła z auta, dosłownie ułamek sekundy przed tym, gdy opadające odłamki zbombardowały dach jej volkswagena. Kuba otrząsnął się i sięgnął na tylne siedzenie po plecak. Wyjął z niego służbową odznakę oraz broń i biegiem ruszył w kierunku płonącego budynku. Paru mężczyzn pobiegło za nim. Natalia pozostała na miejscu. Wystarczył gest jej męża – wiedziała, że chce, by pozostała przy samochodzie i nie narażała się na niepotrzebne niebezpieczeństwo.

Kuba zbiegł na dół mostu, pokonał kilkadziesiąt metrów, ominął odrzucony na bok samochód i zatrzymał się przed sporym budynkiem. Okazało się, że wybuch stacji benzynowej uszkodził pobliskie Wojewódzkie Centrum Stomatologii. Drzwi były wyrwane z zawiasów, ze środka buchał żar. Zajrzał w głąb korytarza i zauważył kilka zwęglonych ciał. Sufit pożądliwie lizały jęzory ognia, ale Kuba uparcie oceniał możliwość wejścia do środka. Aktualnie adrenalina tak w nim buzowała, że nie zastanawiał się, jak będzie wyglądało wyjście. Nagle z jednego z pokoi wybiegła płonąca kobieta. Krzyczała tak przeraźliwie, że policjant zaczął się zastanawiać, czy faktycznie warto tam się pchać. Po przebyciu kilku metrów upadła na podłogę i znieruchomiała, a z pomieszczenia, z którego wybiegła, wyszedł mężczyzna. Jego sylwetka znikała w ogniu, jednak on zdawał się tego nie zauważać. Robił powolne, ociężałe kroki, przechodząc przez korytarz. Nie spojrzał w stronę Kuby, który stał kilkanaście metrów dalej i przyglądał się wszystkiemu z nieukrywaną zgrozą. Po krótkim, milczącym przemarszu mężczyzna zniknął.

Kuba wziął głęboki oddech, zakrył usta koszulą i wbiegł do środka. Nie liczył na znalezienie czegoś, co pomoże mu stłumić ogień, jednak ciężki czerwony przedmiot wiszący na ścianie zabłysnął nieoczekiwanie, niczym promyk słońca przebijający się przez ciężkie, burzowe chmury. Kuba zerwał gaśnicę, odbezpieczył ją i tak uzbrojony ruszył z pomocą pokrzywdzonym. Oczy niemiłosiernie go szczypały, a pomimo koszuli izolującej usta i nos, rozgrzane powietrze uparcie atakowało jego płuca, drastycznie osłabiając skuteczność działania.

Przebiegł obok recepcji, ale nie ujrzał nikogo, komu mógłby pomóc. Poczuł natomiast, jak jego ubranie robi się coraz gorętsze. Zdecydował niechętnie, że musi się wycofać, bo bez odpowiedniego wyposażenia na nic się tu nie zda, a poza tym sam może ucierpieć. Zrobił parę kroków w stronę wyjścia, gdy do jego uszu dotarło wołanie o pomoc. Rozejrzał się wokół, ale nikogo nie dostrzegł.

– Gdzie jesteś?! – krzyknął w nadziei, że wołanie się powtórzy. – Halo, chcę ci pomóc!

Dalej cisza. Kuba jeszcze raz odchylił koszulę od ust, żeby krzyknąć, ale w tym momencie do jego uszu dotarło jedno, ciche słowo:

– Re… ce… pcja…

Spojrzał zdziwiony na blat, znajdujący się jakieś trzy metry od niego. Doskoczył do niego jednym susem i błyskawicznie zerknął na podłogę za nim. Leżała tam młoda dziewczyna przygnieciona ciężką szafą z segregatorami, które rozsypały się dookoła. Parę z nich już stało w ogniu. Wzrok Kuby spotkał się ze spojrzeniem lazurowych oczu, pełnych bólu, przerażenia, ale i determinacji. Z wyraźnym wysiłkiem dziewczyna powiedziała:

– Utknęłam… nie mogę… ruszyć… ni… oddychać.

Mężczyzna błyskawicznie przeskoczył blat i znalazł się na podłodze obok poszkodowanej.

– Zaraz ci pomogę, podniosę szafę. Spróbuj się wyczołgać.

Właścicielka pięknych oczu kiwnęła nieznacznie głową, a Kuba zaparł się i dźwignął szafę. Z trudem uwolniła rękę, złapała za biurko i szarpnęła resztką sił, szybko podkulając nogi. Kuba złapał ją za rękę, pomagając wstać. Na szczęście nie była poparzona ani w widoczny sposób ranna.