Sabina kolejny raz ugryzła się w język, choć miała ochotę rzucić jakiś niemiły komentarz. Nie chciała jednak demotywować córki już na starcie.
– To może wioślarz? – zaproponowała wspaniałomyślnie. – Na nim się raczej nie zmęczysz.
Nina otarła pot z czoła i pokiwała głową, marząc tylko o tym, by w końcu gdzieś usiąść. Już kręcąc nogami na rowerze, podglądała kobietę ćwiczącą na proponowanym przez matkę urządzeniu. Nie wyglądało to groźnie.
Z nadzieją ruszyła więc ku stojącej pod ścianą machinie. Usiadła na czarnym siodełku i wzięła kilka głębokich wdechów, by uspokoić szalejące serce i oddech. Dopiero po paru minutach pochyliła się ku czarnej rączce. Zacisnęła na niej palce i pociągnęła do siebie w taki sposób, jaki widziała wcześniej u obserwowanej kobiety.
Niestety, coś poszło nie tak, bo nim zdążyła się obejrzeć, z impetem poleciała do tyłu. Wylądowała na pupie i uderzyła głową w znajdującą się za jej plecami ścianę.
– Matko kochana, Nina! – Usłyszała jeszcze tylko wystraszony głos Sabiny, a potem zatoczyła się do tyłu, bo zrobiło jej się ciemno przed oczami, i zemdlała.
– Wszystko w porządku? – Kiedy przebudziła się po kilku chwilach, zobaczyła nad sobą zaniepokojonego chłopaka w firmowej koszulce z logo siłowni.
Nieprzytomnie pokiwała głową, a potem spróbowała usiąść.
– Powoli. Pomogę pani. – Chłopak delikatnie wziął ją pod rękę.
Nina jęknęła, czując ból promieniujący z tyłu głowy.
– Spokojnie, zaraz się tym zajmiemy. – Chłopak natychmiast zareagował na jej grymas i ukląkł z tyłu, delikatnie odgarniając jej włosy.
Nina westchnęła. Cóż. Siłownia chyba nie była dla niej. Nie dość, że nie schudła ani grama, to jeszcze rozcięła sobie głowę i zrobiła z siebie pośmiewisko. Po prostu świetnie, mogła być z siebie dumna.
– Jutro będzie lepiej – usiłowała pocieszyć ją matka, gdy szły na parking, ale Nina wiedziała swoje.
– Chyba jednak będę ćwiczyła w domu, włączając sobie na YouTubie Mel B.
– A karnet?
– Możesz jeszcze nie jest za późno i zwrócą ci pieniądze.
– Może… – zamyśliła się Sabina. – Ale nie to mnie martwi.
– Nie?
– W tej sytuacji będziemy musiały chyba zapisać cię na odsysanie tłuszczu.
– Słucham?
– Zrobiłabym to od razu, ale nie sądziłam, że jesteś aż tak nieporadna. Chodzę na tę siłownię już dobrych kilkanaście lat, a jeszcze nie widziałam, żeby ktokolwiek spadł z jakiegoś urządzenia. No dobrze, może z bieżni przy zbyt szybkim tempie, ale to co innego. Nie obraź się Ninka, ale sierota z ciebie. Za co ty miałaś w szkole te piątki z WF-u, to ja nie wiem.
– Dzięki. – Nina spojrzała na matkę wymownie.
– Poszukam ci jakiegoś dobrego lekarza od liposukcji.
– Nie trzeba. Widać pisane jest mi życie z dodatkowymi kilogramami.
– Akurat.
Nina wydobyła z torebki kluczyki i z nadzieją otworzyła drzwi samochodu. Miała już stanowczo dość tego miejsca i towarzystwa matki.
– Powinnam wracać, żeby obudzić Ignasia i Kalinkę – rzuciła, ciesząc się w duchu, że nie musi wymyślać żadnej wymówki.
– Ja sobie jeszcze poćwiczę.
– To do zobaczenia. – Nina cmoknęła matkę w policzek.
– Zadzwonię do ciebie później, żeby dać znać, co z tym lekarzem. Może Stefan poleci mi jakąś klinikę? W końcu ma wielu znajomych w tym środowisku.
– Jasne – rzuciła Nina od niechcenia i wsiadła do auta.
Niech Sabina umawia sobie tego lekarza, jeżeli chce, ona i tak do niego nie pójdzie. Nie pozwoli nikomu wbijać sobie jakiegoś ustrojstwa w brzuch i już. „Po moim trupie!” – postanowiła w duchu.
Była jednak tak zmęczona wydarzeniami tego poranka, że nie miała ochoty sprzeczać się z matką.
Żeby o tym nie myśleć, włączyła radio i wróciła do domu. Dzieci na szczęście wstały z łóżek tak nieprzytomne, że nie zauważyły plastra z tyłu głowy matki i grzecznie dały się zawieźć do szkoły.
