Выбрать главу

– Uratowałaś już dzisiaj życie, komu mogłaś. – Głos Iana brzmiał łagodnie i smutno.

– Chcę… chcę się… pożegnać.

Ian kiwnął głową ze zrozumieniem. Po chwili spojrzał na Jareda.

– Mogę ci zaufać?

Jared zaczerwienił się ze złości. Ian podniósł dłoń w pojednawczym geście.

– Nie chcę jej zostawiać bez ochrony – wyjaśnił. – Nie wiem, czy Kyle będzie przytomny. Jeżeli Jeb go zastrzeli, Wanda będzie się obwiniać. Ale ty i Doktor powinniście dać mu radę. Nie chcę, żeby Doktor był tu sam i musiał liczyć na Jeba i jego strzelbę.

– Doktor nie będzie sam – odpowiedział przez zęby Jared.

Ian zawahał się.

– Pamiętaj, że przeszła piekło.

Jared kiwnął głową, wciąż zaciskając zęby.

– Ja też tu będę – przypomniał Doktor.

Ian spojrzał mu w oczy.

– Dobrze. – Pochylił się nade mną i popatrzył błyszczącymi oczami. – Niedługo wrócę. Nic się nie bój.

– Nie boję się.

Zniżył twarz i dotknął ustami mojego czoła.

Nikt chyba nie był zaskoczony bardziej niż ja, aczkolwiek usłyszałam ciche stęknięcie Jareda. Ian obrócił się na pięcie i niemalże wybiegł, zostawiając mnie z otwartymi ze zdziwienia ustami.

Doktor nabrał powietrza przez zęby, jakby próbował zagwizdać w przeciwną stronę.

– No cóż – odezwał się.

Obaj patrzyli na mnie przez dłuższą chwilę. Byłam tak zmęczona i obolała, że mało mnie obchodziło, co sobie myślą.

– Doktorze – zaczął Jared naglącym tonem, ale przerwał mu jakiś hałas dochodzący z tunelu.

Do groty weszło pięciu mężczyzn, Jeb trzymał Kyle’a za lewą nogę, Wes – za prawą. Andy i Aaron podtrzymywali tułów. Głowa rannego opadała Andy’emu za bark.

– Rany boskie, jaki on ciężki – mruknął Jeb.

Jared i Doktor rzucili się do pomocy. Po paru minutach jęczenia i przeklinania udało się Kyle’a położyć na łóżku. Leżał teraz parę kroków ode mnie.

– Wando, jak długo jest nieprzytomny? – zapytał Doktor. Podniósł mu powieki, wpuszczając światło do źrenic.

– Yyy… – Zastanowiłam się pospiesznie. – Odkąd tu jestem plus dziesięć minut, bo tyle Ian mnie tu niósł, i może jeszcze pięć przedtem.

– Czyli co najmniej dwadzieścia?

– Tak, mniej więcej.

Tymczasem Jeb zdążył już postawić własną diagnozę. Niezauważony obszedł łóżko rannego. Nikt nie zwracał na niego uwagi – dopóki nie wyjął butelki i nie chlusnął Kyle’owi w twarz.

– Jeb – zaprotestował Doktor, odsuwając mu rękę.

Ale Kyle parsknął wodą, zamrugał i wydał z siebie jęk.

– Co się stało? Gdzie pasożyt? – Zaczął się wiercić, próbując rozejrzeć się po grocie. – Podłoga… się wali…

Na dźwięk jego głosu ogarnęła mnie panika i zacisnęłam palce na bokach materaca. Bolała mnie noga. Czy dałabym radę uciec, kuśtykając? Może niezbyt szybko…

– Spokojnie – powiedział ktoś cicho. Nie, to nie był żaden ktoś. Poznam ten głos zawsze i wszędzie.

Jared stanął pomiędzy naszymi łóżkami, plecami do mnie, twarzą do Kyle’a. Ten obracał głową w tę i we w tę, cicho utyskując.

– Jesteś bezpieczna – oznajmił Jared, nie spoglądając w moją stronę. – Nie bój się.

Wzięłam głęboki oddech.

Melanie pragnęła go dotknąć. Opierał się ręką o brzeg mojego łóżka. Była tak blisko.

Proszę cię, nie, powiedziałam. I tak już boli mnie twarz.

Nie uderzy cię.

Być może. Nie mam ochoty sprawdzać.

Melanie westchnęła. Tęskniła do niego. Pewnie jakoś bym to zniosła, gdyby nie to, że czułam się podobnie.

