Everard lekko się pochylił i szepnął:
— Założę się, że to dowódcy wojskowi. Zdaje się, że ich zainteresowaliśmy.
Van Sarawak skinął głową. Wyglądał na nieszczęśliwego.
Szef policji chrząknął z ważną miną i powiedział kilka słów do… generała? Ten ostatni odparł coś ze zniecierpliwieniem i zwrócił się do więźniów. Wymawiał słowa szczekliwie, choć bardzo wyraźnie, tak że Manse wychwytywał głoski, lecz nie miał pewności, czy robi to poprawnie.
Musieli się z nimi jakoś porozumieć. Everard pokazał na siebie i rzekł:
— Manse Everard. — Van Sarawak poszedł za jego przykładem i również się przedstawił.
Generał drgnął i przez chwilę naradzał się z szefem policji. Później odwrócił się i warknął:
— Yrn Cimberland?
— Gothland? Svea? Niaroin Teutonach?
— Te nazwy, jeśli to są nazwy, brzmią trochę z germańska, nieprawdaż? — mruknął Wenusjanin.
— Nasze nazwiska również — odparł Manse pełnym napięcia głosem. — Może uważają nas za Germanów? — Zwrócił się do generała: — Sprechen Sie Deutsch? — Nie otrzymał odpowiedzi. — Talerni svensk? Niederlands? Dansk tunga? Parlez-vous français? A niech to szlag. Habla usted español?
Szef policji znów chrząknął i wskazał na siebie, mówiąc:
— Cadwallader Mac Barca.
Generał nazywał się. Cynyth ap Ceorn. Tak przynajmniej zrozumiał Everard.
— To celtycki, tak jak przypuszczałeś — powiedział. Był spocony pod pachami. — Ale żeby się upewnić… — Z pytającą miną wskazał na kilku innych mężczyzn i usłyszał takie imiona i nazwiska jak: Hamilcar ap Angus, Asshur yr Cathlan i Finn O’Carthia. — Nie… tutaj jest też wyraźny element semicki. To pasuje do ich alfabetu.
Van Sarawak oblizał wyschnięte wargi.
— Spróbuj języków klasycznych — ponaglił Everarda chrapliwym głosem. — Może dowiemy się, kiedy ta historia oszalała.
— Loquerisne latine? — Brak odpowiedzi. — Helleni dzeis?
Generał ap Ceorn drgnął, sapnął i zmrużył oczy.
— Hellenach? Yrn Parthia? — szczeknął. Everard pokręcił przecząco głową.
— W każdym razie wie o istnieniu greki — powiedział powoli. Na próbę wypowiedział jeszcze kilka słów, lecz nikt z obecnych nie znał tego języka.
Ap Ceorn warknął coś do jednego ze swoich podwładnych, który ukłonił się i wyszedł. Zapadło długie milczenie.
Manse zauważył, że przestał się lękać. Tak, znalazł się w trudnej sytuacji i może nie pożyje długo, ale wszystko, co mu się przytrafiło, było niczym w porównaniu z losem, jaki spotkał cały jego świat.
Boże Wszechmogący! Cały świat!
Nie mógł tego zrozumieć. W jego pamięci ożyły widoki wielkich równin, wysokich gór i dumnych miast kraju, który tak dobrze znał. Widział swojego ojca i wspominał czasy dzieciństwa, kiedy ojciec, śmiejąc się, unosił go ku niebu. Widział także matkę… życie tych dwojga było przyjemne i szczęśliwe.
Przypomniał sobie dziewczynę, którą kochał na uniwersytecie, najśliczniejszą kobietę, z jaką mężczyzna miał kiedykolwiek zaszczyt spacerować w deszczowy dzień. Przypomniał też sobie Bernie’ego Aaronsona i długie noce spędzone na piciu piwa, paleniu papierosów i rozmowach, Phila Brackneya, który we Francji wyciągnął go z błota pod ogniem karabinów maszynowych, Charlie’ego i Mary Whitcombów, i herbatę przy kominku w wiktoriańskiej Anglii, Keitha i Cynthię Denisonów w ich podniebnym nowojorskim gniazdku pokrytym stalą chromową, Jacka Sandovala wśród brązowych skał Arizony, psa, którego kiedyś miał, surowe pieśni Dantego i pioruny Szekspira, wspaniałości York Minsteru i Golden Gate Bridge… Boże, całe ludzkie życie, życie nie wiadomo ilu miliardów istot ludzkich, pracujących, cierpiących, śmiejących się i rozpadających w proch, by ich synowie mogli żyć… Tego nigdy niebyło!
