Выбрать главу

Wszystko to wydawało mi się bardzo gwałtowne i przyglądałam się temu w napięciu, marszcząc brwi. Zarazem jednak przywiodło mi to na myśl wspomnienie Meclass="underline" widok trzech szczeniaków turlających się na trawie, ujadających zaciekle i szczerzących kły, jak gdyby chciały się pozagryzać.

Tak, wygłupiają się, potwierdziła Melanie. Więź braterstwa jest bardzo silna.

I dobrze. Tak powinno być. Jeżeli Kyle naprawdę nas nie zabije, to dobrze się stało.

Jeżeli, powtórzyła ponuro Mel.

– Głodna?

Podniosłam wzrok i serce zamarło mi na moment. Poczułam lekkie ukłucie w piersi. Wyglądało na to, że Jared wciąż nie zmienił zdania.

Potrząsnęłam głową. Dało mi to chwilę, której potrzebowałam, by się przemóc.

– Nie wiem czemu, ale jestem tylko zmęczona, choć siedziałam tu cały czas i nic nie robiłam.

Wyciągnął dłoń.

Weź się w garść, skarciła mnie Melanie. Po prostu jest uprzejmy.

Myślisz, że nie wiem?

Sięgnęłam po jego dłoń, robiąc, co mogłam, by ręce mi się nie trzęsły. Podniósł mnie ostrożnie na nogi – a właściwie na nogę. Stałam na niej, balansując ciałem, niepewna, co dalej począć. Jared również czuł się nieco zagubiony. Nadal trzymał mnie za rękę, ale dzielił nas duży odstęp. Wyobraziłam sobie, jak komicznie będę wyglądać, skacząc na jednej nodze po jaskiniach, i zrobiło mi się ciepło. Palce zacisnęły się jego dłoni, choć właściwie się na niej nie opierałam.

– Dokąd?

– Aa. – Zmarszczyłam brwi. – Sama nie wiem. Pewnie obok ce… to znaczy w przechowalni… ciągle jest jakaś mata.

Zobaczyłam, że podobnie jak ja, nie jest tym pomysłem zachwycony. Nagle objęła mnie z tyłu czyjaś silna dłoń, dając mi oparcie.

– Ja ją zabiorę tam, gdzie trzeba – odezwał się Ian.

Twarz Jareda przybrała powściągliwy wyraz, tak jak za każdym razem, gdy nie chciał, żebym wiedziała, co sobie myśli. Tym razem jednak spoglądał w ten sposób na Iana.

– Właśnie rozmawialiśmy o tym, gdzie to dokładnie jest. Wanda jest zmęczona. Może szpital…?

Ian i ja jednocześnie potrząsnęliśmy głowami. Kiedyś mój lęk przed tym miejscem był urojony, ale teraz, po tych paru okropnych dniach, nie zniosłabym chyba kolejnego tam pobytu. A szczególnie pustego łóżka Waltera…

– Mam dla niej lepsze miejsce – odparł Ian. – Łóżka w szpitalu są niewiele miększe od skał, a Wanda jest obolała.

Jared wciąż trzymał mnie za rękę. Czy zdawał sobie sprawę, jak mocno ją ściska? Zaczynało mi to przeszkadzać, ale chyba nie był tego świadomy, a ja na pewno nie miałam zamiaru się uskarżać.

– Nie chcesz iść na lunch? – zasugerował Ianowi Jared. – Wyglądasz na głodnego. Zabiorę ją, gdzie chcesz…

Ian zaśmiał się cicho i ponuro.

– Dobrze się czuję. Jared, musisz wiedzieć, że Wanda potrzebuje nieco więcej pomocy niż tylko podania dłoni. Nie wiem, czy… jesteś gotów jej to zapewnić. Bo widzisz…

Ian urwał, nachylił się i żwawym ruchem wziął mnie na ręce. Westchnęłam gwałtownie, czując ból w stłuczonym boku. Jared nie puszczał mojej dłoni. Opuszki palców zaczęły mi czerwienieć.

– …miała już chyba dość sportu jak na jeden dzień. Ty idź do kuchni.

Mierzyli się nawzajem wzrokiem, tymczasem koniuszki moich palców zrobiły się fioletowe.

– Zaniosę ją – powiedział w końcu Jared półgłosem.

– Jesteś pewien? – Ian wyciągnął mnie ku niemu.

Propozycja.

Jared przyglądał mi się przez długą chwilę. W końcu westchnął i puścił moją dłoń.

