Jeśli faktycznie Bóg jest tym Programistą, to i na „początku” Internetu Biblia się nie myli. Na początku Internetu (ponad trzydzieści pięć lat temu) pojawiło się bowiem słowo. Nawet jeśli miało być inaczej. Mało kto zna tę historię…
Wieczorem 20 października 1969 roku grupa informatyków w centrum komputerowym Uniwersytetu Kalifornijskiego w Los Angeles (UCLA) po raz pierwszy w historii ludzkości doprowadziła do tego, że dwa komputery zaczęły „rozmawiać” ze sobą. Tym drugim był komputer w Stanford Research Institute w północnej Kalifornii. UCLA miało wysłać słowo „log” (które tak naprawdę jest kodem i nic nie znaczy), a Stanford musiał potwierdzać każdą odebraną literę powtórzeniem tej litery. UCLA wysłało „L”, Stanford potwierdził „LL”. UCLA wysłało „O”, Stanford potwierdził „LLO”. W tym momencie zostało przerwane połączenie. Cały system przestał działać. Na ekranie w Los Angeles zostało „LLO”. I to jest tak niezwykle symboliczne. Amerykanie wymawiają „Hello” bardzo często z niemym „he” jako „(he)llo”. „Witam cię” było pierwszą wiadomością przesłaną w Internecie. I to wbrew woli nadawcy.
Na początku było słowo…
Układ odniesienia
SuKa jest Koreanką z Seulu, ma trzydzieści pięć lat i trzy lata temu przyjechała do Frankfurtu nad Me-nem „za mężem”, którego powszechnie znany, wielki koreański koncern samochodowy oddelegował do pracy w Europie.
Pewnego dnia mąż zadzwonił do niej późnym wieczorem z biura i powiedział, że za dwa miesiące przeprowadzają się do Frankfurtu nad Menem. Nawet nie powiedział. Tak po prostu to zakomunikował. Gdy ona szukała w atlasie, gdzie jest Frankfurt, on wrócił na Yeouido (odpowiednik seulskiego Manhattanu) i całą noc zabawiał się z hostessą z baru Ka-raoke. Rano prosto z jej łóżka pojechał do biura. SuKa tymczasem wypisała się z uniwersytetu, gdzie od sześciu semestrów studiowała anglistykę. Przerwała dla niego studia, tak jak kiedyś dla niego prze- rwała ciążę, gdy okazało się, że spodziewają się dziewczynki.
Pewnego dnia poszła do tego baru Karaoke. Hostessa nie była wcale ładniejsza od niej. Tylko młodsza. I bardziej kam-dza, czyli „biała”. Głównie przez to, że usunęła sobie tkankę tłuszczową na powiekach, „prostując” oczy. W Korei w modzie są małe piersi, alabastrowobiała cera i „wyprostowane” oczy. Dwa miesiące później SuKa pojechała do przyjaciółki w Sokcho na północy Korei. Wróciła po tygodniu. Bez tkanki tłuszczowej na powiekach. Mąż nawet tego nie zauważył. W Sokcho odważyła się i zapytała koleżankę, jak można poznać, że ma się orgazm.
SuKa każdego ranka wstaje godzinę wcześniej niż mąż, przygotowuje jego ulubione kimchi, układa kwiaty w wazonie i gdy on jest w łazience, prasuje jego koszulę – mąż bardzo lubi zakładać jeszcze taką ciepłą od żelazka.
We Frankfurcie mieszkają w najlepszej dzielnicy. Windy w budynku mają klimatyzację, monitor telewizyjny wyświetlający program MTV oraz kryształowe lustra na ścianach i na suficie. Kiedyś rano jechała jedną z nich, wioząc do pralni w piwnicy koszule męża. Na marmurowej podłodze windy leżały rozerwane koronkowe majtki. Nie wie dlaczego, ale zaczęła płakać. Jeszcze nigdy tak bardzo nie zazdrościła tej Niemce z mieszkania obok. Bo te majtki należały do niej. Widuje regularnie jej suszącą się bieliznę na balkonie, więc wie.
Sarah jest Niemką z Hamburga, ma trzydzieści jeden lat i rok temu przyjechała do Frankfurtu. Do pracy tutaj oddelegował ją znany francuski koncern kosmetyczny. Sprzedaje reklamy kosmetyków swojej firmy do najpoczytniej szych gazet w Niemczech z taką łatwością, jak inni sprzedają bułki w niedzielę rano. Większość kupujących reklamy to mężczyźni. Nie spała tylko z czterema z nich. Dwóch z tych czterech to geje. Zna cztery języki, ma swoją asystentkę i jeszcze nigdy się jej nie zdarzyło, żeby jakiś mężczyzna nie zadzwonił do niej po wspólnej nocy. Poszukuje tego „na całe życie”, wierzy w prawdziwą miłość, ale potrafi przy tym odróżnić tych, którzy zakochują się we własnym libido, a nie w niej. Kiedyś znajdzie tego „prawdziwego”, ale na razie nie spieszy się jej. I spędza czas z „fałszywymi”. Ma orgazmy i zbiera doświadczenia. Zna także swoje granice. Rozbierze się i stanie przed mężczyzną tylko w szpilkach, ale nigdy nie zgodzi się użyć obcasu szpilki do innych celów. Ostatnio jeden z takich, co tego chciał, już w windzie, rozerwał jej majtki, gdy po kolacji w mieście przyjechali do niej.