Daj mu trochę czasu, poprosiłam. Niech się do nas przyzwyczai. Poczekajmy, aż naprawdę uwierzy.

Znowu westchnęła.

– Cholera! – warknął Kyle. Spojrzałam mimowolnie w jego stronę. Jared mi go zasłaniał, widziałam jedynie lśniące oczy. Wpatrywały się we mnie z furią. – Nie spadł!

Rozdział 34

Pogrzeb

Jared doskoczył do Kyle’a i zdzielił go pięścią w twarz. Trafiony opadł na materac z wywróconymi oczami i otwartymi ustami.

Przez kilka sekund panowała cisza.

– No więc – odezwał się Doktor łagodnym głosem – z medycznego punktu widzenia to chyba nie było najwłaściwsze.

– Ale za to ja czuję się lepiej – odparł chmurno Jared.

Na twarzy Doktora zagościł nikły uśmiech.

– Z drugiej strony, parę minut snu raczej go nie zabije. Jeszcze raz zajrzał mu pod powieki i sprawdził puls.

– Co się stało? – odezwał się cicho Wes gdzieś znad mojej głowy.

– Kyle próbował go zabić – odparł Jared, zanim zdążyłam cokolwiek powiedzieć. – Chyba nas to nie dziwi?

– Nie próbował – bąknęłam. Wes spojrzał pytająco na Jareda.

– Altruizm przychodzi mu łatwiej niż kłamstwa – zauważył Jared.

– Robisz mi to na złość? – zapytałam. Moja cierpliwość nie tyle się kończyła, co nie było po niej śladu. Jak długo już nie spałam? Bardziej niż noga bolała mnie tylko głowa. Każdy oddech sprawiał mi ból w boku. Uświadomiłam sobie, nie bez pewnego zdziwienia, że jestem w bardzo złym nastroju. – Bo jeżeli tak, to muszę przyznać, że dobrze ci idzie.

Jared i Wes spojrzeli na mnie ze zdumieniem. Byłam pewna, że miny pozostałych wyglądają podobnie. Może z wyjątkiem Jeba, który jak nikt inny umiał zachować twarz pokerzysty.

– Jestem k o b i e t ą – żachnęłam się. – I całe to mówienie o mnie per „on” strasznie działa mi na nerwy.

Jared zamrugał, zbity z tropu. Po chwili jednak odzyskał srogi wyraz.

– Bo jesteś przebrana w kobiece ciało?

Wes spojrzał na niego krzywo.

– Bo jestem s o b ą – syknęłam.

– Według czyjej definicji?

– Chociażby według waszej. Należę do płci, która wydaje na świat młode. A może to niewystarczająco kobiece?

Zamknęło mu to usta. Poczułam namiastkę samozadowolenia.

I słusznie, przyklasnęła mi Melanie. Zachowuje się jak świnia.

Dzięki.

My, dziewczyny, musimy się trzymać razem.

– Nigdy nam o tym nie opowiadałaś – powiedział cicho Wes, podczas gdy Jared zastanawiał się nad ripostą. – Jak to u was wygląda?

Jego oliwkowa cera nabrała rumieńców, jak gdyby dopiero po fakcie zdał sobie sprawę, że wypowiedział te słowa na głos.

– To znaczy, nie musisz odpowiadać, jeżeli to nietaktowne pytanie.

Zaśmiałam się. Byłam w dziwnym, rozchwianym nastroju. Miałam głupawkę, jak to ujęła Mel.

– Nie, nie pytasz o nic… niestosownego. U nas to nie przebiega w tak… skomplikowany sposób jak u was. – Zaśmiałam się znowu i zrobiło mi się ciepło. Pamiętałam to aż nazbyt wyraźnie.

Masz kosmate myśli.

To twoje myśli, odparowałam.

– A więc?… – zapytał Wes.

Westchnęłam.

– Wśród nas jest bardzo niewiele… Matek. To znaczy, niezupełnie Matek. Tak się nas nazywa, ale tak naprawdę chodzi o samą możliwość macierzyństwa… – Zaczęłam o tym rozmyślać i szybko spoważniałam. W świecie dusz w ogóle nie było żywych Matek, trwały jedynie w pamięci potomnych.

– Masz taką m o ż l i w o ś ć? – zapytał sztywno Jared.

Wiedziałam, że wszyscy mnie słuchają. Nawet Doktor zastygł z uchem nachylonym nad piersią Kyle’a.

Nie odpowiedziałam na to pytanie.

– Jesteśmy… trochę jak ule pszczół albo jak mrówki. Mamy mnóstwo bezpłciowych osobników i królową…