– Tylko z masłem? Dlaczego?
– Bo w lodówce nie ma nic poza serem, a resztkę masła czekoladowego zjedliśmy na śniadanie. Czy taka odpowiedź jest dla ciebie satysfakcjonująca?
Kalinka pokiwała głową.
– To daj mi chociaż trzy złote, kupię sobie w szkole jakąś bułkę – zaproponowała.
– To ja też chcę! – dołączył do siostry Ignaś.
Nina sięgnęła po portfel i wręczyła im drobne. Nie zdążyła jednak nawet schować go do torebki, bo rozdzwonił się jej telefon.
– Halo? – odebrała, jednocześnie poprawiając Ignacemu kaptur kurtki, który jak zawsze wywinął mu się na drugą stronę. Dzwoniła jej matka.
– A wy jeszcze nie w drodze do szkoły? – zapytała Sabina nieświadoma frustracji córki.
– Dzwonisz tylko po to, żeby zapytać, czy tym razem nie zaspałam?
– Oczywiście, że nie, przecież jesteś dorosła. Po prostu wracam z siłowni i pomyślałam, że…
– Zaspałam, mamo, jestem spóźniona – jęknęła z rozpaczą Nina. – Zadzwonię później.
– Ale ja w innej sprawie! – Sabina nie pozwoliła córce się rozłączyć.
Nina westchnęła, zerkając na wiszący w kuchni zegarek.
– Tak?
– Chciałabym was odwiedzić. Na którą zmianę dzisiaj pracujesz?
– Na pierwszą.
– No i świetnie, w takim razie będę po siedemnastej.
– Ale mamo..
– To ważne. Rozmawiałam na siłowni z Krysią, obie uważamy, że w twoim życiu czas na zmiany.
– Jakie zmiany?
– Wyjaśnię ci później.
– Tylko, że widzisz…
– Nie musisz robić żadnego obiadu ani ciasta. Jestem na diecie, wystarczy, że będziesz w domu. Do zobaczenia o siedemnastej – zakończyła radośnie Sabina, po czym się rozłączyła.
Oszołomiona rozmową z matką Nina przeniosła wzrok na wpatrujące się w nią dzieci.
– Plecaki na plecy i wychodzimy – zakomenderowała.
– Ale mamo… – odezwała się jeszcze Kalinka.
– Żadnych ale. Zaraz się spóźnimy. Czy to nie ty marudziłaś, że masz na pierwszej lekcji klasówkę?
– Ale…
– Dość! – Nina narzuciła na siebie kurtkę i otworzyła drzwi. – Wychodzimy.
– Ale mamo! – Kalinka nie dawała za wygraną. – Chcesz nas zawieźć do szkoły, a potem iść do pracy w szlafroku?
Nina zastygła w bezruchu. Spojrzała w dół na swoją różową, ciepłą piżamę oraz puszysty szlafroczek. Głęboko odetchnęła.
– Do samochodu. – Wepchnęła Kalince do ręki kluczyki, a sama poszła się przebrać, choć tak naprawdę wcale nie musiała tego robić. Od kilku lat była salową w szpitalu psychiatrycznym, w tej branży jej strój nie zwróciłby pewnie niczyjej uwagi.
ROZDZIAŁ 3
Jacek wyszedł z łazienki ogolony i wyperfumowany, podczas gdy jego mama, Anita, kończyła właśnie ustawiać na stole w kuchni półmiski. Mężczyzna z wilgotnymi, brązowymi włosami i gładką twarzą wyglądał niemal jak model. Miał na sobie ulubione dżinsy, czarną koszulkę i ciepłe kapcie. Był w wyjątkowo dobrym humorze, ponieważ udało mu się nie zaciąć i nie będzie musiał jechać do pracy z przyklejonym do twarzy plastrem, co zawsze spotykało się z pełnym politowania, a czasami nawet współczucia wzrokiem pielęgniarek, którego Jacek nie lubił. Wiszący na ścianie zegarek wskazywał siódmą piętnaście, więc mamusia, zresztą jak zawsze, przygotowała śniadanie na czas.
– Jesteś w końcu! – Anita ożywiła się na widok syna i wyciągnęła ku niemu ręce.
Odkąd kilka lat temu owdowiała, bo jej mąż postanowił odegrać się na niej za wszystkie krzywdy małżeńskie i umarł na zawał, Jacuś stał się jej oczkiem w głowie i jedyną miłością. No może poza namiętnym czytywaniem Daniele Steel, oglądaniem programów kulinarnych i rozwiązywaniem krzyżówek, ale przecież musiała czymś się zajmować w jego godzinach pracy.
Anita kochała Jacusia tak mocno, że poświęciła dla niego chyba wszystko, co mogła poświęcić, i teraz bardziej żyła jego życiem niż swoim. Z zaangażowaniem przygotowywała zdrowe śniadanka oraz kolacje, gotowała wymyślne obiadki, prała, sprzątała i prasowała. Ograniczyła wyjścia z przyjaciółkami, żeby zawsze być w pogotowiu, gdyby potrzebował jej rady, pomocy albo wsparcia. Tak naprawdę to dla niego przeszła na wcześniejszą emeryturę, żeby niepotrzebnie nie zajmować się pracą i móc wspierać w każdej chwili ukochanego jedynaka.
