Kiedy w końcu promień latarki wydobył mnie z cienia, ktoś westchnął z ulgą.
– Znalazłem ją! Dajcie znać reszcie, żeby wrócili pod ziemię! Znałam ten głos, ale nie chciało mi się nawet zastanawiać, kto to jest.
Potwór jak każdy inny.
– Wanda? Wanda? Nic ci nie jest?
Nie podniosłam głowy ani nie otworzyłam oczu. Byłam w żałobie.
– Gdzie jest Ian?
– Zawołać Jamiego? Jak myślicie?
– Lepiej nie, musi leżeć.
Jamie. Zadrżałam na dźwięk jego imienia. Mój Jamie. On też był potworem. Tak jak cała reszta. Mój Jamie. Myślenie o nim sprawiało mi fizyczny ból.
– Gdzie ona jest?
– Tam, Jared. Ale w ogóle nie… reaguje.
– Nie ruszaliśmy jej.
– Podaj mi latarkę – powiedział Jared. – A teraz sobie idźcie. Alarm odwołany. Dajcie jej trochę spokoju, dobra?
Rozległo się szuranie stóp, które po chwili nagle ucichło.
– Ludzie, ja nie żartuję. Nie pomagacie. Wracajcie na górę.
Znów zaczęli niemrawo powłóczyć nogami, lecz tym razem z lepszym skutkiem. Odgłosy ich kroków oddalały się, aż w końcu zniknęły w tunelu.
Jared czekał, aż nastanie cisza.
– Poszli sobie, Wando. Jesteśmy tu tylko we dwójkę.
Czekał, aż coś powiem.
– Słuchaj, domyślam się, że to musiało być dla ciebie… nieprzyjemne. Nie chcieliśmy, żebyś to zobaczyła. Przykro mi.
Przykro? Geoffrey powiedział, że to był jego pomysł. Chciał mnie wyciąć, pokroić, obryzgać ściany moją krwią. Rozszarpałby z namysłem milion dusz, żeby uratować swojego ulubionego potwora. Posiekałby nas na kawałki.
Milczał przez dłuższą chwilę, znowu czekając, aż się odezwę.
– Chyba chcesz być teraz sama. W porządku. Nikogo tu nie wpuszczę, jeżeli tego właśnie chcesz.
Ani drgnęłam.
Coś dotknęło mojego ramienia. Odsunęłam się gwałtownie, uderzając barkiem o ostre kamienie.
– Przepraszam – wymamrotał.
Usłyszałam, jak wstaje i odchodzi. Światło latarki – od którego zamknięte powieki jaśniały mi na czerwono – zaczęło słabnąć. Wychodząc z groty, natknął się na kogoś.
– Gdzie ona jest?
– Chce być sama. Zostaw ją.
– Nie wchodź mi w drogę, Howe.
– Myślisz, że ją pocieszysz? Ty, człowiek?
– Nie miałem z tym nic…
Jared przerwał mu ściszonym głosem, ale wciąż słyszałam jego echo.
– Nie tym razem. Jesteś jednym z nas, Ian. Jesteś dla niej wrogiem. Chyba słyszałeś, co mówiła w szpitalu. Nazwała nas potworami. Właśnie takie ma w tej chwili o nas zdanie. Nie chce twoich czułości.
– Daj mi latarkę.
Dłużej nie rozmawiali. Po minucie usłyszałam odgłos stóp zbliżających się wzdłuż ściany groty. Parę chwil później światło latarki znów rozżarzyło mi powieki.
Nie miałam dokąd uciec, więc skuliłam się jeszcze mocniej.
Dobiegło mnie ciche westchnienie, po czym usłyszałam, jak Ian siada na ziemi, blisko, ale dalej, niż się spodziewałam.
Rozległo się pstryknięcie i światło zgasło.
Czekałam, aż przerwie ciszę, ale był równie milczący jak ja.
W końcu przestałam wyczekiwać i pogrążyłam się z powrotem w żałobie. Ian w ogóle się nie odzywał. Siedziałam w ciemnościach skalnego zgłębienia, opłakując zabite dusze, a obok siedział człowiek.
Rozdział 42
Ianowi ze zdziwienia opadła szczęka.
– Co?
– Wyjaśnię ci to za chwilę. To nieuczciwe, ale… proszę. Pocałuj mnie.
– Nie poczujesz się źle? Melanie nie będzie zła?
– Ian! – ponagliłam. – Proszę cię!
Zdezorientowany, objął mnie w pasie i przycisnął do siebie. Twarz miał tak zatroskaną, iż bałam się, że nic z tego nie wyjdzie. Nie była mi w tej chwili potrzebna romantyczna atmosfera, ale być może jemu owszem.
Nachylił się ku mnie, instynktownie zamykając oczy. Przywarł do mnie na chwilę ustami, po czym cofnął twarz, by spojrzeć na mnie tym samym zatroskanym wzrokiem.
Nic.
