Выбрать главу

Zmarszczyła brwi w zamyśleniu.

– Jak długo, Kyle? Pięć lat? Sześć? Zniknąłeś, zanim przyszłam do domu.

– Sześć.

– Ile masz lat? – zapytałam ją.

– Dwadzieścia siedem.

Zaskoczyła mnie – była taka drobna, wyglądała tak młodo. Nie chciało mi się wierzyć, że jest sześć lat starsza od Melanie.

– Jakie to ma znaczenie?

– Nie jestem pewna. Po prostu mam wrażenie, że im dłużej ktoś był człowiekiem, zanim stał się duszą, tym większa szansa na… odzyskanie świadomości. Im większą część życia przeżył jako człowiek, tym więcej ma wspomnień i skojarzeń, tym dłużej nazywano go po imieniu… Sama nie wiem.

– Dwadzieścia jeden lat wystarczy? – zapytał rozpaczliwym głosem.

– Dopiero się przekonamy.

– To niesprawiedliwe! – załkała Sunny. – Dlaczego ty możesz zostać? Dlaczego ja nie mogę, skoro tobie wolno?

Przełknęłam głośno ślinę.

– To nie byłoby w porządku, prawda? Ale ja też nie mogę tu zostać, Sunny. Będę musiała odejść. I to niedługo. Może nawet razem z tobą. – Uznałam, że poczuje się lepiej, myśląc, że nie poleci na Planetę Delfinów sama. Kiedy dowie się prawdy, będzie już miała innego żywiciela o innych uczuciach i nie będzie jej łączyła żadna więź z tym tu człowiekiem. Być może. W każdym razie będzie już za późno. – Ja też muszę odejść, Sunny. Też muszę się rozstać z moim ciałem.

Surowy głos Iana przerwał ciszę niczym trzask bicza.

– Że co?

Rozdział 56

Jednia

Ian spoglądał na nas z góry z taką furią, że Sunny aż zatrzęsła się ze strachu. Stało się coś dziwnego – miałam wrażenie, że Kyle i Ian zamienili się twarzami. Tyle tylko, że twarz Iana była wciąż doskonała, bez skazy. Wściekła, lecz mimo to piękna.

– He? – zapytał Kyle zdziwiony. – O co chodzi?

Ian mówił przez zaciśnięte zęby.

– Wando – warknął, po czym wyciągnął do mnie rękę. Wyglądało to tak, jakby musiał się powstrzymywać, żeby nie zacisnąć jej w pięść.

O-o, pomyślała Melanie.

Ogarnęła mnie żałość. Nie chciałam się żegnać z Ianem, teraz jednak nie miałam wyjścia. Oczywiście, że powinnam. Źle bym uczyniła, wykradając się nocą jak złodziej i obarczając pożegnaniami Mel.

Zniecierpliwiony Ian chwycił mnie za rękę i podniósł na nogi. Widząc, że Sunny wstaje razem ze mną, pociągnął mnie mocniej, tak by puściła moje ramię.

– Co ci odbiło? – zapytał ostro Kyle.

Ian zgiął nogę w kolanie i wymierzył Kyle’owi mocnego kopniaka w twarz.

– Ian! – oburzyłam się.

Sunny rzuciła się między nich, chcąc zasłonić drobnym ciałem trzymającego się za nos i próbującego wstać Kyle’a. Stracił przez to równowagę i upadł z jękiem na ziemię.

– Chodź – warknął Ian i pociągnął mnie za rękę, nawet się za siebie nie oglądając.

– Ian…

Wlókł mnie gwałtownie za sobą, nie dając mi się odezwać. W zasadzie mi to nie przeszkadzało. I tak zupełnie nie wiedziałam, co powiedzieć.

Przed oczami przemykały mi zdumione twarze pozostałych. Bałam się, jak zareaguje kobieta bez imienia. Nie przywykła do gniewu i przemocy.

Naraz stanęliśmy w miejscu. Jared zastawiał wyjście.

– Odebrało ci rozum, Ian? – zapytał tonem niedowierzania i oburzenia. – Co ty jej robisz?

– Wiedziałeś o tym? – krzyknął Ian, popychając mnie w jego stronę i potrząsając mną. Gdzieś z tyłu rozległo się ciche kwilenie.

– Zrobisz jej krzywdę!

– Wiesz, co ona kombinuje?

Z twarzy Jareda zniknęły nagle wszelkie emocje. Spoglądał milcząco na Iana.

– Ianowi wystarczyło to za odpowiedź.

Uderzył Jareda pięścią tak szybko, że nawet nie widziałam ciosu – poczułam jedynie szarpnięcie, a potem zobaczyłam, jak Jared zatacza się w głąb ciemnego tunelu.