I jeżeli Anita kiedykolwiek by się nad tym zastanowiła, to pewnie szybko doszłaby do wniosku, że nigdy nie opiekowała się z takim oddaniem nikim, nawet własnym mężem. (Może więc nic dziwnego, że postanowił tak wcześnie odejść z tego świata?) Uważała jednak, że jej troska po prostu się Jacusiowi należy, tym bardziej, że wyrósł na przedstawiciela lokalnej elity i został znakomitym psychiatrą. Ukończył studia z wyróżnieniem, a potem specjalizował się pod okiem najbardziej znanego w kraju lekarza, nad podziw lotnego znawcy w dziedzinie schizofrenii i chorób schizoafektywnych, Karola Napiórka, o czym Anita uwielbiała przypominać wszystkim swoim koleżankom.
– Cześć mamo. – Jacek podszedł do rodzicielki i jak każdego ranka pocałował ją w policzek. Skóra Anity była tłusta od jakiegoś smarowidła do twarzy, więc musiał wytrzeć potem usta ręką.
– Jak spałeś, kochanie?
– Dobrze. – Jacek usiadł przy stole, na którym czekała już na niego pożywna owsianka.
– Słyszałam, że położyłeś się wczoraj później niż zwykle.
– Tak? Nie zauważyłem.
– A ja owszem. Trzy minuty po północy szedłeś do łazienki.
– Nie spałaś jeszcze?
– Musiałam doczytać książkę, ale mną się kochanie nie przejmuj. Zwłaszcza, że rozmawiamy o tobie.
Jacek posłał rodzicielce krótkie spojrzenie i zabrał się do jedzenia owsianki.
– Sześć godzin i czterdzieści pięć minut snu to stanowczo za mało dla tak młodego człowieka, kochanie. Przecież na co dzień pracujesz umysłowo. Czy to nie ty opowiadałeś mi ostatnio, że neurony potrzebują ogromnych ilości energii?
– Sześć godzin i czterdzieści pięć minut snu? – Jacek zerknął na matkę.
– No tak, przecież wstałeś o siódmej. Sześć po dwudziestej czwartej wyszedłeś z łazienki i wróciłeś do pokoju, doliczyłam do tego jeszcze dziewięć minut na ułożenie się do snu i zaśnięcie, co daje nam stanowczo za mało wypoczynku jak na potrzeby najmłodszego w mieście psychiatry. Chyba nie muszę ci mówić, kochanie, że zmęczony na nic nie przydasz się pacjentom?
Jacek wrócił do jedzenia owsianki.
– Nie chcę cię martwić, ale z wiekiem nasz mózg potrzebuje coraz mniej snu.
– Może i tak, ale kochanie, ty przecież jesteś jeszcze taki młody. – Anita uśmiechnęła się czule do swojego jedynego potomka. – Jakby czas stał w miejscu, wiesz? Czasami nie mogę uwierzyć, że masz ponad trzydzieści lat. Dla mnie nadal jesteś dzidziuśkiem.
– To chyba dobrze – mruknął z pełnymi ustami i popił owsiankę sokiem pomarańczowym, który matka wyciskała każdego ranka z ekologicznych owoców w trosce o odporność jedynaka.
– Ależ oczywiście, kochanie, oczywiście. Smakuje ci?
– Jest pyszna, zresztą jak zawsze. – Wskazał na owsiankę, której jeszcze nie tak dawno unikał niczym diabeł święconej wody. Mamusia jednak tak uparcie przyrządzała mu to jakże pożywne śniadanko, że w końcu dał za wygraną, przestał marudzić i nawet to paskudztwo polubił.
– Dosypałam dziś trochę jagód goji – oznajmiła Anita. – Spotkałam ostatnio w supermarkecie koleżankę i powiedziała mi, że mają zbawienny wpływ na zdrowie. Wiedziałeś, że są nazywane czerwonymi diamentami Wschodu? Nie dość, że poprawiają odporność, a ty musisz Jacusiu o siebie dbać, w końcu lekarzowi nie wypada chorować, to regulują pracę serca, ciśnienie krwi i poziom cholesterolu. Powinieneś szczególnie uważać na choroby układu krążenia, kochanie, bo obawiam się, że wisi nad tobą widmo obciążenia genetycznego. Ale nie martw się, mamusia będzie czuwać, żebyś nie zaśmiecał niepotrzebnymi bzdetami swojej mądrej główki.
Jacek posłał Anicie uśmiech.
– Ach, byłabym zapomniała. – Zerwała się z miejsca i pobiegła do swojej sypialni, z której wróciła z szarym sweterkiem w serek. – Wyprasowałam, żebyś nie tracił czasu na takie błahostki.