Kiwnął głową.
– To zrozumiałe.
– Tylko dlatego, że jesteś bardzo wyrozumiały.
Uśmiechnął się do mnie. Zadziwiające, jak jego oczy potrafiły jednocześnie ogrzewać i palić. Tym bardziej, że jeśli chodzi o kolor, było im bliżej do lodu niż do ognia. W tej chwili biło z nich ciepło.
– Bardzo cię lubię, Wando.
– Dopiero teraz to widzę. Chyba jestem mało spostrzegawcza.
– Ja też się tego nie spodziewałem.
Oboje zamyśliliśmy się nad tymi słowami.
Zacisnął usta.
– No więc… domyślam się, że… to jest właśnie jedna z tych rzeczy, o których nie wiesz, co myśleć?
– Nie. To znaczy, tak… N i e w i e m. Ja… Ja…
– W porządku. Nie miałaś zbyt wiele czasu, żeby to przemyśleć. To wszystko musi ci się wydawać… dziwne.
Kiwnęłam głową.
– Tak. Więcej niż dziwne. Niemożliwe.
– Powiedz mi coś – rzekł Ian po chwili.
– Jeżeli znam odpowiedź.
– To nie jest trudne pytanie.
Nie wypowiedział go od razu. Zamiast tego sięgnął w poprzek wąskiego przejścia po moją rękę. Trzymał ją przez chwilę w obu dłoniach, po czym przeciągnął wolno palcami lewej ręki po mojej skórze, od nadgarstka aż do ramienia i z powrotem, równie powoli. Nie przyglądał się mojej twarzy, lecz gęsiej skórce, która pojawiała się w ślad za jego dotykiem.
– Dobrze ci? – zapytał.
Nie, podpowiedziała Melanie.
Przecież nie boli, zaprotestowałam.
Nie o to pyta. Kiedy mówi „dobrze“… Rany, z tobą jak z dzieckiem!
Mam niecały rok, jakbyś zapomniała. A może już cały? Zaczęłam się zastanawiać, ile minęło czasu.
Melanie była bardziej skoncentrowana. Kiedy mówi „dobrze”, chodzi mu o to, co czujemy, kiedy dotyka nas Jared. Wspomnienie, którym zilustrowała tę myśl, nie pochodziło z jaskiń, lecz z owego magicznego kanionu o zachodzie słońca. Jared stał za nią, z rękoma opuszczonym wzdłuż jej rąk, od ramion do nadgarstków. Na myśl o tym prostym dotyku przeszły mnie przyjemne ciarki. Właśnie tak.
Ach.
– Wando?
– Melanie mówi, że źle – szepnęłam.
– A ty co mówisz?
– Ja… ja nie wiem.
Kiedy zebrałam się w sobie i spojrzałam mu w oczy, były cieplejsze, niż się spodziewałam.
– Trudno mi sobie nawet wyobrazić, jaki musisz mieć z tego powodu mętlik w głowie.
Cieszyło mnie, że rozumie.
– Tak, mam mętlik.
Ponownie powiódł palcami w górę mojej ręki i z powrotem.
– Chcesz, żebym przestał?
Zawahałam się.
– Tak – odparłam w końcu. – To… co robisz… nie pozwała mi się skupić. Poza tym Melanie… jest na mnie zła. I to też mnie rozprasza.
Nie na ciebie jestem zła. Powiedz mu, żeby sobie poszedł.
Ian odsunął się i założył ręce na pierś.
– Pewnie nie zostawi nas na chwilę samych?
Zaśmiałam się.
– Wątpię.
Ian przechylił głowę na bok, zaciekawiony.
– Melanie Stryder?
Obie drgnęłyśmy, słysząc jej nazwisko.
Ian mówił dalej.
– Chciałbym porozmawiać z Wandą na osobności, jeżeli nie masz nic przeciwko. Czy da się to jakoś załatwić?
Chyba kpi! Powiedz mu, że mówię, żeby o tym zapomniał! Nie lubie tego faceta.
Zmarszczyłam nos.
– Co powiedziała?
– Powiedziała, że nie. – Starałam się wypowiadać te słowa jak najdelikatniej. – I że… cię nie lubi.
Ian roześmiał się.
– Potrafię to uszanować. Uszanować ją. No trudno, przynajmniej spróbowałem. – Westchnął. – Obecność osób trzecich jakby zamyka temat.
Jaki temat? – warknęła Melanie.
Skrzywiłam się. Nie lubiłam jej gniewu. Był dużo bardziej gwałtowny niż mój.
Musisz się przyzwyczaić.
