Выбрать главу

Copyright © Agata Przybyłek, 2018

Copyright © Wydawnictwo Poznańskie sp. z o.o., 2018

Redaktor prowadząca: Sylwia Smoluch

Redakcja: Kinga Gąska

Korekta: Maria Moczko / panbook.pl

Skład i łamanie: Stanisław Tuchołka / panbook.pl

Projekt okładki: Magdalena Zawadzka

Fotografia na okładce: shutterstock.com / Kostikova Natalia

Konwersja publikacji do wersji elektronicznej: Dariusz Nowacki

Zezwalamy na udostępnianie okładki książki w internecie.

Wydanie elektroniczne 2018

ISBN 978-83-7976-901-8

CZWARTA STRONA

Grupa Wydawnictwa Poznańskiego sp. z o.o.

ul. Fredry 8, 61-701 Poznań

tel.: 61 853-99-10

fax: 61 853-80-75

redakcja@czwartastrona.pl

www.czwartastrona.pl

ROZDZIAŁ 1

Sabina Dudek, niegdyś Maj, z domu Kowalska, martwiła się o swoje córki. A było o kogo się martwić, bo miała je aż cztery. W dodatku dziewczęta były skrajnie różne, jak ogień i woda, ziemia i powietrze. Każda stanowiła uosobienie innego żywiołu.

Nie chodziło nawet o urodę, bo to by Sabiny nie martwiło, trudno, niech się różnią, takie geny, ale o całokształt: sytuacje życiowe, zainteresowania, zawody… Długo by wyliczać. Różniły się wszystkim, dosłownie, poza jedną cechą – niezwykłą tendencją do pakowania się w kłopoty.

Biorąc jednak pod uwagę perypetie życiowe Sabiny i jej zamiłowanie do podbijania męskich serc, nie mogło to dziwić. Ojcowie jej córek też się różnili. No, może poza tatą bliźniaczek, którym, jak się można domyślić, był jeden i ten sam mężczyzna. W dodatku Sabina trwała u jego boku od lat, co w jej przypadku można uznać za wyjątek potwierdzający regułę. Pozostałe relacje damsko-męskie traktowała dość lekko i kończyła je, zanim na dobre rozkwitły.

Wracając jednak do córek… Sabina nie potrafiła w żaden logiczny sposób wytłumaczyć, dlaczego były tak różne. Nigdy nie pałała miłością do biologii, oczywiście tej w szkolnym wydaniu, a już w szczególności nie pasjonowała jej genetyka. Najbardziej natomiast dziwił ją brak podobieństw między bliźniaczkami. Dniami i nocami snuła domysły, jak to możliwe, że z dwóch takich samych genotypów rodziców mogą powstać skrajnie różne osoby. Bo czy bliźniaczki nie powinny być do siebie choć trochę podobne? Widać niekoniecznie. Sabina w końcu przestała szukać przyczyn tego dziwnego zjawiska. Wolała twierdzić, że stało się i już. Czy to jej wina? Lepiej mieć cztery córki, nawet zupełnie do siebie niepodobne, niż czterech synów. Tego Sabina chyba by nie zniosła.

Swoją pierworodną uważała za nieszczęśliwą rozwódkę. Choć Sabina na samą myśl o byłym zięciu dostawała białej gorączki, pragnęła, by Nina ponownie się zakochała. Nawet jeżeli twierdziła uparcie, że dobrze sobie radzi i nie doskwiera jej samotność. Najstarsza córka Sabiny wynajmowała niewielkie mieszkanie na poddaszu jednej z kamienic w Brzózkach, w którym mieszkała razem ze swoimi dziećmi: Ignasiem i Kalinką. Jej główny problem, według Sabiny, polegał na tym, że nie potrafiła znaleźć porządnego męża, a przynajmniej narzeczonego. Niestety, tak to jest, gdy zamiast na poszukiwaniu miłości, skupia się na pracy. Młodzi ludzie naprawdę powariowali na punkcie zarabiania pieniędzy!

Zresztą ojciec Niny nigdy nie był lepszy, co udowodnił Sabinie nie raz. Przez rok trwania ich małżeństwa zaliczył więcej skoków w bok niż niejedna kózka. Pomimo tego, że finalnie to Sabina puściła go kantem, wielokrotnie ośmieszył ją na oczach całego osiedla. Powodów do rozwodu Sabina miała więc wiele. Zresztą jaka fanka fitnessu i biegów chciałaby nazywać się Maj, skoro mogłaby Dudek, jak ten znany sportowiec?

Jednak zanim Sabina związała się ze Stefanem, poczęła jeszcze Małgosię. Był to owoc upojnej nocy na Mazurach, którą spędziła z niejakim ubranym w dresik Piotrkiem. Piotruś poderwał ją na jednym ze zlotów fanek fitnessu. Wtedy jeszcze, co prawda, nie była taką pasjonatką sportu jak teraz, ale to w niczym jej nie przeszkadzało i dziewięć miesięcy później urodziło się dziecko. A ściślej rzecz ujmując: kolejna córka. Z tym, że w przeciwieństwie do Niny, wyjątkowo grzeczna i spokojna.