– Nie, Ian. P o c a ł u j mnie. Naprawdę. Tak jakbyś c h c i a ł oberwać w twarz. Rozumiesz?
– Nie. Co się dzieje? Najpierw mi powiedz.
Położyłam mu ręce na szyi. Czułam się dziwnie, nie byłam pewna, jak się do tego zabrać. Uniosłam się na palcach i jednocześnie przyciągnęłam jego głowę, sięgając ust.
Gdzie indziej, wśród innego gatunku, nie poszłoby mi tak łatwo. Inny umysł nie uległby tak szybko pragnieniom ciała. Inne gatunki miały lepiej uporządkowane priorytety. Lecz Ian był człowiekiem i nie mógł nie zareagować.
Przycisnęłam usta do jego ust, jeszcze mocniej przytrzymując go za kark, gdyż w pierwszej chwili próbował się odsunąć. Przypomniałam sobie rytm, w jakim poruszały się nasze usta za pierwszym razem, i próbowałam to powtórzyć. Kiedy je otworzył, ogarnęło mnie przyjemne uczucie triumfu. Złapałam zębami jego dolną wargę, a wtedy z gardła wyrwał mu się cichy, gwałtowny odgłos zaskoczenia.
Potem już nie musiałam nic robić. Ian jedną ręką przytrzymał mi twarz, a drugą położył na plecach, przyciskając mnie do siebie tak mocno, że zapierało mi dech. Oboje dyszeliśmy, nasze oddechy się mieszały. Poczułam, jak opiera mnie piecami o ścianę, żeby przywrzeć do mnie jeszcze mocniej. Byliśmy ze sobą scaleni od stóp do głów.
Tylko nas dwoje – tak blisko siebie, że stanowiliśmy jedność.
Tylko my.
Nikt więcej.
Sami.
Ian sam wyczuł, że mam dość. Musiał się tego spodziewać – miał jednak silniejszą wolę, niż przypuszczałam. Gdy tylko rozluźniłam ręce, odsunął się powoli, nie odrywając jednak twarzy – stykaliśmy się koniuszkami nosów.
Opuściłam ramiona, a wtedy on odetchnął głęboko. Po chwili poluzował ręce i położył mi je lekko na ramionach.
– Wyjaśnij mi – powiedział.
– Nie ma jej – wyszeptałam, ciągle łapiąc oddech. – Nie mogę jej znaleźć. Nawet teraz.
– Melanie?
– W ogóle jej nie słyszę! Powiedz, jak mam teraz wrócić do Jamiego? Pozna, że kłamię. Jak mam mu powiedzieć, że straciłam jego siostrę? Ian, on jest chory! Nie mogę mu tego powiedzieć! Załamie się i nie wyzdrowieje. Nie…
Ian przycisnął mi palce do ust.
– Cii. Spokojnie. Zastanówmy się. Kiedy ostatnio ją słyszałaś?
– Po tym, jak zobaczyłam… to w szpitalu. Próbowała ich bronić… i wtedy na nią nawrzeszczałam… i… przegoniłam. I od tamtego czasu się nie odezwała. Nie mogę jej znaleźć!
– Cii. Spokojnie. Zastanów się, na czym ci najbardziej zależy. Wiem, że nie chcesz zmartwić Jamiego, ale on i tak z tego wyjdzie. Więc pomyśl – czy nie byłoby lepiej, choćby dla ciebie, gdybyś…
– Nie! Nie mogę pozbyć się Melanie! Nie mogę. To by było złe. Sama stałabym się wtedy potworem!
– Okej, okej! Okej. Cii. Czyli musimy ją znaleźć? Potaknęłam rozpaczliwie głową. Wziął kolejny głęboki oddech.
– W takim razie… potrzebujesz silniejszych doznań?
– Nie wiem, co masz na myśli. Obawiałam się jednak, że wiem.
Całowanie się z Ianem było jedną rzeczą – może nawet przyjemną, gdyby nie cały ten stres – ale posunąć się jeszcze dalej… Czy mogłam? Melanie byłaby wściekła, gdybym tak się obeszła z jej ciałem. Czyżbym to właśnie musiała zrobić, żeby ją odzyskać? Ale co z Ianem? To było nieuczciwe również wobec niego.
– Zaraz wracam – obiecał. – Nie ruszaj się stąd.
Przycisnął mnie do ściany dla podkreślenia wagi swych słów, po czym pobiegł tam, skąd przyszliśmy.
Niełatwo było spełnić jego prośbę. Miałam ochotę popędzić za nim, zobaczyć, co robi, dokąd biegnie. Musieliśmy o tym porozmawiać, potrzebowałam to przemyśleć. Nie było jednak czasu. Jamie czekał na mnie z pytaniami, na które nie mogłam mu odpowiedzieć. Nie, wcale nie czekał na mnie, tylko na Melanie. Jak mogłam do tego dopuścić? Co, jeśli zniknęła na zawsze?