Выбрать главу

Bielany, godzina 12:50.

Tomek otworzył oczy i leniwie zamrugał powiekami. Przekręcił się na bok i zobaczył, że zegar wskazuje prawie trzynastą, co niespecjalnie go zaskoczyło. Tak to jest, gdy się idzie spać o ósmej rano. Albo gdy kładzie się do łóżka przed piątą, ale usypia dopiero kilka godzin później – wszystko przez irracjonalne wspomnienia minionych godzin, które uporczywie nie pozwalały złapać głębszego oddechu i przyspieszały bicie serca mniej więcej o trzysta procent. Chłopak miał olbrzymią ochotę upić się i usnąć, niestety wiedział, że to wyjście awaryjne zarezerwowane jest wyłącznie dla dorosłych. Jego rodzice nie byliby zachwyceni takim rozwiązaniem. Z drugiej strony w sumie jest prawie dorosły – przecież siedemnaście lat to nie byle co. Nie dowiedzieliby się od razu, więc przynajmniej mógłby w spokoju wyleczyć ewentualnego kaca, ale był pewien, że prędzej czy później jego siostra o wszystkim by doniosła. Nie była złą siostrą – po prostu wypaplałaby wszystko nieświadomie przy najbliższej okazji. Czyli przy pierwszym kontakcie z rodzicami. Fakt, że na czas ich wyjazdu do Francji Ewa zgodziła się nie wspominać nikomu o tym, że Tomek szlajał się całe noce po mieście z kolegami, już zasługiwał na uznanie. Oczywiście nic za darmo – chłopak musiał jej obiecać, że w zamian nie piśnie ani słowem na temat towarzystwa, które Ewa sprowadza do domu, oraz co z tym towarzystwem robi. Układ był klarowny i wiążący obie strony, więc jak do tej pory z sukcesem udało mu się przetrwać minione pięć dni.

Z trudem usiadł na łóżku. Oparł łokcie na kolanach i złapał dłońmi głowę. Czuł się tak, jakby w ogóle nie zmrużył oka – w nocy budził się co chwilę, a kilka razy zdawało mu się, że słyszy ciche trzaski podłogi w mieszkaniu. Wyobrażał sobie wtedy powłóczącego nogami mężczyznę z wypadku. Śniło mu się, że ten przyszedł po niego. W jego śnie tuż za mężczyzną stał dresiarz z poszarpaną twarzą, który patrzył na Tomka z wyrzutem i złością.

Chłopak wstał i podszedł do okna. Ludzie poruszali się leniwie, dokładnie w taki sposób, w jaki należy poruszać się w gorące, letnie popołudnie. Tak samo na chwilę obecną pracował mózg chłopaka. Był on jednak w stanie wygenerować informację, że pójście pod prysznic byłoby całkiem dobrym rozwiązaniem. Piętnaście minut później Tomek z rozczarowaniem stwierdził, że woda nie zmyła z niego wspomnień minionej nocy, a tylko orzeźwiła go i sprawiła, że te stały się wyraźniejsze. Postanowił przygotować śniadanie, żeby zająć czymś skołatane myśli. Po trwającym lata świetlne gapieniu się w otwartą lodówkę, doszedł do wniosku, że nie ma ochoty na nic konkretnego, więc po prostu zrobił sobie dwie kanapki z szynką oraz kawę i tak zaopatrzony podreptał do salonu.

Położył talerz z kanapkami na starej drewnianej ławie, rozsiadł się wygodnie na kanapie z kubkiem kawy w ręku i włączył telewizor. Był jak najbardziej świadomy faktu, że nie znajdzie niczego godnego uwagi, ale nie spodziewał się, że będzie aż tak źle. Przeskakiwał z kanału na kanał w tempie, które w rzeczywistości nie pozwoliłoby mu zidentyfikować programu, na który patrzy, ale było mu to totalnie obojętne. I tak nie skupiał się na tym, co dzieje się na ekranie. Na chwilę zatrzymał się na paśmie informacyjnym. Notowania giełdowe, w tle relacja z klęski żywiołowej w państwie, którego nazwy nie potrafił nawet wymówić, oraz cienki czerwony pasek, przesuwający się niczym pociąg pospieszny na dole ekranu – wszystko to otaczało głowę wystylizowanej i wychuchanej prezenterki. Tomek przez chwilę zastanowił się, kiedy pojawi się drugi i trzeci pasek z przelatującymi wiadomościami, żeby bombardować widza jeszcze większą ilością danych. Nagle jego uwagę przykuło zdanie o wypadku samochodowym, który wydarzył się w nocy na ulicy Suzina. Informacja mówiła, że w okolicy roztrzaskanego samochodu nie znaleziono ofiar, natomiast wnętrze auta oraz ulica zalane były krwią. Policja podejrzewa morderstwo oraz szuka świadków zdarzenia. Kamera zainstalowana przy banku ulicę dalej, zarejestrowała młodego chłopaka w zakrwawionej bluzie, oddalającego się z miejsca znalezienia pojazdu zaledwie dwie minuty po tragedii. W tej sekundzie w lewym rogu ekranu ukazało się zdjęcie. Tomek poczuł, jak całe jego ciało kurczy się i zapada w kanapę. Co prawda na zdjęciu był w kapturze, jednak ten zasłaniał tylko oczy – nos i usta były doskonale widoczne. Kolor ubrania też. Jeżeli ktoś sprytny wpadnie na pomysł przeanalizowania nagrań z innych kamer w okolicy, bez problemu będzie mógł wyśledzić jego miejsce pobytu.