Au, to boli! – żachnęła się Melanie. Nie chodziło jej o krew wracającą do palców, lecz o nagły ból, który przeszył mi pierś.

Wybacz. Co mam ci na to poradzić?

On nie jest twój.

Wiem o tym.

Au.

Przepraszam.

Ian nieznacznie uniósł kąciki ust w triumfalnym uśmiechu, obrócił się i ruszył w stronę wyjścia.

– Pójdę z wami – powiedział Jared. – Chcę z tobą o czymś porozmawiać.

– Nie krępuj się.

Szliśmy jednak ciemnym tunelem w milczeniu. Jared zachowywał się tak cicho, że nie miałam pewności, czy w ogóle tam jest. Kiedy jednak wyszliśmy z ciemności na pole kukurydzy, okazało się, że idzie z nami krok w krok.

Nie odzywał się, dopóki nie dotarliśmy do jaskini z ogrodem – i nie zostaliśmy sami we trójkę.

– Ufasz Kyle’owi? – zapytał Iana.

Ten prychnął.

– Mówi o sobie, że jest człowiekiem honoru. Normalnie uwierzyłbym, że dotrzyma słowa. Ale w tej konkretnej sytuacji… nie zamierzam spuszczać Wandy z oka.

– To dobrze.

– Nic mi się nie stanie, Ian – powiedziałam. – Nie boję się.

– Nie ma powodu. Obiecuję – nic podobnego już cię nie spotka. Dopilnuję, żebyś czuła się tu bezpiecznie.

Trudno było odwrócić wzrok, gdy tak płonęły mu oczy. I trudno było wątpić w to, co mówi.

– Tak – poparł go Jared. – Nic ci nie grozi.

Szedł teraz za Ianem. Nie widziałam wyrazu jego twarzy.

– Dzięki – odszepnęłam.

Potem nikt się nie odzywał, dopóki Ian nie zatrzymał się przed czerwono-szarymi drzwiami do swojego pokoju.

– Mógłbyś mi otworzyć? – poprosił Jareda, wskazując brodą drzwi.

Ale Jared nie ruszył się z miejsca. Ian obrócił się. Teraz oboje go widzieliśmy. Twarz miał znowu nieprzeniknioną.

– Twój pokój? To ma być to lepsze miejsce? – W głosie Jareda pobrzmiewało zwątpienie.

– To teraz jej pokój.

Zagryzłam wargę. Chciałam powiedzieć Ianowi, że to z całą pewnością nie jest mój pokój, ale nie zdążyłam, gdyż Jared zaczął go wypytywać.

– Gdzie śpi Kyle?

– Na razie u Wesa.

– A ty?

– Jeszcze nie wiem.

Spoglądali na siebie badawczym wzrokiem.

– Ian, to nie jest… – zaczęłam.

– Ach – przerwał mi, jakby właśnie sobie o mnie przypomniał… jakbym była tak lekka, że całkiem zapomniał, iż trzyma mnie na rękach. – Jesteś bardzo zmęczona, prawda? Jared, czy mógłbyś otworzyć te drzwi?

Jared otworzył czerwone drzwi szarpnięciem, tak że zatrzymały się dopiero na drugich, szarych.

Po raz pierwszy zobaczyłam pokój Iana w świetle dnia. Przez wąskie szpary w suficie sączyło się południowe słońce. Nie był tak jasny jak pokój Jamiego i Jareda, ani tak wysoki. Miał bardziej równomierny kształt i był mniejszy. Okrągły – trochę jak moja dawna cela, tylko że dziesięć razy większy. Na podłodze leżały dwa podwójne materace, dociśnięte do przeciwległych ścian, tak by można było między nimi przejść. Za nimi pod ścianą stała niska, podłużna szafka, a na niej, po lewej, sterta ubrań, dwie książki oraz talia kart. Prawa strona była pusta, ale od niedawna, sądząc po śladach w kurzu.

Ian położył mnie ostrożnie na materacu po prawej, starannie układając mi nogę i poprawiając poduszkę pod głową. Jared stał w drzwiach, przodem do korytarza.

– Tak dobrze?

– Tak.

– Wyglądasz na zmęczoną.

– Nie wiem czemu – ostatnio głównie spałam.

– Twoje ciało potrzebuje snu, żeby wyzdrowieć.

Przytaknęłam. Istotnie, oczy same mi się zamykały.

– Później przyniosę ci jedzenie – o nic się nie martw.

– Dziękuję. Ian?

– Tak?