Выбрать главу

– Tak samo jak mój.

– No tak. – Chrząknął. – To było dopiero drugie życie tamtej duszy. Najpierw była na Mrocznej Planecie.

– Mroczna Planeta? – zapytałam, odruchowo nadstawiając ucha.

– No tak, proszę wybaczyć, przecież pani nie zna tych określeń. Ale to chyba jedna z pani planet, jeżeli się nie mylę? – Wyciągnął z kieszeni niewielkie urządzenie, komputer, i szybko odnalazł potrzebne informacje. – Tak, pani siódma planeta. Sektor osiemdziesiąty pierwszy.

– Mroczna Planeta? – powtórzyłam raz jeszcze, tym razem z niesmakiem w głosie.

– Tak jest. To znaczy, dusze, które tam były, wolą mówić na nią Planeta Śpiewu.

Przytaknęłam. Ta nazwa brzmiała o wiele lepiej.

– Są i tacy, którzy nazywają ją Planetą Nietoperzy – powiedziała pod nosem Łowczyni.

Zwróciłam wzrok w jej stronę. Czułam, jak oczy zwężają mi się na wzmiankę o brzydkim latającym gryzoniu.

– Pani, jak rozumiem, nigdy tam nie była – powiedział Uzdrowiciel do Łowczyni dyplomatycznym tonem. – W każdym razie, w pierwszej chwili daliśmy tej duszy na imię Rwąca Pieśń, ponieważ mniej więcej tak tłumaczy się na tutejszy język imię, jakiego używała na Planecie Śpiewu. Wkrótce jednak postanowiła, że przyjmie imię swojego żywiciela: Kevin. Choć z racji pochodzenia jej Powołaniem miała być muzyka, uznała, że woli pozostać przy zajęciu żywiciela, który wykonywał prace techniczne. Przypisany do niej Pocieszyciel trochę się zaniepokoił, jednak w gruncie rzeczy nie było to zachowanie wykraczające drastycznie poza normę. Następnie Kevin zaczął się uskarżać na zaniki świadomości. Ponownie trafił do mnie i przeprowadziliśmy szczegółowe badania, aby upewnić się, że mózg żywiciela nie ma żadnych ukrytych defektów. W czasie tych badań kilku Uzdrowicieli zwróciło uwagę na istotne zmiany w jego zachowaniu i osobowości. Gdy go o to pytaliśmy, twierdził, że w ogóle nie przypomina sobie niektórych rzeczy, jakie mówił i robił. Poddaliśmy go dalszej obserwacji, aż w końcu wraz z jego Pocieszycielem doszliśmy do wniosku, że żywiciel co jakiś czas przejmuje kontrolę nad ciałem.

– Przejmuje kontrolę? – Otworzyłam szeroko oczy. – Dusza nie zdawała sobie z tego sprawy? Żywiciel odzyskał władanie nad ciałem?

– Niestety, właśnie tak było. Kevin okazał się nie dość silny, nie potrafił go ujarzmić.

Nie dość silny.

Czy pomyślą, że i ja jestem słaba? Czy rzeczywiście byłam słaba, skoro nie mogłam wydobyć z umysłu odpowiedzi? Mało tego, jej żywe myśli pojawiały mi się znienacka w głowie, choć nie powinnam tam znaleźć niczego prócz pamięci. Zawsze uważałam, że jestem silna. Zrobiło mi się nagle wstyd.

– Doszło do pewnego incydentu, po którym zapadła decyzja…

– Do jakiego incydentu? Uzdrowiciel milcząco spuścił wzrok.

– Do jakiego incydentu??? – powtórzyłam. – Chyba mam prawo wiedzieć.

Mężczyzna westchnął.

– To prawda. Kevin… zaatakował jednego z Uzdrowicieli… nie będąc… sobą – wydusił. – Uderzył go pięścią tak, że tamten stracił przytomność, i wyjął mu z kieszeni skalpel. Nie było z nim żadnego kontaktu. Żywiciel próbował sam wyciąć sobie duszę.

Potrzebowałam dobrych paru chwil, żeby ochłonąć. W końcu z trudem wyszeptałam:

– Co było dalej?

– Na szczęście żywiciel stracił przytomność, zanim zdążył zrobić coś więcej. Kevina umieszczono w innym ciele, tym razem dziecięcym. Zbuntowany żywiciel był w kiepskim stanie, więc uznano, że nie ma sensu utrzymywać go przy życiu… Kevin ma teraz siedem lat i wszystko u niego w porządku… chociaż został przy starym imieniu. Jego opiekunowie dbają, aby miał dużo kontaktu z muzyką, wszystko przebiega pomyślnie… – Ostatnie słowa zabrzmiały jak dobra nowina, która miała przesłonić całą resztę.

