Выбрать главу

– Dziękuję – szepnęła.

– Musimy się stąd szybko zabierać, później będzie czas na podziękowania – odpowiedział mężczyzna i pociągnął za sobą dziewczynę w stronę wyjścia na korytarz. Gdy już znaleźli się w głównym holu, spojrzał w lewo i zamarł. Niecałe dziesięć metrów od niego stał człowiek, którego widział wcześniej. Jego całe ubranie w dalszym ciągu płonęło, z włosów nie pozostał nawet ślad, skóra na twarzy miejscami była czarna od poparzeń, a gdzieniegdzie niemalże stopiona. Kubie przeszło przez myśl, że podobnie wygląda przypalone na majowym grillu mięso. Płonący mężczyzna zdawał się spoglądać na Kubę przenikającym wszystko wzrokiem. „Czy taki wzrok mają umierający ludzie?” – pomyślał policjant. Zawsze mu się wydawało, że patrzą błagalnie, nie chcąc się rozstawać z bliskimi i z całym pięknym światem, no chyba że są pogodzeni z losem – wtedy owszem, mogą odejść w spokoju. Ale śmierć w płomieniach w niczym nie przypomina normalnej przeprawy na tamten świat. Szczerze mówiąc, czy można – oczywiście nie licząc brutalnego zabójstwa – znaleźć bardziej okrutny sposób zakończenia życia? Kuba już uniósł gaśnicę i chciał zrobić krok w stronę obcego, gdy jego uwagę odwrócił donośny krzyk:

– Przejście! Odsuńcie się!

Kilku strażaków przebiegło obok nich, dzierżąc koc przeciwpożarowy i topory. Byli doskonale uzbrojeni do walki z żywiołem – Kuba przez moment pomyślał, że cały ten żółty pancerz musi być cholernie ciężki i niewygodny, jednak w płonących budynkach zdaje zapewne egzamin. Tę refleksję przerwał jeden z wybawicieli, który zatrzymał się przy nich i nałożył dziewczynie na twarz maskę tlenową. Kiwnął głową w jego stronę, po czym machnął ręką za siebie. Kuba pokazał mu uniesiony do góry kciuk i w trójkę ruszyli w stronę wyjścia i świeżego powietrza, jednak zdążył jeszcze się odwrócić, żeby zobaczyć, jak strażacy powalają na ziemię płonącego mężczyznę i nakrywają go kocem przeciwpożarowym. Zanim wyszli na zewnątrz, Kuba usłyszał kolejny krzyk – był pewien, że to wrzask płonącego biedaka, którego dogaszali strażacy.

Metro, godzina 12:37.

Max szarpał się, stękał i zapierał rękoma i nogami, jednak nie mógł otworzyć drzwi. Nawet kopał je swoimi ciężkimi, okutymi w stal glanami, ale i to nic nie dało. Przeszło mu przez myśl, żeby spróbować wyjść przez okno, ale przypomniał sobie o rannej kobiecie i zrezygnował. Rozejrzał się po wagonie, szukając jakiegoś narzędzia, które mogłoby posłużyć za łom, gdy nagle podszedł do niego mężczyzna z latarką i pomógł mu otworzyć drzwi. Chłopak spojrzał na niego, potem na dziewczynę leżącą za nimi z opaską uciskową zawiązaną na krwawiącej nodze.

– Wyjdzie z tego? – zapytał.

– Sama na pewno nie – odpowiedział cicho mężczyzna. – Musimy jej pomóc.

– Jak?

– Trzeba ją stąd szybko zabrać. Do najbliższego wyjścia z tunelu – rzucił tonem świadczącym o tym, że doskonale wie, o czym mówi.

Mężczyzna zeskoczył z wagonu na ziemię. Łuna pożaru trawiącego przód pociągu odbiła się pomarańczową poświatą na jego twarzy. Do jego uszu dotarły krzyki osób uwięzionych w kolejnym wagonie, jednak nie wyobrażał sobie, jak mógłby im pomóc – tunel został zablokowany przez wykolejony wagon, skutecznie ich rozdzielając. Oznaczało to, że będą musieli wrócić na stację Służew. Przypomniał sobie, że przed wypadkiem pociąg jechał około minuty, wobec czego do przejścia mają całkiem spory kawałek.

– Jak masz na imię? – rozmyślanie przerwał mu głos chłopaka, dobiegający ze środka wagonu.

– Paweł – odpowiedział, ciągle jeszcze zamyślony.

– A ja Max. Pytam, bo w takiej sytuacji dobrze jest wiedzieć…

– Wracamy na Służew. Przód pociągu się pali – przerwał chłopakowi dość brutalnie Paweł. Nie było to spowodowane grubiaństwem czy arogancją, po prostu był przejęty i zbyt skupiony na szukaniu najlepszego wyjścia z ponurej sytuacji, żeby tracić czas i energię na czcze pogawędki. Złapał się ręką barierki, podciągnął i zgrabnie wskoczył z powrotem do wagonu.

– Max, później pogadamy – powiedział delikatniej, co przyniosło chłopakowi wyraźną ulgę – teraz musimy skupić się na wydostaniu się stąd. Pomóż mi ją przenieść.

