Выбрать главу

– Do pracy. Nie do gry w piłkę.

– Lily i Wes będą zawiedzeni. Obiecałem im mecz dwoje na dwoje. Specjalnie ciężko pracowali rano, żeby mieć wolne popołudnie…

– Nie próbuj grać moim sumieniem – powiedziałam. Mijaliśmy ostatni zakręt w tunelu. Widziałam niebieską poświatę kilku lamp i migające przed nimi cienie.

– Myślałem, że to działa – odparł żartem Ian. – No chodź, Wando. To ci dobrze zrobi.

Pociągnął mnie za rękę i weszliśmy do sali gier. Lily i Wes podawali sobie piłkę wzdłuż groty.

– Cześć, Wanda. Cześć, Ian – zawołała Lily.

– Dam ci wycisk, O’Shea! – krzyknął Wes.

– Chyba nie pozwolisz, żebym przegrał z Wesem, co? – zwrócił się do mnie Ian pod nosem.

– Możesz ich ograć w pojedynkę.

– Wtedy się obrażą. Nie zapomną mi takiej zniewagi.

Westchnęłam.

– Dobrze. Dobrze. Niech ci będzie.

Ian uściskał mnie z przesadnym, według Melanie, entuzjazmem.

– Jesteś moją ulubioną osobą we wszechświecie.

– Dzięki – wymamrotałam sucho.

– Jesteś gotowa przegrać z kretesem, Wando? – zawołał pyszałkowato Wes. – Może i zajęłaś nam planetę, ale tego meczu nie wygrasz.

Ian się roześmiał, ale ja nie zareagowałam. Ten żart wprawił mnie w zakłopotanie. Jak Wes mógł sobie żartować na ten temat? Ludzie nie przestawali mnie zaskakiwać.

Dotyczyło to również Melanie. Przez cały czas była tak samo przygnębiona jak ja, a teraz nagle się ożywiła.

Ostatnim razem nie mogłyśmy zagrać, wytłumaczyła. Czułam, jak rwie się do biegania – w końcu mogła pobiegać dla przyjemności, a nie tylko uciekać przed kimś ze strachu. Kiedyś uwielbiała biegać. Siedząc bezczynnie, nie sprawimy, że szybciej wrócą. Przyda nam się rozrywka. Obmyśła już taktykę, bacznym wzrokiem oceniając rywali.

– Znasz zasady gry? – zapytała mnie Lily. Kiwnęłam głową.

– Tak, pamiętam.

Mimowiednie zgięłam nogę w kolanie i chwyciłam się za łydkę, by rozciągnąć mięśnie. Taka pozycja nie była dla mojego ciała niczym nowym. Zrobiłam to samo z drugą nogą i z zadowoleniem stwierdziłam że wydaje się całkiem zdrowa. Siniak na tylnej części uda był już blado-żółty, prawie niewidoczny. Również bok mi wydobrzał, co kazało przypuszczać, że tak naprawdę nie miałam złamanego żebra.

Dwa tygodnie temu, myjąc lusterka, widziałam swoją twarz. Blizna na policzku była ciemnoczerwona, wielkości połowy dłoni, postrzępiona na brzegach. Bardziej niż ja przejmowała się nią Melanie.

– Będę obstawiał bramkę – powiedział mi Ian, podczas gdy Lily cofnęła się w głąb swojej połowy, a Wes truchtał obok piłki. Siły w polu były nierówne. Melanie wcale to jednak nie przeszkadzało, paliła się do rywalizacji.

Gra się zaczęła – Wes kopnął piłkę w stronę Lily, po czym sam wystrzelił do przodu, wysuwając się do podania – i nagle nie było już czasu na myślenie. Liczył się instynkt i szybkie reakcje. Zobaczyłam, jak Lily składa się do podania, i błyskawicznie oceniłam jego kierunek. Przecięłam lot piłki – Wes musiał się nieźle zdziwić – kopnęłam ją do Iana i popędziłam do przodu. Lily była zbyt wysunięta. Wyprzedziłam ją, Ian z mistrzowską precyzją dograł mi piłkę i strzeliłam pierwszego gola.

Czułam się świetnie, napinając mięśnie, pocąc się ze zdrowego wysiłku, a nie z gorąca, grając zespołowo. Stanowiliśmy z Ianem dobraną parę. Ja byłam szybka, a on celnie podawał. Kiedy Ian strzelił trzeciego gola, Wes nie był już taki buńczuczny.

Po dwudziestym pierwszym Lily ogłosiła koniec meczu. Była mocno zasapana, w przeciwieństwie do mnie. Czułam się dobrze, mięśnie miałam rozgrzane i giętkie.

Wes chciał rewanżu, ale Lily miała już dość.

