Выбрать главу

Doktor wytrzeszczył oczy.

– Czy to już wszyscy? – zapytała szeptem kobieta.

Doktor odchrząknął, próbując otrząsnąć się z szoku.

– Nie. Mieszka tu jeszcze wiele innych osób. Wszystkie… no, prawie wszystkie, są ludźmi – dodał, spoglądając na Sunny.

– Trudy przyjdzie – powiedziałam Doktorowi. – Może… – Zerknęłam w stronę Sunny i Kyle’a. – Może znajdzie pokój dla… tej pani.

Doktor przytaknął głową, wciąż nie mogąc wyjść ze zdumienia.

– To chyba dobry pomysł.

– Kim jest Trudy? – szepnęła kobieta.

– To bardzo miła osoba. Zaopiekuje się panią.

– Jest człowiekiem czy jest taka tak ta. – Kiwnęła głową w moim kierunku.

– Jest człowiekiem.

To ją najwyraźniej uspokoiło.

– Ach – westchnęła Sunny za moimi plecami.

Obróciłam się i zobaczyłam, że spogląda na kapsuły z duszami Uzdrowicieli. Stały na środku biurka, lampki na pokrywach świeciły na czerwono. Na podłodze przed biurkiem leżało rozrzuconych pozostałych siedem.

Sunny znów miała łzy w oczach. Przycisnęła twarz do piersi Kyle’a.

– Nie chcę lecieć gdzie indziej! Chcę z tobą zostać! – mówiła płaczliwie do potężnego mężczyzny, któremu zdawała się bezgranicznie ufać.

– Wiem, Sunny. Przykro mi.

Zaczęła szlochać.

Zamrugałam, próbując powstrzymać własne łzy. Pokonałam niewielką odległość, jaka nas dzieliła, i pogłaskałam ją po sprężystych czarnych włosach.

– Muszę z nią chwilę porozmawiać, Kyle – wymamrotałam.

Skinął twierdząco głową i odsunął dziewczynę od swego boku. Na jego twarzy widniało zakłopotanie.

– Nie, nie – błagała.

– Nie bój się – powiedziałam. – Kyle nigdzie sobie nie pójdzie. Chcę ci tylko zadać parę pytań.

Kyle obrócił jej twarz ku mnie, a wtedy objęła mnie rękoma. Zabrałam ją w odległy kąt, najdalej jak mogłam od bezimiennej kobiety. Nie chciałam jeszcze bardziej namieszać jej w głowie ani przestraszyć. Kyle szedł za nami, nie odstępując nas na krok. Usiedliśmy na podłodze, twarzami do ściany.

– Rany – mruknął Kyle. – Nie sądziłem, że to będzie takie trudne.

– Jak ją znalazłeś? I złapałeś? – zapytałam. Rozszlochana dziewczyna wcale nie reagowała, przez cały czas tylko płakała mi w ramię. – Co się z nią stało?

Podejrzewałem, że może być w Las Vegas i zamiast do Portland, pojechałem najpierw tam. Jodi była blisko z matką, a matka mieszkała w Vegas. Widziałem, jak bardzo jesteś przywiązana do Jareda i młodego, więc pomyślałem, że może tam wróciła, mimo że nie była już sobą. No i miałem rację. Znalazłem ich wszystkich w tym samym domu: Doris, jej męża Warrena – mają teraz inne imiona, ale nie słyszałem ich wyraźnie – no i Sunny. Obserwowałem ich cały dzień, aż do zmroku. Sunny była sama w starym pokoju Jodi. Zakradłem się do środka kilka godzin po tym, jak położyli się spać. Złapałem Sunny, przerzuciłem przez ramię i wyskoczyłem przez okno. Myślałem, że zacznie krzyczeć, więc od razu pognałem do jeepa. Potem się przestraszyłem, że jednak nie krzyczy. Była zupełnie cicho! Bałem się, że… no wiesz. Jak ten facet, którego raz złapaliśmy.

Skrzywiłam się. Miałam w pamięci jeszcze świeższą tragedię.

– Więc zdjąłem ją z ramienia i widzę, że żyje i patrzy się na mnie wybałuszonymi oczami. I ciągle nie krzyczy. Zaniosłem ją do auta. Wcześniej planowałem ją związać, ale… nie wyglądała na wystraszoną. To znaczy, w ogóle nie próbowała uciekać. Więc przypiąłem ją tylko pasami do fotela i ruszyłem.

Długo się na mnie gapiła, aż w końcu powiedziała: „Jesteś Kyle”, więc ja jej na to, „Tak, a ty?”, a wtedy ona powiedziała, jak ma na imię. Jak to szło?

– Promienie Słońca na Lodzie – odparła Sunny rwanym szeptem. – Ale podoba mi się Sunny. To ładne imię.

