Выбрать главу

Skinęła głową i odparła z wahaniem:

— Widziałam, jak to robili druidzi-lekarze.

— Nic złego ci się nie stanie. Pragnę cię uśpić, żebyś przypomniała sobie wszystko, co wiesz, rzeczy, o których dawno zapomniałaś. Nie potrwa to długo.

Z trudem znosił ufność, jaką mu okazywała. Posługując się technikami Patrolu, spenetrował jej pamięć absolutną i wyciągnął z niej wszystko, co kiedykolwiek przeczytała i usłyszała o drugiej wojnie punickiej. To mu wystarczyło.

Interwencja Rzymu na zajętych przez Kartaginę ziemiach leżących na południe od rzeki Ebro, dokonana z pogwałceniem międzypaństwowych traktatów, była kroplą, która przelała czarę. W roku 219 p.n.e. Hannibal Barkas, gubernator kartagińskiej Hiszpanii, obległ sprzymierzone z Rzymem miasto Sagunto. Zdobył je po ośmiu miesiącach i w ten sposób sprowokował dawno zaplanowaną wojnę z republiką rzymską. Na początku maja 218 roku p.n.e. przekroczył Pireneje z armią Uczącą dziewięćdziesiąt tysięcy piechoty, dwanaście tysięcy jazdy i trzydzieści siedem słoni. Przemaszerował przez Galię i przedarł się przez Alpy. W drodze poniósł ogromne straty: pod koniec tego roku do Italii wkroczyło tylko dwadzieścia tysięcy piechoty i sześć tysięcy jazdy. Mimo to nad rzeką Ticinus rozbił w puch znacznie liczniejsze siły rzymskie. W następnym roku stoczył kilka zwycięskich, lecz krwawych bitew i dotarł aż do Apulii i Kampanii.

Apulianie, Lukanowie, Brucjowie i Samnici przeszli na jego stronę. Dyktator rzymski Fabiusz Maksimus prowadził okrutną wojnę partyzancką, która spustoszyła Italię, ale o niczym nie przesądziła. Tymczasem młodszy brat Hannibala, Hazdrubal Barkas, zmobilizował w Hiszpanii drugą armię i w roku 211 p.n.e. przybył z posiłkami. W następnym roku Hannibal zdobył i spalił Rzym, a po trzech latach skapitulowały przed nim ostatnie miasta republiki rzymskiej.

— To jest to — powiedział Everard. Pogłaskał po głowie leżącą obok niego dziewczynę. — Teraz zaśnij. Śpij dobrze i obudź się z lekkim sercem.

— Co ci powiedziała? — zapytał van Sarawak.

— Masę szczegółów — odparł Manse. (Cała opowieść trwała ponad godzinę). — Najważniejsze jest to, że chociaż dobrze zna historię tamtych czasów, nie wspomniała o Scypionach.

— O kim?

— Publiusz Korneliusz Scypion dowodził armią rzymską w bitwie nad rzeką Ticinus. W naszym świecie został pokonany, podobnie jak tutaj, ale później miał dość rozumu, by uderzyć w kierunku zachodnim i zniszczyć kartagińskie bazy w Hiszpanii. W końcu Rzymianie całkowicie odcięli Hannibala w Italii i zniszczyli wysłane mu na pomoc nieliczne oddziały iberyjskie. Syn Scypiona, noszący takie samo imię jak ojciec, również dowodził armią i to właśnie on ostatecznie rozbił Hannibala pod Zamą. Mam na myśli Scypiona Arykańskiego Starszego. Obaj Scypionowie, ojciec i syn, byli najlepszymi dowódcami, jakich miał w tamtej epoce Rzym. Ale Deirdre nigdy o nich nie słyszała.

— Ach tak… — Van Sarawak spojrzał na wschód, gdzie po drugiej stronie oceanu Gallowie, Cymbrowie i Partowie szaleli wśród ruin antycznego świata. — Więc co się z nimi stało w tej linii czasu?

— Moja pamięć absolutna podpowiada mi, że obaj Scypionowie byli nad rzeką Ticinus, gdzie omal nie zginęli. Syn uratował ojcu życie podczas odwrotu, który, moim zdaniem, przerodził się w paniczną ucieczkę. Postawię dziesięć do jednego, że właśnie wtedy obaj Scypionowie zginęli w tamtej historii.

— Ktoś musiał ich zamordować — powiedział Wenusjanin i dodał ostrzejszym tonem: — Jakiś podróżnik w czasie. Nie ma innego wyjaśnienia.

— Bardzo możliwe. Zobaczymy. — Everard oderwał wzrok od buzi śpiącej dziewczyny i powtórzył: — Zobaczymy.

