Выбрать главу

– Nie trzeba – zdołał tylko wydusić Jacek.

– I kup kwiaty! O tej porze nie będzie pewnie żadnych konwalii ani stokrotek, więc zdecyduj się na jakieś inne. Mogą być róże. Tylko Boże broń żółte. Symbolizują zdradę.

– Postaram się o tym pamiętać.

– Najlepiej zadzwoń do mnie, jak będziesz w kwiaciarni, doradzę ci – podsunęła.

Jacek był tak oszołomiony zachowaniem matki, że z tego wszystkiego aż jej przytaknął.

– Ach! – Anita złapała go za rękę. – I koniecznie kup czekoladki.

– Kwiaty i czekoladki? Czy to nie brzmi tanio? – odważył się zauważyć.

– Przecież ja nie każę ci dawać tych słodyczy tej kobiecie, ale jej dzieciom.

– Dzieciom? – Jacek poczuł, jak z jego twarzy odpływa krew. – Ale skąd ty wiesz, że Nina ma…

– Taka rola matki: wiedzieć – nie dała mu dokończyć zdania. – Kup tym dzieciom jakieś łakocie i już. Mogą być nawet żelki. Są dobre na stawy.

– Mamo…

– Musisz je do siebie przekonać, rozumiesz? Musisz. A nic nie działa lepiej niż dobre pierwsze wrażenie.

– Oczywiście.

– Może byś to gdzieś zanotował, zamiast tylko na mnie patrzeć? – Anita ewidentnie była podekscytowana. – Wiem, że musisz mieć dobrą pamięć, w końcu jesteś lekarzem, ale twoja płeć wiąże się z hm… pewnymi ograniczeniami, oczywiście bez urazy. Wy, mężczyźni, nie przywiązujecie wagi do takich spraw, a wbrew pozorom właśnie drobiazgi są naprawdę ważne.

Jacek posłusznie wyciągnął z kieszeni telefon i, nie chcąc drażnić matki, otworzył notatnik. Nie wiedział, dlaczego zaszła w niej tak drastyczna metamorfoza, ale nie chciał jej denerwować. Pod wpływem negatywnych emocji jeszcze wróci do swoich poprzednich poglądów. Z dwojga złego wolał, gdy udzielała mu rad, niż kiedy ganiła go i zalewała się łzami. Nawet jeżeli nie miał zamiaru z tych wszystkich rad korzystać.

– Ach, Jacusiu! – wykrzyknęła, przerywając jego rozważania. – I koniecznie na początku ucałuj całą tę Ninę w rękę. Kobiety lubią szarmanckich mężczyzn.

– Tak? – zapytał, raczej automatycznie niż z zainteresowaniem.

– Oczywiście. – Anita skrzyżowała ręce na piersi. – A myślisz, że dlaczego związałam się z twoim ojcem? Miał w sobie tak wiele taktu i elegancji, że zakochałam się w nim już od pierwszego wejrzenia. Do tej pory pamiętam jego piękny cylinder… O! – Nagle uniosła w triumfalnym geście palec. – Musisz założyć kapelusz! Teraz cylindry już nie są modne, ale gdybyś tak ukłonił się tej swojej wybrance, zdejmując z głowy jakieś nakrycie, na pewno od razu zapałałaby do ciebie sympatią. – Rozmarzyła się, a na jej usta wypłynął błogi uśmiech.

Jacek głęboko odetchnął i jeszcze bardziej pochylił się nad ściskaną w dłoni komórką. Zamiast jednak zanotować kolejną błyskotliwą radę matki, napisał SMS-a do Niny: „Nie mogę się już doczekać naszego spotkania” – wystukał i kliknął „wyślij”.

Odpowiedź przyszła niemal natychmiast: „Ja też. Do zobaczenia” – odpisała Nina, a on, czytając te słowa, aż się uśmiechnął.

Wpatrująca się uporczywie w twarz syna Anita wzięła to za dobry znak i zarzuciła go jeszcze kilkoma radami, z której każda była mniej życiowa od poprzedniej.

– I koniecznie zadzwoń do mnie wieczorem, żeby poinformować, jak poszło! – zarządziła, kiedy Jacek oświadczył, że powinien już iść, by nie spóźnić się na randkę. – Jeżeli już angażujesz się w związek z kobietą, to tego nie schrzań, rozumiesz? – powiedziała, całkiem jak nie ona.

– Zadzwonię. – Jacek uśmiechnął się do matki, po czym w końcu opuścił szpital.

A kiedy już wyszedł na zewnątrz, oparł się o chłodną ścianę budynku i zapatrzył w zasnute chmurami niebo. Nie wiedział, co stało się matce, ale trochę go to zaniepokoiło. Może powinien poprosić o konsultację jakiegoś psychiatrę? Tak drastyczne zmiany w postrzeganiu rzeczywistości mogą być symptomem jakiejś poważnej choroby, pomyślał, zamiast się cieszyć.