– Tak czy siak – ciągnął Kyle, odchrząknąwszy – nawet chętnie ze mną rozmawiała. Myślałem, że będzie się mnie bać, a całą drogę rozmawialiśmy. – Zamilkł na chwilę. – Cieszyła się, że mnie widzi.

– Bez przerwy o nim śniłam – szepnęła do mnie Sunny. – Co noc. Marzyłam o tym, by Łowcy go znaleźli. Strasznie za nim tęskniłam… Kiedy go zobaczyłam, myślałam, że to tylko sen.

Przełknęłam głośno ślinę.

Kyle wyciągnął dłoń w poprzek mojej twarzy, żeby pogłaskać ją po policzku.

– To dobra dziewczyna, Wando. Możemy ją wysłać w jakieś naprawdę ładne miejsce?

– Właśnie o tym chciałam z nią pomówić. Gdzie mieszkałaś wcześniej, Sunny?

Słyszałam w tle, jak pozostali ściszonymi głosami witają Trudy. Siedzieliśmy do nich plecami. Miałam ochotę zobaczyć, co się dzieje, ale też byłam zadowolona, że siedzimy z boku. Starałam się skoncentrować na płaczącej duszy.

– Tylko tutaj i u Niedźwiedzi. Miałam tam pięciu żywicieli. Ale tutaj podoba mi się bardziej. Nie przeżyłam tu jeszcze nawet ćwierci życia!

– Wiem. Wierz mi, że cię rozumiem. Ale może jest jakieś inne miejsce, którego byłaś ciekawa? Może Planeta Kwiatów? Byłam tam kiedyś, to bardzo ładny świat.

– Nie chcę być rośliną – wyszeptała mi w rękaw.

– Pająki… – zaczęłam, ale od razu urwałam. To nie byłoby dla niej dobre miejsce.

– Mam dość zimna. I lubię kolory.

– Wiem. – Westchnęłam. – Nie byłam nigdy Delfinem, ale słyszałam, że to bardzo ciekawe miejsce. Dużo ruchu, kolorów, silne więzi rodzinne…

– Ale te wszystkie planety są tak strasznie daleko. Zanim gdziekolwiek dolecę, Kyle nie będzie… nie będzie… – Czknęła, po czym znowu się rozpłakała.

– Nie ma innych opcji? – zapytał zaniepokojony Kyle. – Myślałem, że tych planet jest więcej.

Słyszałam, jak Trudy rozmawia z żywicielem Uzdrowicielki, ale nie słuchałam. Na razie niech ludzie zajmą się nią sami.

– Ale nie wszędzie latają statki – odparłam, potrząsając głową. – Światów jest mnóstwo, ale tylko kilka, głównie nowych, ciągle przyjmuje nowych osiedleńców. Przykro mi, Sunny, ale muszę cię odesłać gdzieś daleko. Łowcy chcą znaleźć moich przyjaciół, mogliby cię tu sprowadzić z powrotem, żebyś im pomogła.

– Nawet nie wiem, gdzie jesteśmy – załkała. Koszulę miałam na ramieniu całkiem przesiąkniętą jej łzami. – Zakrył mi oczy.

Kyle spojrzał na mnie tak, jakbym mogła dokonać jakiegoś cudu i sprawić, że wszyscy będą szczęśliwi. Wyczarować coś, tak jak wtedy, kiedy uratowałam Jamiego. Wiedziałam jednak, że wyczerpałam już limit cudów i szczęśliwych zakończeń – w każdym razie ja, Wagabunda.

Popatrzyłam na niego zrozpaczonym wzrokiem.

– Może wybrać tylko spośród Niedźwiedzi, Kwiatów i Delfinów. Nie wyślę jej na Planetę Ognia.

Sunny wzdrygnęła się na dźwięk tej nazwy.

– Nie martw się, Sunny. Polubisz Delfiny. Spodoba ci się. To więcej niż pewne.

Zaniosła się jeszcze głośniejszym płaczem. Westchnęłam i przeszłam do kolejnego ważnego tematu.

– Sunny, muszę cię zapytać o Jodi.

Kyle zesztywniał.

– Tak? – wymamrotała.

– Czy… czy ona ciągle z tobą jest? Słyszysz ją?

Sunny pociągnęła nosem i podniosła na mnie wzrok.

– Nie rozumiem, co masz na myśli.

– Odzywa się czasem do ciebie? Słyszysz jej myśli?

– Mojego… ciała? Jego myśli? Ono nic nie myśli. Teraz ja tu jestem.

Kiwnęłam wolno głową.

– To źle? – szepnął Kyle.

– Nie wiem, nie znam się na tyle. Ale to chyba nie najlepiej.

Kyle zmrużył oczy.

– Jak długo jesteś na Ziemi, Sunny?