Ian położył mi dłoń na twarzy.
– Dam ci czas do namysłu, dobrze? Żebyś mogła się zastanowić, co czujesz.
Próbowałam na chłodno przeanalizować swoją reakcję na jego dotyk. Był miękki. Miły. Inny niż dotyk Jareda. Ale też różnił się od tego, co czułam, gdy przytulał mnie Jamie.
– To może zająć trochę czasu. Jestem całkiem zagubiona – powiedziałam.
Uśmiechnął się.
– Wiem.
Uświadomiłam sobie nagle, patrząc na jego uśmiech, że zależy mi na tym, by mnie lubił. Co do reszty – dłoni na mojej twarzy, palców na moim ramieniu – wciąż nie miałam pewności. Ale chciałam, żeby mnie lubił i żeby ciepło o mnie myślał. I właśnie dlatego trudno mi było powiedzieć mu prawdę.
– Wiesz, tale naprawdę nie czujesz nic do m n i e – szepnęłam. – Tylko do tego ciała… Jest ładna, prawda?
Kiwnął głową.
– Tak. Melanie to bardzo ładna dziewczyna. A nawet piękna. – Przesunął dłoń i dotknął mojego rannego policzka, pogładził mnie palcami po nierównej, gojącej się skórze. – Pomimo tego, co ci zrobiłem.
Normalnie natychmiast bym zaprzeczyła, przypomniała mu, że to nie on ponosi winę za rany na mojej twarzy. Byłam jednak tak zbita z tropu, że kręciło mi się w głowie i nie byłam w stanie zbudować spójnego zdania.
Dlaczego przeszkadzało mi, że uważał Melanie za piękną dziewczynę?
Tu mnie masz. Moje uczucia były dla niej równie nieprzeniknione jak dla mnie samej.
Odgarnął mi włosy z czoła.
– Ale choćby nie wiem jak była ładna, jest dla mnie kimś obcym. To nie na niej mi… zależy.
Te słowa sprawiły, że poczułam się lepiej. A zarazem jeszcze bardziej zagubiona.
– Ian, wcale nie… Nikt nas tu nie rozróżnia tak, jak należy. Ani ty, ani Jamie, ani Jeb. – Wypowiadałam te słowa prawdy pospiesznie, bardziej rozemocjonowana, niżbym chciała. -
N i e m o ż e ci zależeć na mnie. Gdybyś mógł mnie dotknąć – m n i e! – poczułbyś wstręt. Rzuciłbyś mnie na ziemię i rozdeptał.
Ściągnął krucze brwi, jednocześnie marszcząc blade czoło.
– Nieprawda… nie, gdybym wiedział, że to ty.
Zaśmiałam się, rozbawiona.
– A skąd byś to wiedział? Nie poznałbyś mnie.
Mina mu zrzedła.
– Zależy ci po prostu na tym ciele – powtórzyłam.
– To nieprawda – zaprotestował. – Nie obchodzi mnie ta twarz, tylko jej wyraz. Nie obchodzi mnie ten głos, tylko to, co mówisz. Nie obchodzi mnie to, jak w tym ciele wyglądasz, tylko co nim robisz. T y jesteś piękna. – Mówiąc, przysunął się bliżej, uklęknął obok mojego łóżka i wziął moją rękę w dłonie.
– Nigdy mi tak na nikim nie zależało.
Westchnęłam.
– Ian, a gdybym zjawiła się tutaj w ciele Magnolii?
Skrzywił się, a następnie roześmiał.
– Okej. To dobre pytanie. Nie wiem.
– Albo Wesa?
– Przecież… jesteś kobietą.
– I zawsze proszę o żywiciela odpowiadającego mojej płci. Tak jest chyba… lepiej. Ale mogliby mnie umieścić w ciele mężczyzny i normalnie bym funkcjonowała.
– Ale nie masz ciała mężczyzny.
– A widzisz? O tym właśnie mówię. Ciało i dusza. W moim przypadku to dwie różne rzeczy.
– Nie chcę samego ciała.
– Nie chcesz samej m n i e.
Znów dotknął mojego policzka i zostawił na nim dłoń, podpierając mi brodę kciukiem.
– Ale to ciało jest częścią ciebie. Częścią tego, kim jesteś. Kim będziesz już zawsze, o ile nie zmienisz zdania i nas nie wydasz.
Ach, to takie definitywne. Tak, umrę razem z tym ciałem. To będzie śmierć ostateczna.
A ja już nigdy nie będę miała ciała, szepnęła Melanie.
Nie tak każda z nas wyobrażała sobie przyszłość, prawda?