Выбрать главу

Wymordowaliście cały gatunek istot, a teraz poklepujecie się z uznaniem po plecach.

Dłonie zacisnęły mi się w pięści.

Nie zapominaj, że ode mnie zależy, co się z tobą stanie, zauważyłam.

No więc śmiało. Niech to morderstwo będzie oficjalne.

Blefowałam, ona zresztą też.

Może nawet wydawało jej się, że chce umrzeć. W końcu skoczyła w szyb windy. Ale zrobiła to w panice, przekonana o swojej porażce. To zupełnie co innego niż rozważyć to wnikliwie, siedząc w wygodnym fotelu. Kiedy zaczęłam rozmyślać o ewentualnej zmianie żywiciela, poczułam w żyłach gwałtowny przypływ adrenaliny – był to jej strach.

Chciałam znowu być sama. Mieć umysł tylko dla siebie. Ten świat był pełen nowych, przyjemnych doznań i wspaniale byłoby móc się nimi cieszyć bez przeszkód, zamiast skupiać całą uwagę na rozsierdzonej jaźni, która nie chce mnie zostawić w spokoju.

Melanie przysłuchiwała się moim rozważaniom i skręcało ją. Może jednak powinnam się poddać…

Na samo to słowo aż drgnęłam. Ja, Wagabunda, miałabym się poddać? Uciec? Uznać porażkę i spróbować jeszcze raz, ze słabym żywicielem, który nie będzie sprawiał kłopotów?

Potrząsnęłam głową. Nie mogłam znieść nawet tej myśli.

A poza tym… to było moje ciało. Przyzwyczaiłam się do niego. Polubiłam uczucie naprężonych mięśni, zgiętych stawów, pracujących ścięgien. Znałam dobrze swoje lustrzane odbicie. Opalona skóra, podłużne, wyraźnie zarysowane kości twarzy, czepek z włosów w kolorze mahoniu, ciemny brąz i zieleń moich oczu – oto ja.

Chciałam ocalić siebie. Nie mogłam dopuścić, by zniszczono to co moje.

Rozdział 6

Gość

Za oknami zaczęto się nareszcie ściemniać. Gorący jak na marzec dzień dłużył się niemiłosiernie, jak gdyby na złość.

Pociągnęłam nosem i kolejny raz złożyłam mokrą chusteczkę.

– Kathy, pewnie masz inne rzeczy na głowie. Curt będzie się martwił, gdzie jesteś.

– Zrozumie.

– Nie mogę tutaj siedzieć w nieskończoność. Zresztą nic dzisiaj nie wskórałyśmy.

– Nie lubię prowizorycznych rozwiązań. Nie chcesz nowego żywiciela…

– Zgadza się.

– W takim razie uporanie się z tym problemem pewnie zajmie ci trochę czasu.

Zacisnęłam bezsilnie zęby.

– Przyda ci się pomoc. Wierz mi, że wtedy wszystko przebiegnie szybciej i łatwiej.

– Będę się częściej umawiać na wizytę, obiecuję.

– Mam nadzieję, choć nie do końca o to mi chodziło.

– Masz na myśli… pomoc innych osób? – Skuliłam się lekko na myśl o tym, że miałabym powtórzyć dzisiejsze wyznanie komuś nieznajomemu. – Jestem pewna, że masz takie same kwalifikacje jak inni Pocieszyciele. Nawet lepsze.

– Nie mówię o innym Pocieszycielu. – Poprawiła się i wyprostowała w fotelu. – Powiedz mi, ilu masz znajomych?

– Pytasz o ludzi z pracy? Widuję kilku innych wykładowców prawie codziennie. Jest też paru studentów, z którymi często rozmawiam po zajęciach…

– A poza uczelnią?

Zamilkłam.

– Ludzcy żywiciele potrzebują interakcji. Zresztą ty też nie zwykłaś być samotna. Dzieliłaś myśli z całą planetą…

– Nie umawialiśmy się na piwo – starałam się zażartować, z marnym rezultatem.

Uśmiechnęła się nieznacznie, po czym kontynuowała:

– Twój problem tak bardzo ci doskwiera, że nie potrafisz się skupić na niczym innym. Spróbuj może mniej się na nim koncentrować. Wspominałaś, że Melanie się nudzi, kiedy pracujesz… że jest wtedy niemrawa. Może gdyby udało ci się nawiązać więcej kontaktów, znudzi się jeszcze bardziej.