ROZDZIAŁ 40

Nina wróciła do domu w nie najlepszym humorze. Nie poprawiła go jej nawet myśl o zbliżającej się randce. Po pierwsze, dostała dziś rano telefon od zdenerwowanej wychowawczyni. Nina została oskarżona o próbę otrucia nauczycielki przywiezionymi wczoraj do szkoły babeczkami. Podobno na wywiadówce wyraźnie mówiła rodzicom, że jest uczulona na czekoladę i wszyscy wzięli to sobie głęboko do serca. Oczywiście oprócz Niny. Ale skąd ona mogła o tym wiedzieć?

Poranny telefon stał się przyczyną kolejnej frustracji wywołanej przez to, że dziś także nie mogła dodzwonić się do Igora, który chyba celowo wyłączał telefon, byleby tylko z nią nie rozmawiać. Nina wpadła nawet w pracy na pomysł, aby zadzwonić do niego od Marty i tak też zrobiła, ale kiedy tylko Igor usłyszał w słuchawce jej głos, rozłączył się szybciej niż natychmiast.

– Ja go chyba uduszę. Gołymi rękami! – Nina oddała telefon stojącej z boku Marcie i ze złością złapała wiadro z wodą oraz płynem do mycia podłóg, po czym wyszła z nim na korytarz.

Pech chciał, że otwierając drzwi, uderzyła nimi pana Wiesława, który co prawda dał jej już spokój, widocznie leki działały, ale łaził za nią później niemal cały dzień. Potraktował bowiem to przypadkowe uderzenie za jakiś znak z niebios czy coś w tym rodzaju (Nina wolała nie wnikać) i przez całe przedpołudnie opowiadał jej o tym, jak bardzo czuje się samotny. I że żadna kobieta go nie chce.

Na domiar złego w okolicach południa jakaś nowa pacjentka z impetem wlazła w stojące obok Niny wiadro, zapewniając jej tym samym dodatkową robotę. Kolejne kilkadziesiąt minut spędziła więc, klęcząc na podłodze, co sprawiło, że przemoczyła sobie spodnie. Mogłaby oczywiście kucać, ale wcześniej przenosiły z Martą ciężkie pudła z detergentami, które ich przełożona przywiozła z hurtowni, od czego bolały ją plecy.

– Nie martw się, teraz czeka cię już tylko ta przyjemniejsza część dnia – próbowała pocieszyć ją pod koniec zmiany Marta, jednak już kilkadziesiąt minut później Nina przekonała się, że nie było w tym stwierdzeniu ani krzty prawdy.

Kiedy bowiem chciała zapłacić za zakupy w hipermarkecie, okazało się, że sklep nie przyjmuje dziś płatności kartą i musiała jechać kilka przecznic dalej, by wypłacić z bankomatu gotówkę. Zanim wróciła, ktoś z pracowników sklepu rozłożył już na półki wszystkie zostawione przez nią w koszyku produkty, przez co musiała zrobić zakupy jeszcze raz. Wróciła do domu niemal czerwona ze złości, a tam powitały ją nie tylko głodne dzieci, ale także zalana łazienka. Okazało się, że Ignacy zapomniał o tym, iż umywalka jest chwilowo nieczynna i umył w niej ręce. Eliza co prawda zaczęła już zbierać wodę do wiadra, jednak Nina nie chciała nadużywać dobroci siostry i wolała ją w tym wyręczyć. Zresztą Eliza i jej pudroworóżowa sukienka nijak nie pasowały do wizerunku matki Polki sprzątaczki.

Zamiast więc przygotowywać się do randki, drugi raz tego dnia klęczała na ziemi, zbierając wodę, i przeklinała pod nosem cały ten parszywy świat. Eliza tymczasem zebrała się do wyjścia. Uzgodniły, że tym razem Nina zrobi makijaż sama. Eliza była umówiona na wieczór z Pawłem i nie chciała tego przekładać. Ostatnio nie spędzali razem zbyt wiele czasu. Poza tym Sabina była tak chętna, by opiekować się dziećmi, kiedy w grę wchodziła randka jej córki, że Nina nawet nie musiała jej prosić o wyręczenie Elizy. Co prawda nie była to opieka najwyższej jakości, ale jak się nie ma, co się lubi, to się lubi, co się ma. I nie wypada wybrzydzać.

– To ja lecę – oznajmiła Eliza, zaglądając do łazienki. – Miłego wieczoru. Mam nadzieję, że tym razem randka przebiegnie bez większych ekscesów.

– Oby – mruknęła Nina. – Dzięki za popołudnie.

– Nie ma sprawy. Do jutra. – Eliza ruszyła do drzwi.

– Do jutra, jedź ostrożnie! – zawołała za oddalającą się siostrą Nina, po czym wróciła do zbierania wody. Miała już przemoczone nie tylko spodnie, ale także skarpety i bluzkę. Do tego była naprawdę zła.

Dzieci chyba wyczuły to kumulujące się w matce napięcie, bo na wszelki wypadek zagrzebały się w łóżku w swoim pokoju i oglądały na tablecie jakąś bajkę. Nina wycierała więc podłogę w ciszy i spokoju. A przynajmniej było tak, dopóki w całym mieszkaniu nie rozległ się dzwonek do drzwi.