ROZDZIAŁ 17
Marta kończyła właśnie jeść śniadanie w pokoju socjalnym, kiedy weszła do niego Nina.
– No, no. – Spojrzała na wiszący na ścianie zegar. – Dziś jesteś na czas. To jakieś święto?
– Bardzo śmieszne. – Nina zaczęła rozpinać płaszcz. – Nie zawsze się spóźniam.
– No niby tak, ale sama musisz przyznać, że ostatnio zdarza ci się to dość często.
– A ty co, nie zdążyłaś zjeść w domu? – Wskazała na trzymaną przez przyjaciółkę kanapkę.
– Miałam dziś rano małą awarię. Sąsiadka nie zakręciła wieczorem kurka w łazience i zalało nam sufit. Jestem na nogach od czwartej.
– To podobnie jak ja.
– Przecież nad tobą nikt nie mieszka.
– Nie mówię, że ktoś mnie zalał, ale że ja też dzisiaj wstałam o czwartej.
– Coś się stało? – Marta z niepokojem spojrzała na przyjaciółkę. Wiedziała nie od dziś, że Nina jest śpiochem.
– Byłam na siłowni – rzuciła Nina.
– Gdzie?
– Na siłowni.
– Nie wierzę. – Marta zrobiła wielkie oczy.
– To uwierz.
– Ale z własnej nieprzymuszonej woli? O czwartej rano?
– Właściwie to o piątej. – Nina schowała płaszcz do szafki i wyjęła z niej roboczy fartuszek. – A zmusiła mnie do tego matka.
– No, tak właśnie myślałam, że to nie był twój pomysł. – Salowa skończyła jeść kanapkę i zwinęła pozostały po niej woreczek foliowy w kulkę. – Jak było?
– Jeśli nie liczyć tego, że rozcięłam sobie głowę, zrobiłam z siebie pośmiewisko i pewnie jutro rano będę miała takie zakwasy, że trudno mi będzie wstać z łóżka, to można powiedzieć, że super. Wręcz fantastycznie.
Marta nie mogła się nie zaśmiać.
– Mam pytać o szczegóły, czy wolisz zachować to dla siebie?
– Spadłam z wioślarza i rąbnęłam głową o ścianę tak, że straciłam przytomność.
– No, no. To naprawdę było wielkie wejście.
– Myślałam, że spalę się ze wstydu.
– Początki zawsze są trudne.
– Początki? Oszalałaś. Już nigdy więcej tam nie pójdę. Nie jestem masochistką.
– Co ci właściwie strzeliło do głowy, że się tam wybrałaś? – spytała Marta.
– Mówiłam, matka mnie zmusiła. Wymyśliła sobie, że musi zeswatać mnie przed trzydziestką, bo to podobno granica, kiedy kończy się bycie singielką, a zaczyna staropanieństwo, czy coś takiego. – Nina wzięła do ręki czajnik elektryczny i zaczęła napełniać go wodą. Przez przejścia na siłowni nie zdążyła rano wypić kawy.
– Ciekawa teoria.
– Zwłaszcza w interpretacji mojej mamusi.
– Co jeszcze wymyśliła poza siłownią? – Marta zaczęła pałaszować stojący przed nią jogurt.
– Wizytę u fryzjera i zakupy.
– To chyba dobrze? Sama mówiłaś ostatnio, że powinnaś podciąć końcówki.
– Matka ma raczej inną wizję mojej fryzury. Zamówiła mi dopinki.
– Co? – Marta omal nie opluła się jogurtem.
– No dopinki. Doczepiane włosy.
– Wiem, co to jest – odparła. – Po prostu nie wyobrażam sobie ciebie w długich włosach.
– Ja też, ale podobno faceci na to lecą.
– Sądziłam, że nie masz problemu z byciem samotną matką.
– Bo nie mam, ale moja szalona mamuśka nie przyjmuje tego do wiadomości. Już zaczęła mi nawet szukać adoratorów. Zgadnij gdzie.
– No gdzie?
– Na lovestory.pl.
– Brzmi jak nazwa taniego burdelu.
– To portal randkowy, na którym od kilku dni można znaleźć moje roznegliżowane zdjęcie.
– Masz roznegliżowane fotki?
Nina spiorunowała przyjaciółkę wzrokiem.
– Matka wrzuciła na mój profil jakieś zdjęcie z wypadu nad jezioro.
– W tym za małym kostiumie, który potem oddałaś Patrycji?
– Czytasz mi w myślach.
Marta wywróciła oczami.
– Niezły cyrk – stwierdziła.
– Co ty nie powiesz.
– No ale chyba nie masz zamiaru brać udziału w tej farsie?