4

W plejstoceńskim domku myśliwskim Everard i van Sarawak (pół godziny po wyruszeniu w podróż do Nowego Jorku) oddali Deirdre pod opiekę życzliwej matrony, która znała grecki, i zwołali swoich kolegów. Wkrótce potem przez czasoprzestrzeń zaczęły mknąć pojazdy czasu.

Wszystkie biura działające przed rokiem 218 p.n.e — najbliższe znajdowało się w Aleksandrii w okresie od 250 do 230 roku p.n.e. — „nadal” były na swoich miejscach; ich personel liczył około dwustu osób. Pisemny kontakt z przyszłością okazał się niemożliwy, a kilka krótkich wypadów do niej potwierdziło przypuszczenia agentów. Zaniepokojeni pracownicy Patrolu zwołali konferencję w oligoceńskiej Akademii. Samodzielni agenci byli wyżsi stopniem od kolegów odkomenderowanych do poszczególnych epok i zarazem sobie równi. Ponieważ Everard osobiście poznał fenomen zmiany dziejów ludzkości, wybrano go przewodniczącym komitetu wyższych oficerów.

Spotkał go zawód. Ci mężczyźni i kobiety swobodnie podróżowali w czasie i władali bronią bogów, lecz pozostali ludźmi, zachowując wszystkie wady charakterystyczne dla rodzaju ludzkiego.

Wszyscy zgadzali się, że szkodę trzeba naprawić. Obawiali się o kolegów i koleżanki, którzy wyruszyli do różnych epok i nie zostali ostrzeżeni. Jeżeli nie wrócą do chwili, kiedy historia wróci na dawny tor, nikt ich nigdy więcej nie zobaczy. Wprawdzie Everard wysłał ratowników, ale wątpił w powodzenie ich wysiłków. Przestrzegł też ich surowo, żeby wrócili w ciągu jednego dnia według czasu lokalnego, gdyż inaczej poniosą konsekwencje swojej opieszałości.

Jakiś mężczyzna z epoki renesansu naukowego zwrócił uwagę na inny aspekt zaistniałej sytuacji. Oczywiście ocalali agenci mają obowiązek odtworzyć „pierwotny” bieg wydarzeń, ale powinni pamiętać o swoich zobowiązaniach wobec nauki. Pojawiła się przecież niezwykła szansa zbadania całkiem nowej fazy dziejów ludzkości. Należy przez kilka lat prowadzić badania antropologiczne, zanim… Manse z trudem zmusił go do milczenia. Nie pozostało wystarczająco wielu agentów, żeby można było podjąć takie ryzyko.

Grupa badawcza miała określić dokładny czas i okoliczności zmiany. Dyskusje o metodach działania trwały bez końca. Everard spoglądał w prehistoryczną noc za oknem i zastanawiał się, czy tygrysy szablozębe nie spisują się lepiej niż ich pochodzący od małp następcy.

Kiedy w końcu wyprawił swoich wysłanników, otworzył butelkę i upił się w towarzystwie van Sarawaka.

Komitet koordynacyjny zebrał się ponownie następnego dnia i wysłuchał meldunków wysłanników, którzy przemierzyli imponującą liczbę lat w przyszłości. Uratowali tuzin agentów Patrolu z mniej lub bardziej kłopotliwych sytuacji; około dwudziestu zniknęło i trzeba było spisać ich na straty.

Raport grupy szpiegowskiej okazał się bardzo interesujący. Agenci odkryli, że dwóch helweckich najemników przyłączyło się do armii Hannibala podczas przeprawy przez Alpy i zdobyło jego zaufanie. Po wojnie piastowali wysokie urzędy w Kartaginie. Przybrawszy imiona Frontes i Himilkon, praktycznie przejęli ster rządów, zorganizowali zabójstwo Hannibala i żyli w niebywałym luksusie. Jeden z agentów widział domy, „Helwetów” oraz ich samych.

— Dużo udogodnień, o których nie słyszano w antycznym świecie. Ta dwójka wyglądała na Neldorian z dwieście piątego tysiąclecia.

Manse skinął głową. Była to epoka bandytów, którzy wiele razy przysparzali Patrolowi mnóstwo pracy.

— Sądzę, że sprawa jest jasna — powiedział. — Nieważne, czy dołączyli do Hannibala przed bitwą nad Ticinusem, czy też nie. Byłoby diabelnie trudno aresztować ich w Alpach tak ostrożnie, by mimo woli nie zmienić historii. Najważniejsze jest to, że to chyba oni usunęli Scypionów i właśnie tam trzeba interweniować.

Jakiś dziewiętnastowieczny Anglik, kompetentny, ale bardzo przypominający typowego pułkownika armii indyjskiej, rozwinął mapę i wygłosił wykład na temat przeprowadzonego przez niego z powietrza rozpoznania pola bitwy. Użył teleskopu na podczerwień, by przyjrzeć się działaniom wojennym poprzez warstwę chmur.