– Doktorze, masz ostry nóż?
– Skalpel. Mam otworzyć ranę?
– Tak, muszę ją oczyścić.
– Myślałem o tym… żeby ją osuszyć, ale ból…
– Nic nie poczuje.
– Popatrz na jego twarz – szepnął Ian, nachyliwszy się koło mnie.
Nie była już czerwona, miała naturalny, zdrowy odcień. Na brwiach wciąż błyszczały krople potu, ale wiedziałam, że to jedynie pozostałość. Doktor i ja dotknęliśmy jednocześnie jego czoła.
Działa! Działa! Zarówno Mel, jak i mnie ogarnęła fala euforii.
– Niesamowite – wyszeptał Doktor.
– Gorączka spadła, ale noga może być ciągle zainfekowana. Pomóż mi z raną, Doktorze.
– Sharon, czy możesz mi podać… – zaczął z roztargnieniem, podnosząc wzrok. – Och. Kyle, mógłbyś mi podać tę torbę, która leży przy twojej nodze?
Przesunęłam się w dół łóżka, tak by klęczeć na wysokości czerwonej, spuchniętej rany. Ian poświecił na nią latarką. Doktor i ja zaczęliśmy jednocześnie grzebać w naszych torbach. On wyciągnął srebrny skalpel, na którego widok przebiegł mnie po plecach zimny dreszcz. Otrząsnęłam się i przygotowałam pojemnik Czystego Serca.
– Nic nie poczuje? – zawahał się Doktor.
– Hej – zachrypiał Jamie. Rozglądał się szeroko otwartymi oczami po pokoju, aż w końcu natrafił na moje spojrzenie. – Hej, Wanda. Co się dzieje? Skąd tu tyle ludzi?
Rozdział 46
Jamie zaczął się podnosić.
– Nie tak szybko, brzdącu. Jak się czujesz? – Ian zbliżył się do chłopca, złapał go za ramiona i położył z powrotem na materacu.
– Hmm… bardzo dobrze. Co wy tu wszyscy robicie? Nie pamiętam…
– Jesteś chory. Nie ruszaj się, nie skończyliśmy cię leczyć.
– Mogę się napić wody?
– Jasne. Masz.
Doktor wpatrywał się w Jamiego z niedowierzaniem w oczach. Radość tak ściskała mi gardło, że prawie nie mogłam mówić.
– To Bezból – wydusiłam. – Czyni cuda.
– Dlaczego Jared trzyma Sharon za szyję? – zapytał Jamie szeptem.
Sharon ma zły humor – odszepnął głośno Ian, niczym aktor w teatrze.
– Nie ruszaj się, Jamie – ostrzegł Doktor. – Musimy ci… przemyć skaleczenie. Dobrze?
– Dobrze – odparł Jamie stłumionym głosikiem, spoglądając nieufnie na skalpel w jego dłoni.
– Powiedz, jeśli coś poczujesz – poinstruował go Doktor.
– Jeżeli zaboli – poprawiłam.
Doktor wprawnym ruchem przeciągnął skalpel po chorej skórze. Oboje spojrzeliśmy na Jamiego. Wpatrywał się w sufit.
– Dziwne uczucie – powiedział. – Ale nie boli.
Doktor kiwnął głową i wykonał kolejne nacięcie, w poprzek pierwszego. Z rany popłynęła czerwona krew oraz żółta wydzielina.
Gdy tylko Doktor zabrał dłoń, spryskałam dokładnie oba nacięcia Czystą Raną. Tam, gdzie lek wszedł w kontakt z wydzieliną, niezdrowa żółć zdawała się cicho skwierczeć. Po chwili zaczęła się cofać. Prawie jak piana zmywana wodą. Znikała. Z boku słyszałam przyspieszony oddech Doktora.
– Niewiarygodne.
Na wszelki wypadek spryskałam wszystko jeszcze raz. Niezdrowe zaczerwienienie zdążyło już całkiem zniknąć ze skóry. Została tylko naturalna czerwień ludzkiej krwi.
– Dobra, teraz Zdrowe Ciało – szepnęłam. Odnalazłam właściwe opakowanie i przechyliłam je nad rozciętą skórą, pokrywając nacięcie lśniącą warstwą przezroczystego płynu. Pod jego wpływem krwawienie natychmiast ustawało. Zużyłam połowę buteleczki, choć zapewne wystarczyłoby dwukrotnie mniej.
– Okej. Doktorze, ściśnij brzegi rany.
Doktor stał oniemiały, choć miał szeroko otwarte usta. Wykonał polecenie, używając obu rąk. Jamie roześmiał się.
– Łaskocze.
Doktor wytrzeszczył oczy.