– Dlaczego? – przerwałam i odchrząknęłam, aby mówić głośniej. – Dlaczego nic mi o tym nie powiedziano?

– Przecież – wtrąciła się Łowczyni – wszystkie materiały na temat rekrutacji mówią wyraźnie, że dorośli żywiciele są o wiele trudniejsi niż dzieci, i zalecają wybór młodego ciała.

– Słowo „trudniejsi” chyba nie do końca oddaje grozę historii, której właśnie wysłuchaliśmy.

– No tak, cóż, wolała pani zignorować zalecenia.

Mięśnie mojego ciała napięły się, materac pode mną zaszeleścił cicho. Widząc to, Łowczyni podniosła dłonie w pojednawczym geście.

– To nie tak, że robię pani wyrzut. Dzieciństwo jest wyjątkowo męczące, a pani z pewnością jest ponadprzeciętna. Jestem przekonana, że sobie pani poradzi. To żywiciel jak każdy inny. Na pewno wkrótce będzie pani miała pełen dostęp do zasobów pamięci.

Dziwiła mnie cierpliwość Łowczyni – wydawało się, że nie przeszkadza jej, iż musi czekać, dawała mi dużo czasu na aklimatyzację w nowym ciele. Wyczuwałam jednak, że jest rozczarowana brakiem informacji, i znów zaczęło narastać we mnie to dziwne uczucie – złość.

– Mogła pani zażądać, aby to panią umieszczono w tym ciele, i sama znaleźć odpowiedzi na swoje pytania.

Łowczyni zesztywniała.

– Nie jestem dezerterem.

Instynktownie uniosłam brwi.

– Tak się tutaj mówi na tych, którzy porzucili żywiciela – wyjaśnił Uzdrowiciel.

Potaknęłam na znak zrozumienia. Na innych planetach również mieliśmy określenia na takie dusze. Nigdzie nie cieszyły się uznaniem. Dałam więc Łowczyni spokój i zaczęłam opowiadać wszystko, czego się dotychczas dowiedziałam.

– Nazywała się Melanie Stryder. Urodziła się w Albuquerque, w stanie Nowy Meksyk. Kiedy dowiedziała się o okupacji, była w Los Angeles. Potem przez kilka lat ukrywała się na odludziu, aż w końcu natknęła się na… Hmm, przepraszam, spróbuję wrócić do tego za chwilę. Ciało ma dwadzieścia lat. Do Chicago przyjechała z…

Potrząsnęłam bezradnie głową.

– Podróżowała etapami, nie zawsze sama. Samochód był kradziony. Szukała kuzynki o imieniu Sharon, gdyż miała powody przypuszczać, że jest ona nadal człowiekiem. Nie zdążyła nikogo odnaleźć ani z nikim się nie skontaktowała. Ale… – urwałam, zmagając się z kolejną białą plamą. – Wydaje mi się… nie mam pewności… ale wydaje mi się, że zostawiła gdzieś wiadomość.

– Czyli spodziewała się, że ktoś będzie jej szukał? – zapytała zaintrygowana Łowczyni.

– Tak. Jej zniknięcie… nie pozostanie niezauważone. Jeżeli nie spotka się z…

Zacisnęłam zęby. Teraz już naprawdę walczyłam. Próbowałam przebić się przez tę ścianę, nie wiadomo jak grubą. Pot wystąpił mi na czoło. Łowczyni i Uzdrowiciel milczeli, pozwalając mi się skupić.

Spróbowałam pomyśleć o czymś innym – o głośnym, nieznajomym odgłosie wydawanym przez silnik samochodu, o adrenalinie uderzającej za każdym razem, gdy w oddali pojawiały się światła innego pojazdu. Te wspomnienia były już moje, miałam do nich swobodny dostęp. Pozwoliłam, aby moja pamięć sama poniosła mnie dalej, od nocnego spaceru zimnymi ulicami miasta aż do budynku, w którym mnie znaleziono.

Nie mnie, ją. Przeszły mnie dreszcze.

– Proszę się nie forsować… – zaczął Uzdrowiciel.

– Psst – przerwała mu Łowczyni.

Pozwoliłam, aby mój umysł ponownie wypełnił się grozą tamtych chwil, nienawiścią do Łowców, która przesłaniała niemal wszystko inne. To uczucie było złe, sprawiało mi ból. Znosiłam je z trudem. Miałam jednak nadzieję, że w ten sposób zdekoncentruję przeciwnika, osłabię jego czujność.

Widziałam, jak próbuje się ukryć, ale nie ma jak. Pisze wiadomość złamanym ołówkiem na przypadkowo znalezionym skrawku papieru. Wsuwa ją pospiesznie pod drzwi. Pod konkretne drzwi.