Dziewczyna – a może kobieta? Była malutka, ale delikatne krągłości figury kazały podejrzewać, że jest dojrzalsza, niż wskazywałby na to jej wzrost – spojrzała na mnie oczami wielkimi ze strachu. Kyle objął ją w talii i przyciągnął do boku. Przylgnęła do niego jak do podpory, trzymała się go jak bezpiecznej kotwicy.
– Kyle ma rację. – Nie sądziłam, że kiedyś to powiem. – Nie pozwolę nikomu cię skrzywdzić. Masz na imię Sunny? – zapytałam delikatnym głosem.
Kobieta podniosła wzrok na Kyle’a.
– Spokojnie. Nie musisz się bać Wandy. Jest taka jak ty – powiedział, po czym zwrócił się do mnie. – Jej prawdziwe imię jest dłuższe – coś z lodem.
– Promienie Słońca na Lodzie.
Widziałam w oczach Jeba błysk nieposkromionej ciekawości.
– Ale nie ma nic przeciw temu, żeby nazywać ją Sunny. Sama mi powiedziała – zapewnił mnie Kyle.
Sunny przytaknęła głową. Przeniosła wzrok z mojej twarzy na Kyle’a i od razu z powrotem. Jared, Jamie i Ian stali w milczeniu i zupełnym bezruchu. Widać było, że to wąskie, ciche grono podziałało na nią uspokajająco. Musiała wyczuć zmianę atmosfery. Wszelka wrogość zniknęła bez śladu.
– Też byłam kiedyś Niedźwiedziem, Sunny – powiedziałam, próbując sprawić, by poczuła się jeszcze lepiej. – Nazywali mnie tam Mieszkanką Gwiazd. A tutaj Wagabundą.
– Mieszkanka Gwiazd – szepnęła, otwierając jeszcze szerzej oczy, choć wydawało się to niemożliwe. – Ujeżdżaczka Bestii.
Stłumiłam w sobie jęk.
– Pewnie mieszkałaś w drugim kryształowym mieście.
– Tak. Słyszałam tę historię tyle razy…
– Podobało ci się bycie Niedźwiedziem, Sunny? – zapytałam szybko. Zdecydowanie nie chciałam teraz wracać do tamtej opowieści. – Było ci tam dobrze?
Zmarszczyła twarz. Wlepiła wzrok w Kyle’a, a w oczach stanęły jej łzy.
– Przepraszam – powiedziałam natychmiast i również spojrzałam na Kyle’a, pytająco.
Poklepał ją po ramieniu.
– Nie bój się. Jesteś bezpieczna. Obiecałem.
Ledwie usłyszałam jej szeptaną odpowiedź.
– Ale mnie się tu podoba. Chcę tu zostać.
Poczułam ucisk w gardle.
– Wiem, Sunny. Wiem. – Kyle położył jej dłoń z tyłu głowy i przytulił jej policzek do piersi. Zrobił to tak czule, że poczułam pieczenie w oczach.
Jeb odchrząknął, na co Sunny drgnęła przestraszona. Łatwo było sobie wyobrazić, w jakim stanie są jej nerwy. Dusze nie były przystosowane do radzenia sobie z groźbami i przemocą.
Przypomniało mi się, jak kiedyś Jared mnie przesłuchiwał – pytał, czy jestem jak inne dusze. Nie byłam, podobnie zresztą jak druga dusza, z którą mieli do czynienia, czyli Łowczyni. Tymczasem Sunny zdawała się ucieleśnieniem istoty mojego wrażliwego gatunku. Naszą główną siłą była liczebność.
– Przepraszam, Sunny – powiedział Jeb. – Nie chciałem ci napędzić strachu. Ale może powinniśmy się przenieść gdzie indziej. – Omiótł wzrokiem jaskinię, włącznie z paroma osobami, które stały u wejść do tuneli i gapiły się w naszą stronę. Popatrzył srogo na Reida i Lucinę, aż zniknęli w korytarzu wiodącym do kuchni. – Chyba czas zobaczyć, co tam u Doktora – dodał Jeb z westchnieniem, spoglądając smutno na zlęknioną kobietę. Domyślałam się, że wolałby posłuchać nowych opowieści.
– Racja – odparł Kyle, po czym ruszył w stronę południowego tunelu, ciągnąc ze sobą drobną Sunny, którą wciąż trzymał w talii.
Szłam tuż za nimi, holując trzymającą się mnie trójkę. Jeb zatrzymał się, a my wraz z nim. Trącił Jamiego w biodro kolbą strzelby.
– A ty nie masz czasem lekcji?
– Oj, wujku, proszę. Proszę. Nie chcę przegapić…
– Zabieraj tyłek do szkoły.
Jamie spojrzał na mnie zranionym wzrokiem, ale Jeb miał absolutną rację. Nie było to nic, co chłopiec powinien oglądać. Potrząsnęłam głową.