Posmarowałam nacięcia Zrostem i patrzyłam z głęboką satysfakcją, jak ich brzegi zrastają się i różowieją.
– Mogę zobaczyć? – zapytał Jamie.
– Pozwól mu usiąść, Ian. Już prawie skończyliśmy.
Jamie podniósł się na łokciach z błyskiem zaciekawienia w oczach. Spocone, brudne włosy splatały mu się w kołtun. Wyglądały teraz dziwnie w sąsiedztwie zdrowej, rumianej skóry.
– A teraz nałożę trochę tego – objaśniałam, posypując ranę opalizującym proszkiem – i blizna prawie zupełnie zniknie. Tak jak ta. – Pokazałam mu swoje lewe przedramię.
Jamie zaśmiał się.
– Ale przecież blizny podobają się dziewczynom. Skąd ty to wszystko wzięłaś, Wanda? To prawie jak czary.
– Jared zabrał mnie na wyprawę.
– Serio? Ale bosko.
Doktor dotknął resztek połyskliwego proszku na mojej dłoni i przystawił palec do nosa.
– Szkoda, że jej nie widziałeś – powiedział Jared. – Była niesamowita.
Zaskoczyło mnie, że jego glos rozległ się tuż za moimi plecami. Rozejrzałam się odruchowo w poszukiwaniu Sharon, ale mignęła mi tylko w drzwiach jej jaskrawa fryzura. Maggie zniknęła w ślad za nią. To takie smutne, pomyślałam. I przerażające. Nosić w sobie tyle nienawiści, by nie potrafić się nawet ucieszyć z powrotu dziecka do zdrowia… Jak można upaść tak nisko?
– Weszła normalnie do szpitala, podeszła do recepcji i poprosiła o pomoc, tak po prostu. A kiedy na chwilę spuścili ją z oka, zwinęła im tyle lekarstw, że starczą nam na ho ho. – Jared opowiadał historię barwnym tonem. Jamie słuchał z przyjemnością, szeroko się uśmiechając, – Potem wyszła jak gdyby nigdy nic, a wyjeżdżając z parkingu jeszcze pomachała robalowi z recepcji. – To powiedziawszy, roześmiał się.
Ja bym tego dla nich nie mogła zrobić, odezwała się Melanie, nagle sposępniała. Mają z ciebie więcej pożytku, niż mieliby ze mnie.
Przestań, odparłam. To nie był czas na smutki i zazdrości. Należało się tylko cieszyć. Nie mogłabym im pomóc, gdybyś mnie tu nie przyprowadziła. Uratowałyśmy go razem.
Jamie patrzył na mnie wielkimi oczami.
– To naprawdę nie było aż takie emocjonujące – powiedziałam. Wziął mnie za rękę, a ja ścisnęłam mu dłoń. Czułam w sercu miłość i wdzięczność. – To było naprawdę łatwe. W końcu sama jestem robalem.
– Nie chciałem… – zaczął mnie przepraszać Jared.
Machnęłam ręką, uśmiechając się.
– Jak się wytłumaczyłaś z blizny na twarzy? – zapytał Doktor. – Nie dziwiło ich, że…
– No tak, oczywiście musiałam mieć świeże obrażenia. Zrobiłam, co tylko mogłam, żeby nie wzbudzać najmniejszych podejrzeń. Powiedziałam, że przewróciłam się z nożem w ręku. – Trąciłam Jamiego łokciem. To się może zdarzyć każdemu.
Czułam się wspaniale. Wszystko dookoła zdawało się promienieć – tkaniny, twarze, nawet ściany. Ludzie zgromadzeni w pokoju i na korytarzu zaczęli między sobą szeptać i zadawać pytania, ale ich głosy zaledwie brzęczały mi cicho w uszach – jak wybrzmiewające echo dzwonu. Drżenie powietrza. Realny wydawał się jedynie krąg osób, które kocham. Jamie, Jared, Ian, Jeb. Nawet Doktor był częścią tej cudownej chwili.
– Świeże obrażenia? – zapytał Ian neutralnym tonem.
Spostrzegłam ze zdumieniem, że ma rozgniewany wzrok.
– Nie było innego wyjścia. Musiałam jakoś ukryć bliznę. I dowiedzieć się, jak wyleczyć Jamiego.
Jared podniósł mój lewy nadgarstek i powiódł delikatnie palcem różowym śladzie na przedramieniu.
– To było straszne – powiedział nagle poważnym głosem. – Prawie sobie oderżnęła dłoń. Myślałem, że ją straci.
Jamie otworzył szeroko oczy z przerażenia.
– Skaleczyłaś się?
Ścisnęłam mu dłoń.