– Ian, przestań – odezwałam się błagalnym tonem.

– Sama przestań – odwarknął.

Przeciągnął mnie pod łukiem i zaczął prowadzić na północ. Musiałam prawie biec, żeby nadążyć za jego długimi krokami.

– O’Shea! – krzyknął za nami Jared.

– Ja jej zrobię krzywdę? – odryknął mu Ian przez ramię, nie zwalniając tempa. – Ja? Ty obłudna świnio!

Za nami rozciągała się już tylko cisza i ciemność. Potykałam się co chwila, próbując dotrzymać mu kroku.

Jego silny chwyt zaczął mi sprawiać ból. Zaciskał mi dłoń na ramieniu niczym krępulec, z łatwością obejmował je całe swoimi długimi palcami. Ręka powoli mi drętwiała.

Pociągnął mnie do przodu jeszcze szybciej, aż oddech przeszedł mi w jęk bólu.

Dopiero ten dźwięk sprawił, że się zatrzymał. Słyszałam w ciemnościach jego rzężący oddech.

– Ian, Ian, ja… – zaczęłam, ale nie mogłam skończyć. Wyobrażałam sobie jego wściekłą twarz i nie wiedziałam, co powiedzieć.

Złapał mnie niespodziewanie za nogi i kiedy już miałam upaść na plecy, pochwycił mnie za ramiona. Następnie znowu ruszył biegiem przed siebie, trzymając mnie na rękach. Nie były już gwałtowne i nieczułe – przytulał mnie teraz do piersi.

Kiedy dotarliśmy do jaskini z ogrodem, biegł dalej, nie zważając na zdumione, a nawet podejrzliwe spojrzenia. W jaskiniach działo się w ostatnim czasie zbyt wiele dziwnych i niechcianych rzeczy. Zgromadzeni tu ludzie – Violetta, Geoffrey, Andy, Paige, Aaron, Brandt i paru innych, których w biegu nie zdążyłam rozpoznać – byli niespokojni. Niepokoił ich widok rozwścieczonego Iana pędzącego między nimi na złamanie karku ze mną na rękach.

Po chwili byli już daleko za nami. Ian nie zatrzymywał się, dopóki nie dobiegliśmy do pokoju, który dzielił z Kyle’em. Przewrócił kopnięciem czerwone drzwi – wylądowały na podłodze z głuchym hukiem – i opuścił mnie na materac.

Stał teraz nade mną, ciężko dysząc ze zmęczenia i złości. Odwrócił się tylko na chwilę, by jednym zwinnym szarpnięciem postawić z powrotem drzwi, po czym znowu utkwił we mnie groźne spojrzenie.

Wzięłam głęboki oddech, podniosłam się na kolana i wyciągnęłam przed siebie otwarte dłonie, próbując coś wyczarować – coś, co mogłabym mu dać albo powiedzieć. Ale moje ręce były puste.

– Nie. Zostawisz. Mnie. – Oczy mu świeciły; płonęły błękitnym ogniem, jaśniej niż kiedykolwiek.

– Ian – szepnęłam. – Musisz sobie zdawać sprawę, że… nie mogę zostać. Wiem, że to rozumiesz.

– Nie! – krzyknął na mnie.

Odskoczyłam do tyłu, a wtedy Ian nagle osunął się na kolana, a potem na mnie. Oparł głowę na moim brzuchu i zacisnął mi ramiona wokół talii. Trząsł się gwałtownie, a z piersi wydobywało mu się głośne, rozpaczliwe łkanie.

– Nie, Ian, nie – prosiłam. To, na co teraz patrzyłam, było o wiele gorsze niż gniew. – Proszę cię, przestań.

– Wando – jęknął.

– Ian, proszę. Nie płacz. Proszę. Tak mi przykro.

Ja także płakałam i także się trzęsłam, choć możliwe, że to on mną potrząsał.

– Nie możesz odejść.

– Muszę, muszę – szlochałam. Potem długo płakaliśmy bez słów. Ian przestał pierwszy. Wyprostował się i wziął mnie w ramiona. Poczekał, aż byłam w stanie mówić.

– Przepraszam – wyszeptał. – Źle się zachowałem.

– Nie, nie. To ja przepraszam. Powinnam była ci powiedzieć wcześniej, skoro widziałam, że niczego się nie domyślasz. Po prostu… nie umiałam. Nie chciałam ci tego mówić – nie chciałam sprawiać ci bólu – bo nie chciałam sprawiać bólu sobie. Zachowałam się egoistycznie.

– Musimy o tym porozmawiać, Wando. Nie traktuj tego jak zamkniętego tematu. Nie zgadzam się.