Выбрать главу

Za oknami dogasają ostatnie fajerwerki, matka przestała już wydzwaniać, sąsiedzi za ścianą są już tylko szmerem. Nowy rok. Czas obietnic i wiary, że rano wszystko zacznie się od nowa w lepszy i szczęśliwszy sposób.

Wystarczy ulec magii początku ustalonego przez fizyków i astronomów, wyzerować licznik i sporządzić listę ślubów i przyrzeczeń, których i tak nie dochowamy. Pierwszego papierosa zapalimy już po noworocznym obiedzie, w połowie stycznia przestaniemy wie- rzyć, że do końca roku będziemy biegle mówić po angielsku, odchudzanie odłożymy na „lepszy czas” urlopu latem. Do tej pory i tak wszyscy o tym zapomną. Jednakże w tę wyjątkową noworoczną noc ciągle nam się wydaje, że zaczyna się nie tylko nowy rok, ale że zaczyna się wszystko. Zrobimy sobie tej nocy psychiczny remanent, wyspowiadamy się przed sobą, rozgrzeszymy i obiecamy, że będziemy od rana lepsi. Głównie dla siebie samych.

On także w to wierzy. Tak samo jak w jej noworoczne „niedługo” pięć lat temu. Z szuflady szafki nocnej wyciąga pomięty brulion i zapisuje swoje postanowienia.

„Zapomnieć o niej!” Dziesięć razy. Dla pewności. Jak w dekalogu. Przerzuca kartki zeszytu, cofając się do przyrzeczeń z ubiegłego roku. „Zapomnieć o niej” – bez wykrzyknika i tylko pięć razy…

Funkcja rozkładu cierpienia

Marcin nie lubi, jak zniemcza się jego imię na Martin. Ma siedemnaście lat, mieszka z rodzicami na dziewiątym piętrze w bloku w Russelsheim, najbardziej robotniczym z robotniczych miasteczek w okolicy Frankfurtu. Wstaje o szóstej rano, aby zdążyć na lekcje w gimnazjum w innej miejscowości w pobliżu Frankfurtu, w której nie ma, nigdy nie było i nigdy nie będzie żadnych bloków. Jego ojciec, gdy nie pracuje akurat na drugiej zmianie lub nie wybiera się na trzecią „na taśmę” w fabryce Opla, jeździ na wywiadówki syna, zakładając na tę okazję najlepszy garnitur. Marcin „od zawsze” jest najlepszym uczniem w klasie i gdy ojciec wraca z wywiadówek, to przychodzi do pokoju syna, siada na wersalce, patrzy na niego i nic nie mówi. Marcin wie, że w tym momencie ojciec jest z niego dumny i dokładnie wie, co oj- ciec chciałby mu powiedzieć, tylko tego nie potrafi. Ojciec posiedzi chwilę, wstanie nagle, przytuli go mocno do siebie, wróci do kuchni i wyciągnie trzy piwa z lodówki. Dwie butelki postawi przed sobą, a z jednej naleje ostrożnie do szklanki i poda Ani, matce Marcina.

Któregoś razu, po wywiadówce, Ania powiedziała mężowi, że byłoby dobrze, aby pojechali na jakiś „prawdziwy urlop”. Ona wprawdzie bardzo się cieszy, że on – Niemiec – także lubi Hel, ale ze względu na dzieci „byłoby dobrze, gdyby raz inaczej”. Wie, że to jest bardzo drogie, ale u Marcinka w szkole wszyscy po wakacjach takie rzeczy opowiadają… Przerwał jej. Nie znosił słuchać historii o tym, co opowiadają koledzy w szkole Marcina.