Ściągnęłam usta w zamyśleniu. Istotnie, zmęczona długim i intensywnym dniem Melanie nie wydawała się zachwycona tym pomysłem. Kathy potaknęła głową.

– Zamiast zajmować się nią, zajmij się życiem.

– To brzmi całkiem rozsądnie.

– Kolejna rzecz to fizyczne instynkty tych ciał. Pod względem siły nie mają sobie równych. Pamiętam, że na początku kolonizacji jedną z największych trudności było dla nas okiełznanie popędu płciowego. Nie było łatwo, ale nie mieliśmy wyboru, jeżeli nie chcieliśmy zwracać na siebie uwagi. – Uśmiechnęła się szeroko i przewróciła oczami, jakby przypomniało jej się coś zabawnego. Nie doczekawszy się spodziewanej reakcji, westchnęła i założyła ręce na piersi. – Och, proszę cię, moja droga. Musiałaś zauważyć.

– No tak, oczywiście – wymamrotałam. Melanie poruszyła się niespokojnie. – Naturalnie. Opowiadałam ci moje sny…

– Nie chodzi mi teraz o wspomnienia. Nie spotkałaś nikogo, kto działałby pobudzająco na twoje ciało? Chodzi mi o reakcję czysto chemiczną.

Dokładnie przemyślałam jej pytanie.

– Nie wydaje mi się. W każdym razie nie zauważyłam.

– Wierz mi, że zauważyłabyś – odparła z kamienną twarzą i potrząsnęła głową. – Być może powinnaś się bardziej rozglądać. Dobrze ci to zrobi.

Moje ciało aż się wzdrygnęło. Melanie była zniesmaczona, ja sama wcale nie mniej.

Kathy wyczytała to z mojej twarzy.

– Nie pozwól jej decydować o twoich kontaktach z własnym gatunkiem, Wagabundo. Nie pozwól jej decydować o twoim życiu.

Zwlekałam chwilę z odpowiedzią, próbując pohamować złość – uczucie, do którego ciągle jeszcze nie przywykłam.

– Ona o niczym nie decyduje.

Kathy uniosła brew. Gniew ścisnął mi gardło.

– Ty też nie rozglądałaś się za partnerem. Może nie zadecydowałaś o tym sama?

Zignorowała złość w moim głosie i starannie rozważyła pytanie.

– Być może – odparła w końcu. – Trudno powiedzieć. Ale rozumiem, co masz na myśli. – Mówiąc to, zaczęła skubać nitkę u rąbka koszuli, po czym, jakby uświadomiwszy sobie, że unika mojego spojrzenia, stanowczym ruchem skrzyżowała dłonie i wyprostowała ramiona. – Kto wie, jaki wpływ mają na nas różni żywiciele z różnych planet. Tak jak mówiłam wcześniej, myślę, że czas przyniesie odpowiedź. Jeżeli Melanie osłabnie i ucichnie, może uda ci się zainteresować innym mężczyzną, a jeśli nie… cóż, Łowcy są bardzo skuteczni. Już go szukają. A jak jeszcze przypomnisz sobie coś, co im pomoże…

Zastygłam w całkowitym bezruchu, lecz najwyraźniej uszło to jej uwadze.

– Może w końcu go znajdą i będziecie mogli być razem. Jeżeli jego uczucie jest równie silne, to jego nowa dusza raczej nie stanie na przeszkodzie.

– Nie! – Nie byłam pewna, czyj to okrzyk. Mógł być mój. Mnie również przejęła groza.

Zerwałam się na nogi, cała roztrzęsiona. Łzy, choć wcześniej stawały mi w oczach z byle powodu, tym razem się nie pojawiły, za to dłonie zacisnęły się w drżące pięści.

– Wagabundo?

Nie odezwałam się, tylko obróciłam i ruszyłam biegiem w stronę drzwi, tłumiąc słowa, które nie miały prawa paść z moich ust. Słowa, które nie mogły być moje. Które miały sens wyłącznie jako jej słowa, a mimo to czułam się tak, jakby byty moje. Nie mogły być moje. Nie mogły być wypowiedziane.

To tak jakby go zabić! Sprawić, że przestanie istnieć! Nie chcę nikogo innego. Chcę Jareda, a nie kogoś o jego wyglądzie! Bez niego samo ciało jest nic niewarte.