Potrząsnął głową, otępiały z rozpaczy, i siedział, nadal nic nie rozumiejąc.
Żołnierz wrócił z mapą, którą rozłożył na stole. Ap Ceorn niecierpliwym gestem poprosił więźniów o podejście i Everard oraz van Sarawak pochylili się nad mapą.
Tak… to była Ziemia w odwzorowaniu Merkatora, chociaż mapę wykonano dość prymitywnie. Kontynenty i wyspy wyglądały tak samo, ale zupełnie inaczej rzecz się miała z narodami!
— Czy możesz odczytać te nazwy, Piet?
— Mogę spróbować, korzystając z alfabetu hebrajskiego — odparł Wenusjanin. Zaczął czytać słowa. Ap Ceorn chrząknął i zaczął go poprawiać.
Ameryka Północna mniej więcej do granic Kolumbii nazywała się Ynys Yr Afallon. Był to najwyraźniej jeden kraj podzielony na stany. Ameryka Południowa składała się z jednego wielkiego państwa Huy Braseal i kilku mniejszych o indiańskich nazwach. Australazja, Indonezja, Borneo, Birma, wschodnie Indie i spora część Pacyfiku należały do Hinduraju. Afganistan i reszta Półwyspu In: dyjskiego tworzyły Pundżab. Państwo Han obejmowało Chiny” Koreę, Japonię i wschodnią Syberię. Do Littomu należała reszta Rosji i duża część Europy. Wyspy Brytyjskie nazywały się Brittys, Francja i kraje Beneluksu — Gallis, a Półwysep Iberyjski — Celtan. W Europie Środkowej i na Bałkanach skupiło się wiele małych narodów, a nazwy wielu z nich wyglądały na huńskie. Szwajcaria i Austria tworzyły Helweti, Włochy — Cimberland, a Półwysep Skandynawski podzielony był w środku na dwie części: Sweę na północy i Gothland na południu. Północna Afryka wyglądała na konfederację państw o nazwie Carthagalann, rozpościerającą się od Senegalu po Suez i dochodzącą prawie do równika. Południowa część tego kontynentu była rozparcelowana na mniejsze państewka, z których większość nosiła czysto afrykańskie nazwy. Na Bliskim Wschodzie znajdowały się Partia i Arabia.
Van Sarawak podniósł wzrok. Łzy napłynęły mu do oczu.
Ap Ceorn szczekliwie o coś zapytał i pokiwał palcem. Chciał wiedzieć, skąd pochodzą.
Everard wzruszył ramionami i wskazał na niebo. Nie mogli wyjawić prawdy, postanowili więc podawać się za przybyszy z innej planety, ponieważ w tym świecie najprawdopodobniej nie znano lotów kosmicznych.
Ap Ceorn zwrócił się do szefa policji, który skinął głową i coś odpowiedział. Więźniów odprowadzono do celi.
3
— I co teraz?
Van Sarawak osunął się na pryczę i utkwił wzrok w podłodze.
— Gramy w tę grę — odparł ponuro Manse. — Zrobimy wszystko, co możliwe, żeby odzyskać chronocykl i uciec. Kiedy będziemy wolni, zastanowimy się, co dalej robić.
— Ale co się stało?
— Mówiłem ci, że nie wiem! Na pierwszy rzut oka wygląda to tak, jak gdyby coś wysadziło z siodła Greków i Rzymian i rządy objęli Celtowie, ale nie umiem powiedzieć, co się stało.
Everard zaczął chodzić po celi. Czuł coraz większą determinację.
— Przypomnijmy sobie podstawy teorii czasu — powiedział. — Nie ma jednej przyczyny zdarzeń. Są one rezultatem całego ich splotu. Dlatego tak trudno jest zmienić historię. Gdybym się cofnął, powiedzmy, do średniowiecza i zabił jednego z holenderskich przodków Franklina Delano Roosevelta, to i tak Roosevelt urodziłby się pod koniec dziewiętnastego wieku, ponieważ jego geny pochodziły od wszystkich jego przodków i zaszło zjawisko kompensacji. Ale od czasu do czasu pojawia się wydarzenie przełomowe. Łączy ono tak wiele linii świata, że wywiera wpływ na przyszłość całego kontinuum. Z jakiegoś powodu ktoś zmienił jedno z takich wydarzeń.