– Możesz po drodze zawołać Trudy? – poprosiłam. – Jest potrzebna Doktorowi.
Jamie przygarbił się i puścił moją dłoń, a wtedy na jego miejsce zsunęła się dłoń Jareda.
– Zawsze mnie wszystko omija – jęknął Jamie na odchodnym.
– Dzięki, Jeb – szepnęłam, gdy Jamie nie mógł mnie już usłyszeć.
– Mhm.
Długi tunel wydawał się ciemniejszy niż zwykle, czułam bowiem pro-mieniujący od Sunny strach.
– Nie bój się – uspokajał ją cicho Kyle. – Nic ci tu nie grozi, jestem z tobą.
Zastanawiałam się, kim jest ten dziwny mężczyzna, który wrócił zamiast Kyle’a. Czy sprawdzili mu oczy? Nie mogłam uwierzyć, że nosi w tym wielkim, wściekłym ciele tyle czułości.
Musiał to być skutek tego, że odzyskał Jodi, że spełniało się jego pragnienie. Dziwiło mnie, że potrafi okazać tej duszy tyle serdeczności, nawet gdy brałam poprawkę na to, że jest to ciało jego Jodi. Nie sądziłam, że stać go na taką empatię.
– Jak Uzdrowicielka? – zapytał mnie Jared.
– Obudziła się tuż przed tym, jak poszłam was szukać. Usłyszałam w ciemnościach więcej niż jeden odgłos ulgi.
– Ale ma zamęt w głowie i bardzo się boi – ostrzegłam. – Nie pamięta swojego imienia. Doktor stara się jej pomóc. Kiedy zobaczy was wszystkich, przestraszy się jeszcze bardziej. Postarajcie się być cicho i nie wykonywać gwałtownych ruchów, dobrze?
– Tak, tak – odszepnęły mi ich głosy.
– Aha, Jeb, czy mógłbyś schować broń? Ciągle trochę się boi ludzi.
– Uhm… dobra.
– Boi się ludzi? – zamamrotał Kyle.
– To my jesteśmy ci źli – przypomniał mu Ian, ściskając mi dłoń.
W odpowiedzi uczyniłam to samo, wdzięczna za ciepły dotyk jego palców.
Jak długo jeszcze będę mogła się cieszyć uściskiem ciepłej dłoni? Kiedy ostatni raz przejdę tym tunelem? Czy to już teraz?
Nie. Jeszcze nie, szepnęła Mel.
Zaczęłam nagle drżeć. Zarówno Ian, jak i Jared ścisnęli mnie mocniej za rękę.
Przez parę chwili szliśmy w milczeniu.
– Kyle? – zabrzmiał nieśmiały głos Sunny.
– Tak?
– Nie chcę wracać do Niedźwiedzi.
– Nie musisz. Możesz polecieć gdzie indziej.
– Ale nie mogę zostać tutaj?
– Nie, Sunny. Przykro mi.
Oddech jej zadrżał. Było ciemno, dzięki czemu nikt nie widział łez spływających po mojej twarzy. Nie miałam wolnej ręki, żeby je otrzeć, dlatego kapały mi na koszulę.
Wreszcie dotarliśmy do końca tunelu. Światło dnia wylewało się strugami z wnętrza szpitala i odbijało od tańczących w powietrzu drobinek pyłu. Dobiegł mnie cichy glos Doktora.
– Znakomicie – mówił. – Proszę się dalej koncentrować na szczegółach. Pamięta pani już stary adres – imię nie może być daleko, prawda? Boli w tym miejscu?
– Ostrożnie – szepnęłam.
Kyle przystanął u progu, wciąż trzymając Sunny u boku, i pokazał mi ręką, bym szła przodem.
Wzięłam głęboki oddech i weszłam wolnym krokiem do środka.
– Wróciłam.
Żywiciel Uzdrowicielki drgnął i wydał cichy pisk.
– To tylko ja – uspokoiłam ją.
– To Wanda – przypomniał jej Doktor.
Kobieta siedziała na łóżku. Doktor siedział obok z dłonią na jej przedramieniu.
– To ta dusza – szepnęła nerwowo do Doktora.
– Tak, ale jest naszym przyjacielem.
Kobieta zmierzyła mnie podejrzliwym spojrzeniem.
– Doktorze, masz paru gości. Mogą wejść?
Doktor spojrzał na kobietę.
– To sami przyjaciele. Ludzie, z którymi mieszkam. Żadnemu z nich nawet nie przyszłoby przez myśl, żeby panią skrzywdzić. Mogę ich poprosić?
Zawahała się, po czym przytaknęła ostrożnie głową.
– Dobrze – szepnęła.
– To jest Ian – powiedziałam, pokazując mu, żeby wszedł. – A to Jared, a to Jeb. – Wchodzili jeden po drugim i stawali obok mnie. – A to jest Kyle i… Sunny.