Выбрать главу

– Tak, wiem – odparła, znowu leciutko się uśmiechając. – Odebrałam ją. Jak na starszą kobietę była atrakcyjna, przynajmniej według ludzkich standardów. Nie farbowała włosów – były puszyste, naturalnie szare, bardziej białe niż srebrne, długie, upięte w luźny warkocz. Intrygowała mnie zieleń jej oczu – nie widziałam takiej u nikogo innego.

– Przepraszam – powiedziałam, gdyż odniosłam wrażenie, że czeka, aż coś powiem.

– W porządku. Rozumiem. Te spotkania nie są dla ciebie łatwe. Chciałabyś, żeby nie były ci w ogóle potrzebne. Nigdy wcześniej nie były. Teraz jest inaczej i to cię martwi.

Spuściłam wzrok na drewniany parkiet.

– Tak, ma pani rację.

– Pamiętam, że prosiłam cię, żebyś mówiła mi Kathy.

– Dobrze… Kathy. Zaśmiała się cichutko.

– Nie oswoiłaś się jeszcze z ludzkimi imionami, prawda?

– Nie. Prawdę mówiąc… to dla mnie trochę jak kapitulacja.

Podniosłam wzrok i zobaczyłam, że wolno mi przytakuje.

– No tak, potrafię zrozumieć, dlaczego. Szczególnie w twoim przypadku. Przełknęłam głośno ślinę i ponownie wbiłam wzrok w podłogę.

– Porozmawiajmy teraz na łatwiejszy temat – zaproponowała. – Czy twoje nowe Powołanie nadal sprawia ci przyjemność?

– Tak – odparłam bez zastanowienia. Rzeczywiście, był to dla mnie łatwiejszy temat. – Właśnie zaczęłam nowy semestr. Zastanawiałam się wcześniej, czy aby się nie znudzę, powtarzając od nowa ten sam materiał, ale na razie jest ciekawie. Mam nowych słuchaczy, więc jest inaczej.

– Curt opowiada mi o tobie same dobre rzeczy. Mówi, że twoje zajęcia należą do najbardziej obleganych na całej uczelni.

Lekko się zarumieniłam.

– Miło mi to słyszeć. Jak się miewa twój partner?

– Dziękuję, Curt ma się świetnie. Nasi żywiciele są w znakomitym stanie, biorąc pod uwagę ich wiek. Myślę, że przed nami jeszcze wiele lat życia.

Byłam ciekawa, czy Kathy zamierza zostać na Ziemi i w stosownym czasie po prostu zmieni żywiciela, czy też przeniesie się gdzie indziej. Wolałam jednak nie zadawać pytań, które mogłyby skierować rozmowę na niewygodne tematy. Wróciłam więc do poprzedniego wątku.

– Lubię uczyć. Na Planecie Wodorostów miałam dość podobne Powołanie, więc łatwo było mi się przyzwyczaić. Mam u Curta dług wdzięczności.

– To oni mają szczęście, że u nich pracujesz – odparła Kathy, uśmiechając się ciepło. – Nie wiem, czy zdajesz sobie sprawę, że rzadkością jest nawet profesor historii z dwiema planetami w życiorysie. A ty mieszkałaś prawie wszędzie. I do tego na Początku! Nie znajdziesz na tym świecie szkoły, która nie chciałaby cię mieć u siebie. Curt głowi się, jak by tu cię zająć, żebyś nie miała czasu nawet pomyśleć o przeprowadzce.

– Profesor nadzwyczajny – uściśliłam.

Kathy uśmiechnęła się, po czym wzięła głęboki oddech, poważniejąc.

– Nie było cię u mnie tak długo, że pomyślałam, iż może twoje problemy same się rozwiązały. Ale potem uświadomiłam sobie, że może być odwrotnie; że nie chcesz się ze mną spotkać, bo jest coraz gorzej.

W milczeniu przyglądałam się swoim dłoniom.

Były jasnobrązowe – nie bledły, nawet gdy nie spędzałam zbyt wiele czasu na słońcu. Tuż nad lewym nadgarstkiem ciemniał duży pieg. Paznokcie miałam krótko przycięte. Nie lubiłam nosić długich, ich dotyk nie był przyjemny. Poza tym moje palce były bardzo długie i chude – z długimi paznokciami wyglądałam dziwnie. Nawet jak na człowieka.

Odchrząknęła, przerywając blisko minutową ciszę.

– Czy moje przeczucie nie było słuszne?

– Kathy – wymówiłam starannie jej imię, grając na zwłokę. – Dlaczego zatrzymałaś imię swojego żywiciela? Czy po to, żeby być bardziej… w zgodzie? Z żywicielem? – Miałam też ochotę zapytać o decyzję Curta, ale była to bardzo osobista sprawa. Pytanie o to kogokolwiek innego niż jego samego, nawet jego partnerki, byłoby niestosowne. Zresztą bałam się, że może i tak przekroczyłam już granicę taktu.

