W dodatku znosił humory matki i nieba by jej przychylił. Przymykał oczy na jej szaleństwa, a kiedy na niego naskakiwała, zamiast się kłócić, po prostu milczał i czekał, aż jej przejdzie. W oczach Niny ten człowiek był niemal święty. Czasami naprawdę współczuła mu, że poślubił jej matkę.
– Na pewno? – Stefan popatrzył na nią niepewnie.
– Chciałabym wiedzieć, co z Jackiem. Poza tym ktoś musi go później odwieźć do domu.
– Rozumiem.
– Nie martw się, dam sobie radę. Dzwoniłam już do Elizy. Zajmie się dziećmi.
– Pamiętaj, że zawsze możesz na mnie liczyć – zapewnił.
– Wiem o tym.
– A co z tą drugą pacjentką?
– Udało mi się tylko dowiedzieć, że lekarze zamierzają zostawić ją na obserwacji. Nie jestem z rodziny, więc nie udzielili mi więcej informacji.
– Wszystko będzie dobrze, zobaczysz – pocieszył ją.
– Mam nadzieję.
– Szkoda tylko, że ten wieczór tak się dla ciebie skończył. Sabina wspominała mi o randce.
– Co nas nie zabije, to na pewno wzmocni – wysiliła się na minimum entuzjazmu, po czym obiecała jeszcze Stefanowi, że zadzwoni, jeśli tylko dowie się czegoś o stanie zdrowia Jacka.
Mężczyzna pogłaskał ją po włosach niczym własną córkę i zabrał w końcu do domu Sabinę, która po lekach stała się nad podziw cicha i lekko otępiała.
Nina została na korytarzu sama, nie licząc przechodzących co jakiś czas pielęgniarek. Siedziała ze spuszczoną głową, przyglądając się zielononiebieskiemu linoleum leżącemu na podłodze. Było dokładnie takie samo jak to w szpitalu psychiatrycznym, które myła niemal codziennie.
Pomimo że w rozmowie ze Stefanem siliła się na entuzjazm, było jej trochę przykro. Chociaż jej emocje nie były tak burzliwe jak w przypadku matki, czuła się zawiedziona. Ten wieczór nie miał się tak skończyć. Zamierzali z Jackiem w spokoju zjeść deser, a potem udać się na krótki spacer po parku, by jeszcze bardziej nacieszyć się swoją obecnością. Mogli patrzeć sobie w oczy skąpani w blasku księżyca, może ośmieliliby się na czułe słówka. Nina chciała przeżyć coś takiego pierwszy raz. Miało być spokojnie i romantycznie. Czuła, że w końcu znalazła się we właściwym czasie, z właściwą osobą i we właściwym miejscu.
Wyszło jednak jak zawsze. O ironio.
Królewicz trafił na pogotowie (chociaż to i tak lepsze, niżby miał okazać się żabą, bo Nina brzydziła się żab), a wieczór zdominowały dwie zawzięte matki. Życie nie miało nic wspólnego z baśniowymi wizjami. Niestety. Ale może właśnie dlatego jest takie piękne? Ideały są przereklamowane i nudne. A przynajmniej tak Nina próbowała się pocieszać, żeby nie utonąć w łzach z żalu nad tym, co właśnie przeszło jej koło nosa. Bo czy po czymś takim Jacek da jej jeszcze jedną szansę? Wątpliwe. Współczesnym mężczyznom daleko było do męczenników. A ona nieustannie sprowadzała na niego kłopoty.
Kiedy to sobie uświadomiła, głośno westchnęła. No nic. Odwiezie go do domu i tyle. Widocznie tak miało być. Żałowała tylko kwiatów, których ze stresu nie wzięła z restauracji. Biorąc pod uwagę statystyki, pewnie przez najbliższe kilkanaście lat nie dostanie tak pięknego bukietu. W dodatku od takiego mężczyzny jak Jacek.
Na myśl o tym w jej oczach zebrały się łzy, ale szybko je otarła. Zza drzwi, w które wcześniej wpatrywała się z wyczekiwaniem, wyszła ubrana w biały fartuch lekarka.
Na jej widok Nina zerwała się z krzesła.
– Co z nim?
Kobieta posłała jej uspokajający uśmiech.
– Proszę się nie denerwować, wszystko jest w porządku. Mąż miał atak paniki, stąd ta utrata przytomności. Przy jego chorobie to się zdarza.
– Ale… – Nina chciała sprostować, że nie jest niczyją żoną, lecz lekarka nie dała jej tego powiedzieć.
– Zaaplikowaliśmy stosowne leki i wszystko powinno wrócić do normy. – Dotknęła jej ręki. – Pan Jacek zaraz do pani przyjdzie. Proszę tylko mieć dziś na niego oko, dobrze? Nie powinien się przemęczać ani denerwować. Gdyby coś się działo, proszę dzwonić, natychmiast wyślemy do państwa karetkę. Mam jednak nadzieję, że to nie będzie potrzebne. Mąż wspomniał, że od kilku lat skutecznie radzi sobie z chorobą.