„Coś dziwnego jest w tym facecie” – pomyślał chłopak. Poruszał się zwinnie, jakby trenował jakieś sztuki walki albo coś w tym stylu. Nie, żeby mu się podobał, nic z tych rzeczy. Chodziło o to, że wokół Pawła unosiła się dziwna aura, która po części emanowała spokojem, a po części nakazywała szacunek i posłuszeństwo.

Podeszli do młodej kobiety i Paweł zaświecił latarką, żeby przyjrzeć się jej twarzy. Mimo krótkiego czasu, który upłynął od zawiązania opaski uciskowej, zrobiła się wyraźnie bledsza. Widać było, że słabnie i z minuty na minutę jej szanse na przeżycie stają się coraz niklejsze. Mężczyzna złapał ją pod ramiona i pomógł wstać. Dziewczyna jęknęła z bólu, ale zacisnęła zęby, jedną ręką łapiąc się barierki, a drugą mimowolnie kierując w stronę złamanej kości. Max spojrzał pytająco na Pawła, lecz jego twarz nie zdradzała żadnych emocji. W międzyczasie niektórzy ludzie zaczęli interesować się otwartymi drzwiami wagonu – kilka osób już zdążyło wyskoczyć do tunelu, rozpoczynając tym samym indywidualną ewakuację. Przez chwilę chłopak miał ochotę zrobić to samo. Ta myśl jednak go zawstydziła, więc czym prędzej zabrał się za pomaganie Pawłowi.

Podeszli z ranną dziewczyną do wyważonych drzwi. Max zeskoczył na ziemię, a jego wzrok błyskawicznie powędrował w stronę płonącego tunelu.

– Max, pomóż jej – powiedział Paweł, samemu przytrzymując dziewczynę za ręce i pomagając jej w opuszczeniu się na dno tunelu.

– Dlaczego po prostu nie możemy poczekać na ratowników? – odezwała się nagle dziewczyna. Mimo sytuacji, w jakiej się znaleźli, oraz rany, która przy każdym ruchu wyraźnie sprawiała jej ból, miała niespodziewanie kojący głos. Max pomyślał, że jest naprawdę bardzo ładna, wyobrażając sobie dość jednoznacznie ich wspólne spotkanie. Oto uroki bycia siedemnastolatkiem.

– Po pierwsze dlatego, że nie wiem, jak długo zajmie im dotarcie do nas, a tobie jest potrzebna natychmiastowa pomoc – odpowiedział rzeczowo mężczyzna. – Po drugie, siedząc tutaj, prawdopodobnie byśmy się udusili lub po prostu spłonęli żywcem, jak ludzie w wagonach przed nami.

Max oraz dziewczyna poczuli się, jakby wylano im po kuble lodowatej wody na głowę. Głos Pawła był spokojny, ale stanowczy i zdecydowany. Chłopak pomyślał, że brzmi trochę jak doktor House.

– To jak, zostajecie czy idziemy? – zapytał Paweł. Dziewczyna nie potrzebowała dodatkowego ponaglenia, zaczęła się już sama gramolić z wagonu. Max błyskawicznie do niej doskoczył, podając pomocną dłoń. Mężczyzna asekurował ją od góry, a po chwili cała trójka znalazła się na zimnej, betonowej posadzce. Chłopak po raz ostatni zajrzał do wagonu metra. Ujrzał w nim mniej niż pięć osób, które najwyraźniej zdecydowały, że nie warto się nigdzie ruszać i że pomoc na pewno nadejdzie na czas. Prawdopodobnie nie były do końca świadome zagrożenia. Na szczęście nikt z nich nie miał poważnych obrażeń.

– Przepraszam, ale powinniśmy się stąd jak najszybciej ewakuować. Przód pociągu się pali – powiedział Paweł, który za przykładem Maxa również zajrzał do środka. Przez chwilę zatrzymał wzrok na każdej z osób, po czym odwrócił się, złapał dziewczynę pod ramię i ruszył z wolna w stronę stacji.

– Co z nimi? – zapytał Max.

– Ich sprawa – odpowiedział krótko Paweł.

Max podszedł do dziewczyny i ujął ją pod drugą rękę. Po minięciu ostatniego wagonu do ich uszu doleciał krzyk. Nie było to jednak wołanie o pomoc – był to wrzask człowieka konającego w niewyobrażalnych męczarniach, kakofonia nieartykułowanych dźwięków pomieszanych z jęczeniem, wzywaniem Boga i jednostajnym, rytmicznym powtarzaniem słowa „nie”.

Maxowi wydawało się, że dźwięki dochodzą nie z mijanego właśnie, płonącego wagonu, ale z tego, który tak niedawno opuścili. Może komuś coś się jednak stało, a oni tego nie zauważyli? Nagle usłyszeli kolejny wrzask – Max był pewien, że to osoba, która co prawda żegnała się z życiem, ale robiła to w walce. Nie był w stanie określić, skąd wzięło się to przekonanie – może przez setki filmów, które obejrzał w swoim życiu? Może przez instynkt, który mu to podpowiadał? Tak czy inaczej, cała trójka przyspieszyła kroku. Pomimo gorąca panującego w tunelu ich plecy były mokre od zimnego potu.