– Umówmy się, są od nas lepsi.

– To było nieuczciwe.

– Nikt nie mówił, że Wanda nie umie grać.

– Nikt nie mówił, że gra jak zawodowiec.

Uśmiechnęłam się na ten komplement.

– Trzeba umieć przegrywać – powiedziała Lily, wyciągając rękę, by połaskotać Wesa po brzuchu. Chwycił ją za palce i przyciągnął do siebie. Próbowała mu się wyrwać, cała rozweselona, ale Wes zakręcił nią, złapał ją w ramiona i pocałował w roześmiane usta.

Wymieniłam z Ianem krótkie, zdumione spojrzenie.

– Dla ciebie będę przegrywał z klasą – powiedział Wes, po czym ją puścił.

Gładka, karmelowa skóra Lily nabrała nieco rumieńców na policzkach. Zerknęła na mnie i Iana, lekko zawstydzona

– A teraz – kontynuował Wes – idę ściągnąć posiłki. Zobaczymy, Ian, jak twój nowy as poradzi sobie z Kyle’em. – Odkopnął piłkę w ciemny kąt groty, gdzie wylądowała z pluskiem w źródełku.

Ian ruszył po nią truchtem, a ja wciąż zaciekawionym wzrokiem przyglądałam się Lily.

Zaśmiała się na widok mojej miny, lecz był to niepodobny do niej śmiech zakłopotania.

– Wiem, wiem.

– Jak długo… to trwa? – zapytałam.

Zrobiła minę.

– Przepraszam. To nie moja sprawa.

– W porządku. To żadna tajemnica – zresztą jak w tym miejscu utrzymać coś w tajemnicy? Po prostu… to zupełnie świeże. Jest w tym trochę twojej winy – dodała z uśmiechem, dając do zrozumienia, że mówi żartem.

Mimo to poczułam się odrobinę winna. I zagubiona.

– Co ja takiego zrobiłam?

– Nic – uspokoiła mnie. – Ale zaskoczyło mnie… to, jak Wes na ciebie zareagował. Nie wiedziałam, że ma w sobie tyle wrażliwości. Wcześniej jakoś w ogóle nie zwracałam na niego uwagi. Jest dla mnie trochę za młody, ale jakie to ma tutaj znaczenie? – Znowu się roześmiała. – To ciekawe, jak życie i miłość trwają. Nie spodziewałam się tego.

– Prawda? To zabawne – przytaknął Ian. Nie słyszałam, jak nadchodził. Objął mnie za ramię. – Ale to dobrze. Wiesz chyba, że Wes podkochiwał się w tobie, odkąd się tu zjawił?

– Tak mi powiedział. Ja tego nie widziałam.

Ian roześmiał się.

– Chyba tylko ty jedna. To co, Wando, może mała gierka jeden na jednego, dopóki tamci nie przyjdą?

Czułam niewysłowiony zapał Melanie.

– Dobra.

Pozwolił mi zacząć, a sam cofnął się pod bramkę. Mój pierwszy strzał zmieścił się między nim a słupkiem. Kiedy wznowił grę, nacisnęłam na niego, przejęłam piłkę i strzeliłam drugiego gola.

Daje nam fory, fuknęła Melanie.

– Ian, nie wygłupiaj się. Graj.

– Przecież gram.

Powiedz mu, że gra jak baba.

– Jak baba.

Roześmiał się, a wtedy znów wyłuskałam mu piłkę spod nóg. Prowokacja na nic się nie zdała. Nagle przyszedł mi do głowy inny pomysł. Strzeliłam do pustej bramki, przeczuwając, że to prawdopodobnie ostatni raz.

Nie podoba mi się ten pomysł, mruknęła Mel.

Ale założę się, że zadziała.

Postawiłam piłkę z powrotem na środku boiska.

– Jeżeli wygrasz, możesz spać w moim pokoju, dopóki nie wrócą. – I tak musiałam się w końcu wyspać.

– Gramy do dziesięciu. – Wydał gardłowy odgłos i kopnął piłkę tak mocno, że odbiła się od niewidocznej ściany gdzieś daleko za moją bramką i wróciła do nas.

Spojrzałam na Lily.

– Pudło?

– W sam środek bramki – odparła, potrząsając głową.

– Jeden trzy – oznajmił Ian.

Pokonał mnie w kwadrans, ale przynajmniej się zmęczyłam. Udało mi się nawet wbić mu jeszcze jednego gola, z czego byłam bardzo dumna. Kiedy strzelał ostatnią, dziesiątą bramkę, brakowało mi już tchu.

Nie można było tego samego powiedzieć o nim.

– Dziesięć cztery. Wygrałem.

– Dobry mecz – wydyszałam.