W pierwszej sekundzie chciał pójść na policję i opowiedzieć o wszystkim, co widział. Niestety już w następnej zorientował się, jak absurdalnie to zabrzmi. Bo co – powie, że owszem, był świadkiem wypadku i widział jak jakiś naćpany koleś najpierw został zabity przez pędzące bmw, potem wstał jak gdyby nigdy nic i wgryzł się w twarz obcego chłopaka? No tak, przecież to logiczne, czemu nie – wszyscy mu przyklasną, poklepią po plecach i powiedzą, żeby wracał do domu. Może nawet dostanie medal. Jasne.

Prawda jest taka, że nikt nie uwierzy, iż to nie on jest wszystkiemu winien. Jeżeli tu zostanie, to prędzej czy później go znajdą i zamkną przynajmniej do momentu wyjaśnienia sprawy. W praktyce może w areszcie spędzić szmat czasu. Musi więc uciekać.

Postawił kubek na ławie i popędził do swojego pokoju. Podniósł swój stary, wysłużony plecak i wysypał jego zawartość na łóżko. Długopis, kilka skasowanych biletów, parę paragonów i bliżej niesklasyfikowane śmieci. Nie, raczej nic z nich się nie przyda. Po paru minutach chaotycznej krzątaniny stał ubrany w drzwiach pokoju z plecakiem zarzuconym na jedno ramię i zastanawiał się, co jeszcze mógłby wziąć. Spojrzał na kanapki w salonie i poczuł, jak mu burczy w brzuchu. „W sumie to dlaczego tak się spieszę, chyba nie zapukają do moich drzwi już za chwilę?” – pomyślał. Cały ucieczkowy zapał momentalnie go opuścił. Rzucił plecak na podłogę i usiadł na kanapie. Poczuł się zmęczony jak jeszcze nigdy w swoim krótkim, siedemnastoletnim życiu.

– Cholera, nie mam telefonu – powiedział do pustego mieszkania.

Odpowiedziała mu cisza, ale chłopak poczuł się o wiele lepiej, słysząc swój głos. Zaczął się zastanawiać, gdzie tak właściwie się wybiera. Nie może wprosić się do któregoś z kumpli, bo ci mieszkają w Warszawie – a jeżeli zostanie w mieście, to znajdą go, prędzej czy później. „Może będę chodził od jednego do drugiego?” – pomyślał. „To zawsze jakiś pomysł, ale odpada, bo to dalej Warszawa”. Niestety, nawet siostra nie może się o niczym dowiedzieć. Pewnie nie będzie za nim płakała, ale rodzice się zmartwią. Może wyjedzie do cioci do Płońska? Ta możliwość najbardziej przypadła mu do gustu. Ciotka powinna się ucieszyć, a zanim do niej dojedzie, zdąży wymyślić jakąś sensowną przyczynę nagłej wizyty. Dotrze tam PKS-em, więc nie znajdą go na dworcach kolejowych, które na pewno będą obstawione w pierwszej kolejności. Tomek wyobraził sobie agentów jak z amerykańskiego filmu akcji – w czarnych prochowcach, kapeluszach i okularach przeciwsłonecznych, uniwersalnym przebraniu, które pozwala idealnie wtopić się w tłum. Jeden będzie siedział na dworcowej ławce i udawał, że czyta gazetę. Drugi w tym czasie będzie zamawiał zapiekankę, trzeci stał w kolejce po bilety, czwarty, piąty i szósty obstawią wejścia. Siódmy i ósmy będą spacerowali po dworcu, a dziewiąty zajmie pozycję gdzieś wyżej, żeby ogarniać szersze pole. Do tego mniej więcej dwudziestu agentów na zewnątrz, furgonetki policyjne załadowane oddziałami antyterrorystycznymi, snajperzy na dachach i zdjęcia robione z satelity. I tak na każdym dworcu w Warszawie. Przez chwilę zrobiło się chłopakowi miło na taką myśl – cała ta machina uruchomiona tylko po to, żeby go pojmać. Jak bardzo byłby rozczarowany i zawiedziony, gdyby dowiedział się, że policja nie ma najmniejszego pojęcia, gdzie go szukać. Na chwilę obecną po komisariatach rozesłano jego zdjęcie i na tym cała akcja się zakończyła. Jednak Tomek podjął już decyzję – nie może dłużej czekać, musi jak najszybciej dostać się do Płońska. Pora ruszać na Marymont, do PKS-u.