Oczekiwanie (adwent): mechanizm oczekiwania aktywizuje płat czołowy mózgu. U osób, które słuchają kapiących kropli z nieszczelnego kranu, podobnie jak u osób, które czekają na wigilię, stwierdzono podwyższony przepływ impulsów elektrycznych w tym obszarze mózgu. Nagłe zatrzymanie kapania wielokrotnie je wzmacnia, powodując między innymi uczucie niepokoju. Towarzyszy temu spadek poziomu stężenia hormonu serotoniny, kojarzonego z dobrym nastrojem i harmonią. Odebrać nam oczekiwanie na święta, to tak jak zakręcić ten kran. Z naszego kranu jednakże kapie – od początku grudnia, jak każdego roku. Choinki znowu ozdabiają ulice, pojawia się ta sama co zawsze świąteczna muzyka w radiu, ten sam co zawsze hormon stresu (kortyzol) wygania nas do sklepów, aby kupować prezenty dla najbliższych. Na kilka dni przed Wigilią spowiadamy się w konfesjonale lub przed samymi sobą i rozgrzeszeni przez księdza lub przez własne sumienie podwyższamy sobie w ten sposób poziom endorfin (opiaty z grupy morfin), które koją w nas ból, wyciszają, napełniają spokojem, wyzwalają nadzieję. Tak naprawdę przyrzekamy poprawę po spowiedzi, będąc w stanie swoistego narkotycznego odurzenia. Może dlatego, gdy rausz mija, tak szybko zapominamy o tych obietnicach…
Wigilia (czuwanie): kilka godzin dostojnej bliskości, poczucie bezpieczeństwa, kulminacja wzruszenia przy dzieleniu się opłatkiem, prezenty, uniesienie przy śpiewaniu kolęd. Większość z nas śpiewa tylko raz w roku. Właśnie kolędy i właśnie w czasie wigilii. Muzyka i śpiew inicjują produkcję hormonu szczęścia (dopaminy), uaktywniając w mózgu tak zwaną ścieżkę nagrody, kilka miliardów neuronów w środkowej jego części. Ten sam obszar jest aktywny, gdy zaspokajamy głód, gasimy pragnienie lub uprawiamy seks. Prezenty? W normalnej sytuacji wyraźnie rozgraniczamy pomiędzy „moje” i „twoje”. Dba o to znowu hormon stresu: kortyzol, którego właściwie nie produkujemy, gdy jesteśmy „na wigilijnej dopaminie”. Wigilia to głównie emocje, na których przede wszystkim jesteśmy skupieni. Są dla nas najważniejsze. Może dlatego – okazuje się, że nie ma w tym paradoksu – mało kto modli się podczas wigilii.
Kiedyś porównano aktywność mózgu u osób wierzących, które odczytywały modlitwy i teksty niereligijne. Stwierdzono bez żadnych wątpliwości, że przy odczytywaniu modlitw aktywność mózgu wyraźnie wzrosła. Jednakże tylko w tym obszarze, który kojarzony jest z racjonalnym myśleniem, a nie z uczuciami. Religia jest bardziej sprawą rozsądku niż emocji. Także podczas wigilii.
Gdy czytam podobne raporty „neuroteologów”, przypominam sobie tę małą dziewczynkę szaleńczo biegnącą przez ulicę w kierunku choinki i cieszę się, że człowieka tak naprawdę może opisać poeta, a nie laborant…
Zerowanie licznika
„Chciałabym jutro zacząć nie tylko nowy rok, chciałabym zacząć nowe życie. Z tobą. Niedługo tak będzie. Poczekasz?” Te słowa usłyszał dokładnie pięć lat temu. Około osiemnastej trzydzieści w sylwestrowy wieczór. Wyszeptała mu je do ucha, gdy leżeli nadzy, przytuleni do siebie w łóżku w jego sypialni. Miał wtedy trzydzieści dwa lata, bardzo chciał na nią czekać, a słowo „niedługo” ciągle jeszcze oznaczało dla niego kilka miesięcy. Pamięta, że zdjął wtedy jej dłoń ze swojej piersi i zaczął całować w rozczuleniu. W tym momencie zadzwonił telefon komórkowy. Wstała, ubrała się i pojechała na Krakowskie Przedmieście odebrać męża z restauracji, w której żegnał rok z radą nadzorczą swojej firmy…
On od pięciu lat wita nowy rok według tego samego schematu. Rano z biura dzwoni do matki, do Poznania, składa jej życzenia i kłamie, że spędzi sylwestra z przyjaciółmi. Zawsze ma przygotowane jedno żeńskie imię, tak aby bez drżenia w głosie odpowiedzieć matce na pytanie: „A z kim idziesz?”, i uprzedzając kolejne, dodaje: „To nowa koleżanka z pracy i nie jest mężatką”.
Od dwóch lat, kiedy to matka od północy do czwartej nad ranem wydzwaniała do wszystkich jego przyjaciółek, wyszukuje w książce telefonicznej nazwy restauracji lub klubów w Warszawie i upewnia się, że tam „nie ma zasięgu GSM”. Około piętnastej wraca do domu, nakrywa uroczyście stół, bierze kąpiel, zmienia pościel i zakłada błękitną koszulę. Otwiera butelkę czerwonego wina, wyłącza telefon i czeka. I gdy ona przyjeżdża kilka minut po siedemnastej, jest już „odpowiednio” znieczulony alkoholem. Ona, wchodząc, całuje go i podaje butelkę szampana. Potem siadają naprzeciwko siebie przy stole. Milczą. To znaczy, ona opowiada zupełnie nieistotne rzeczy, a on powstrzymuje wzbierającą agresję. Przed osiemnastą ona wstaje i przynosi z kuchni szampana. Dokładnie o osiemnastej składają sobie życzenia noworoczne. „Zmiana daty o północy – tak mu powiedziała – to tylko umowa fizyków i astronomów”. Obejmuje go, tuli, wypowiada co roku te same życzenia, mówi coś o nowym początku i dziękuje za to, „że czeka”. Gdy on chce coś powiedzieć, pocałunkami zamyka mu usta. Tak jak gdyby nie chciała usłyszeć jego życzeń. On zsuwa z niej sukienkę, rozpina stanik i zanosi ją do sypialni. W łóżku bardzo uważa, żeby nie potargać jej elegancko i odświętnie upiętych włosów. Ona potem wstaje, ubiera się, jedzie na dziewiętnastą pod restaurację na Krakowskim Przedmieściu i o północy, ustalonej przez innych fizyków i astronomów, składa życzenia noworoczne innemu mężczyźnie, swojemu mężowi. On tymczasem o tej „innej północy” wypija resztki szampana z butelki, którą znajduje przy łóżku w sypialni, walczy ze sobą, aby nie zadzwonić do niej, pisze kolejnego SMS-a, którego nie wysyła, i zaczyna – jak co roku, około drugiej w nocy – sporządzać listę noworocznych po- stanowień.