Małgosia, według Sabiny, okazała się stanowczo za dobra, a do tego jakaś taka nieprzystosowana do obcowania z ludźmi i w ogóle życia we współczesnym świecie. Zamiast być zdrową egoistką, najchętniej oddałaby wszystko, co ma, by wspomóc potrzebujących. Tę jej rozrzutność wykorzystał (oczywiście tylko w mniemaniu Sabiny) jej mąż Wojtek, znany w okolicy mechanik samochodowy. Zawrócił Małgośce w głowie, gdy ta była jeszcze w liceum i teraz żył na jej garnuszku niczym jakiś tasiemiec albo inny pasożyt. No bo jaki inny, normalny chłop zgodziłby się na to, żeby jego żona zarabiała więcej od niego? Hę?

Pasożyt jak nic, Sabina wiedziała swoje. Ale tatuś Małgosi wcale nie był lepszy. Co prawda Sabina nie spędziła z nim zbyt wiele czasu i nie zdążyła dobrze go poznać, ale za kolację ze śniadaniem w hotelu na Mazurach musiała zapłacić z własnej kieszeni! To chyba wystarczy, żeby wyciągnąć powyższe wnioski, prawda? Bezapelacyjnie Małgosia przyciągała do siebie beznadziejnych i łasych na pieniądze mężczyzn. Jak nie pazerny ojciec, to mąż. Tyle w tym nieszczęściu szczęścia, że chociaż sama nie miała syna. Jeszcze. I to tylko dzięki matce, która przy każdej możliwej okazji wmawiała córce, że dwoje dzieci powinno jej w zupełności wystarczyć. W końcu po kim ten biedny chłopiec miałby odziedziczyć dobre, męskie geny? Małgosia na pewno urodziłaby jakąś życiową porażkę, jak Sabina zwykła nazywać jej ojca, a potem także męża.

No i były jeszcze bliźniaczki – najbardziej wychuchane, a do tego rozpieszczone córusie Sabiny i znanego stomatologa, Stefana Dudka. Z nimi też miała ogrom problemów, które powstały głównie przez ich ojca. Stefan rozpuścił córki, a na tym cierpiał nie kto inny, tylko rodzona matka – bliźniaczki w ogóle nie chciały jej słuchać. No dobrze, może to przesada, do której Sabina przejawiała ostatnio skłonność, ale ewidentnie coś było na rzeczy. Konkretniej rzecz ujmując, nie słuchała jej Patrycja. Sabina zawsze miała z nią same problemy. Wszystko zaczęło się już w przedszkolu, a gdy podrosła, wcale nie było lepiej. Za każdym razem, kiedy Sabina przedstawiała jej odpowiedniego kandydata na męża, kręciła nosem. Pati okazała się zatwardziałą singielką i nawet nie chciała słyszeć o zamążpójściu. Zamiast umawiać się na randki, wolała szydzić z tych, którzy na nie chodzą, a w dodatku…

Nie. To, do czego Pati wykorzystywała mężczyzn, nie przeszłoby nawet Sabinie przez usta, choć ona sama nie należała do świętych. Na samą myśl o tym musiała zamaszyście się przeżegnać. Na szczęście druga bliźniaczka, Eliza, zazwyczaj była grzeczniutka, a do tego poukładana i często przytakiwała matce. Pokornie, oczywiście po namowach mamusi, zgodziła się na zaręczyny z niejakim Pawełkiem. Jednak Sabina cały czas czuła, że musi trzymać rękę na pulsie.

Jej macierzyństwo było trudne. Nie dość, że problematyczne, to pomnożone przez cztery. Nic dziwnego, że w ostatnich miesiącach schudła kilogram przez każdą córkę. I trzydzieści gramów, jeśli miałaby wyrażać się precyzyjnie. Ale te ostatnie to chyba przez męża.

ROZDZIAŁ 2

Nina była spóźniona. Zresztą jak zawsze w poniedziałki. Nie miała pojęcia, czy na początku tygodnia czas płynął inaczej, jednak nie zmieniło to faktu, że znowu zaspała. Z przerażeniem patrzyła na wyświetlacz komórki i w myślach przeklinała cholerny budzik, który złośliwie nie zadzwonił. A może to ona wyłączyła go przez sen? Mało istotne, nie miała teraz czasu się nad tym zastanawiać. Dzieci nie mogą kolejny raz dotrzeć do szkoły w połowie pierwszej lekcji.

Energicznie odrzuciła przykrywającą ją kołdrę na bok i wygramoliła się z łóżka. Wsunęła rozgrzane stopy w wychłodzone kapcie. Przebiegła wzrokiem po maleńkiej sypialni urządzonej w ciepłych brązach i beżach w poszukiwaniu szlafroka. Od zawsze była zmarzlakiem i by uniknąć doznania porannego szoku termicznego, musiała opatulić się mięciutką tkaniną w różowe gwiazdki. Nie było to może pociągające wdzianko, lecz w sypialni Niny już od kilku lat nie gościł żaden mężczyzna. Jako samotna matka mogła ubierać się nawet w dziesięć warstw pluszu i puchu, bo nikomu nie zrobiłoby to większej różnicy.