– Więc nie zostawi go pani na obserwacji? – zdziwiła się Nina.
– Nie ma takiej potrzeby.
– Ale przecież mówiła pani, że…
– Wszystko będzie dobrze – znów weszła jej w słowo lekarka. – A teraz przepraszam, muszę iść do kolejnego pacjenta. Życzę miłego wieczoru. I jak najmniej stresów, proszę uważać na męża – zakończyła rozmowę, żegnając się serdecznym, choć wystudiowanym uśmiechem, po czym zniknęła za białymi drzwiami.
Nina bezradnie opuściła ramiona. No pięknie.
Chwilę później na korytarzu pojawił się Jacek. Natychmiast zlustrowała go wzrokiem. Miał rozpiętą koszulę i był niezwykle blady. Szedł powoli, jakby niepewnie. Po końskiej dawce leków, jaką zaaplikowała mu właśnie pielęgniarka, czuł się nieco skołowany i otumaniony. Nie wyglądał najlepiej. A już na pewno nie jak ten czarujący mężczyzna, który nie tak dawno siedział z Niną w Kawiorze. Wbrew pozorom ta myśl wydała jej się pokrzepiająca.
– Jak się trzymasz? – zapytała, patrząc mu w oczy.
Jacek lekko się uśmiechnął.
– Jak widzisz, złego licho nie bierze.
– Może chcesz usiąść, co? Albo na przykład potrzebujesz wody. Mogę przynieść.
– Nie trzeba – podziękował Jacek. – Ale może rzeczywiście usiądźmy. Od tego upadku na podłogę trochę boli mnie głowa.
– Jasne – zgodziła się Nina i już po chwili z powrotem siedziała na rozkładanym krześle. A obok niej Jacek.
Przez chwilę oboje milczeli.
– Przepraszam – powiedział w końcu, przekrzywiając głowę w jej stronę. – To nie tak miało wyglądać.
Nina odgarnęła za ucho swoje roztrzepane włosy.
– Daj spokój – mruknęła, nie bardzo wiedząc, co innego mogłaby odpowiedzieć. – Przecież to nie twoja wina.
– Owszem, moja. I mojej matki. Mogłem się domyślić, że wywinie jakiś numer. Od początku była przeciwna temu wyjściu. A dziś wieczorem zachowywała się podejrzanie normalnie.
– Dlaczego nie chciała, abyś poszedł na kolację ze mną? – zapytała zaskoczona Nina.
– Choć pewnie postawi mnie to w złym świetle, musisz wiedzieć, że matka bywa cholernie zazdrosna. Dla niej nadal jestem małym chłopcem. Myśl, że mógłbym odejść do innej kobiety, napawa ją przerażeniem. Wspominałem ci o tym podczas naszej pierwszej rozmowy, a dziś sama widziałaś tego najlepszy przykład.
– Nie wiedziałam, że aż tak przejmuje się tą sprawą.
– Ja też nie. W życiu bym nie pomyślał, że pojedzie za nami do restauracji. I jeszcze wywinie taki cyrk.
– Jak ona się czuje? – Nina przejechała dłońmi po sukience.
– Podobno już całkiem nieźle, ale lekarze chcą ją zostawić na obserwacji.
– Powinieneś do niej zajrzeć. – Spojrzała na Jacka.
Ten niepewnie wyciągnął dłoń w jej stronę.
– Za chwilę. – Pogładził palcami jej rękę. – Chcę jeszcze trochę tu z tobą posiedzieć. Oczywiście, jeżeli po tym, co ci powiedziałem, nie zamierzasz uciec gdzie pieprz rośnie. Przede mną albo przed moją matką.
– Oczywiście, że nie – zapewniła.
– To dobrze. – Jacek posłał jej uśmiech. – Więc to nie była najgorsza randka w historii?
Nina pokręciła głową, kątem oka zerkając na wielką dziurę w rajstopach, która, nie wiedzieć czemu, nagle ją rozbawiła.
– Nie była – przyznała.
– Jeszcze raz bardzo cię przepraszam za to zamieszanie. Inaczej wyobrażałem sobie ten wieczór. A przynajmniej od pewnego momentu.
– Tak, ja też.
– Ale do deseru nie było tak źle, prawda?
Nina lekko się uśmiechnęła.
– Wręcz przeciwnie, całkiem przyjemnie.
– Też tak sądzę.
– Więc chyba powinniśmy to powtórzyć, prawda? – Jacek popatrzył na nią znacząco. Dzięki lekom uspokajającym, które krążyły teraz w jego organizmie, nie czuł się już wcale spięty ani zestresowany.
– Bardzo chętnie. – Nina miała ochotę oprzeć się o jego ramię. Mimo dramatycznych wydarzeń dzisiejszego wieczoru, było w tym ich siedzeniu na szpitalnym korytarzu coś wyjątkowego. – Ale jeżeli myślisz, że za chwilę się ode mnie uwolnisz, to jesteś w błędzie. Obiecałam lekarce, że odwiozę cię do domu i dopilnuję, żeby nic nie wyprowadziło cię już dziś z równowagi – powiedziała jednak, zamiast się przytulić.