Kathy jednak tylko się zaśmiała.

– O rany, nie, skądże znowu. Nie mówiłam ci o tym? Hmm. Może nie, w końcu moja praca polega na słuchaniu, nie na mówieniu. Większość dusz, z którymi rozmawiam, nie potrzebuje aż tyle wsparcia. Czy wiesz, że przybyłam na Ziemię w jednym z pierwszych rzutów, jeszcze zanim ludzie zaczęli sobie zdawać sprawę z naszej obecności? Miałam ludzkich sąsiadów po obu stronach domu. Przez kilka lat musieliśmy z Curtem udawać naszych żywicieli. Nawet później, kiedy już zasiedliliśmy całą najbliższą okolicę, mogliśmy w każdej chwili natknąć się na człowieka. Dlatego po prostu zostałam Kathy. Inna sprawa, że moje poprzednie imię w tłumaczeniu na ten język ma czternaście słów i trudno je zgrabnie skrócić.

Mówiąc to, uśmiechnęła się szeroko. Wpadające z zewnątrz światło odbiło się od jej oczu i zamigotało na ścianie zielonym refleksem. Przez chwilę jej tęczówki mieniły się jak szmaragdy.

Do tej pory nie miałam pojęcia, że ta delikatna, czuła kobieta była w pierwszym szeregu kolonizatorów. Potrzebowałam paru chwil, żeby przetworzyć nowe informacje. Przyglądałam się jej, zdumiona i zarazem pełna uznania. Nigdy nie traktowałam Pocieszycieli zbyt poważnie – nigdy, aż do dziś, nie miałam ku temu powodów. Pomagali tym, którzy nie radzili sobie sami, czyli słabym, i wstydziłam się, że muszę tu przychodzić. Nieznane mi wcześniej fakty z przeszłości Kathy sprawiły, że nie czułam się już przy niej tak zażenowana. Wiedziała, na czym polega siła.

– Trudno ci było? – zapytałam. – Udawać jedną z nich?

– Nie, nieszczególnie. Widzisz, kiedy umieszczono mnie w tym ciele, musiałam się przyzwyczaić do tak wielu nowych rzeczy. Moje zmysły odbierały mnóstwo doznań. Na początku całkiem mnie to absorbowało.

– A Curt… Postanowiłaś pozostać z partnerem swojego żywiciela? Gdy było już po wszystkim?

Tym razem moje pytanie było bardziej dociekliwe i Kathy od razu to pojęła. Poprawiła się w fotelu, podnosząc stopy i opierając jedną na drugiej. Odpowiadała wpatrzona w punkt gdzieś ponad moją głową.

– Tak, wybrałam Curta. A on mnie. Oczywiście na początku to był czysty przypadek, taki a nie inny przydział obowiązków. Zbliżył nas czas, który spędzaliśmy razem, i ryzyko, które dzieliliśmy podczas naszej misji. Widzisz, jako rektor uniwersytetu Curt miał rozliczne kontakty. W naszym domu odbywały się zabiegi. Miewaliśmy często gości. Przychodzili do nas ludzie, a wychodziły dusze w ludzkiej powłoce. Wszystko odbywało się szybko i po cichu – sama wiesz, jak gwałtowny potrafi być ten gatunek żywicieli. Żyliśmy z dnia na dzień ze świadomością, że każda godzina może się okazać naszą ostatnią. Towarzyszyły nam duże emocje, bardzo często strach.

Tak więc, jak widzisz, nie brakowało nam dogodnych powodów, by się związać i pozostać parą nawet wówczas, gdy można już było wyjść z ukrycia. I mogłabym cię okłamać, uspokoić, mówiąc, że właśnie te powody były rozstrzygające. Ale… – Tu potrząsnęła głową, po czym jakby zapadła się głębiej w fotel, wbijając we mnie wzrok. – Przez wszystkie te tysiąclecia ludziom nie udało się rozgryźć zagadki, jaką jest miłość. Na ile jest sprawą ciała, a na ile umysłu? Ile w niej przypadku, a ile przeznaczenia? Dlaczego związki doskonałe się rozpadają, a te pozornie niemożliwe trwają w najlepsze? Ludzie nie znaleźli odpowiedzi na te pytania i ja też ich nie znam. Miłość po prostu jest albo jej nie ma. Mój żywiciel kochał żywiciela Curta i ta miłość przetrwała nawet wtedy, gdy umysły zmieniły właścicieli.

Przyglądała mi się uważnie. Widząc, że osuwam się w fotelu, uniosła lekko brwi.