Zadawał sobie to pytanie już któryś raz, jednak podobnie jak poprzednio, nie znalazł na nie odpowiedzi. Porzucił więc te myśli tak szybko, jak je powziął i zaczął przygotowywać się do randki. Najpierw wskoczył pod prysznic, a potem skropił ulubionymi perfumami i ubrał w świeżą koszulę oraz dżinsy. Dziś nie był już tak zestresowany jak poprzednio. Matka została w szpitalu, więc wszystko wskazywało na to, iż ten wieczór będzie pozbawiony omdleń, płaczów i innych ekscesów.
Na tę myśl Jacek aż się uśmiechnął. Życie było takie przyjemne, kiedy nikt nie dawał mu ciągłych rad oraz nie rozkazywał, co powinien zrobić. Pierwszy raz odkąd zamieszkał z matką, poczuł się dorosły. Tak prawdziwie dorosły. I wolny.
Ależ to było przyjemne!
Z uśmiechem na ustach zabrał potrzebne rzeczy, czyli telefon i portfel, po czym wyszedł z domu. Po drodze zajrzał jeszcze do niewielkiej kwiaciarni czynnej do późna i wybrał nieduży bukiecik dla Niny. Co prawda zazwyczaj nie słuchał rad matki, ale wstąpił też do sklepu spożywczego i kupił słodycze dla dzieci. Już dawno nie robił nikomu takich prezentów, dlatego nie wiedział, na co się zdecydować. W końcu wrzucił do koszyka jakieś pianki, żelki, cukierki i czekoladki. Maluchy będą miały z czego wybierać.
Z takimi zapasami ponownie wsiadł do auta i ruszył na podany przez Ninę adres. Zajechał pod kamienicę pięć minut przed czasem, więc jeszcze przez moment siedział za kierownicą, wpatrując się w rozświetlone pomieszczenia. Nina wspomniała, że mieszka na poddaszu, dlatego całą uwagę skupił na mieszczących się pod sufitem oknach. Nie żeby był jakimś zboczeńcem czy podglądaczem, ale miał nadzieję, że ją zobaczy. Wpatrywał się tak przez kilka chwil, jednak bez powodzenia. Firanki ani drgnęły. Widać pisane mu było stanąć dziś z nią jedynie twarzą w twarz. Może to i lepiej?
Nie zastanawiając się dłużej, wysiadł w końcu z auta. Zabrał łakocie oraz kwiaty, po czym skierował się do klatki. Nie musiał dzwonić domofonem, bo po pierwsze go nie było, a po drugie z budynku wychodziła właśnie jakaś starsza pani. Jacek mógł więc skorzystać z tej okazji i wejść do środka.
– Dzień dobry. – Poczuł się w obowiązku z nią przywitać, jednak ta minęła go bez słowa i wyszła na zewnątrz.
No trudno. Widać nie należała do rozmownych.
Na klatce schodowej pachniało kiszoną kapustą oraz detergentami. Nie był to najprzyjemniejszy zapach, dlatego Jacek wbiegł na górę najszybciej, jak umiał. Przed zadzwonieniem do drzwi upewnił się jeszcze, że trafił pod właściwy adres, po czym wygładził kołnierzyk koszuli i zadzwonił do drzwi. W mieszaniu rozległy się jakieś krzyki i po chwili szczęknął zamek. Niestety, ku zaskoczeniu Jacka, na progu nie stanęła Nina, lecz nieznajomy mężczyzna, w dodatku w samych bokserkach i z podrapaną twarzą.
Jacek zamrugał powiekami na widok nie tyle jego umięśnionej klatki piersiowej (ta nie robiła na nim najmniejszego wrażenia, wolał damskie), co jego długich włosów zebranych na czubku głowy w niechlujny kok.
– Hydraulik? – zapytał mężczyzna.
– Nie – wydusił Jacek, chociaż był w szoku.
– A kto?
– Psychiatra – odparł skołowany.
– No to sorry, ale pomyłka. Czekamy na hydraulika – mruknął półnagi facet, po czym trzasnął drzwiami, nim Jacek zdołał cokolwiek z siebie wydusić.
Dziwne.
Jacek jeszcze raz wyciągnął z kieszeni telefon i sprawdził podany przez Ninę adres. Wszystko się zgadzało. Był na Leśnej 9 pod właściwymi drzwiami. Co prawda nie widniała na nich tabliczka z nazwiskiem Niny, lecz numer się zgadzał.
Jacek rozejrzał się dookoła w poszukiwaniu ratunku. Może powinien zadzwonić do sąsiadów? Nerwowo ponownie wygładził kołnierzyk koszuli. Czuł, że w jego barkach pojawia się złowrogie napięcie, co uświadomiło mu, że nie zabrał ze sobą tabletek uspokajających.
A niech to szlag!
Odwrócił się na pięcie w stronę mieszkania sąsiadów, jedna nim zdołał nacisnąć dzwonek, za jego plecami rozległ się zgrzyt, potem chrupnięcie i pisk. Jacek mimowolnie odwrócił się w tamtym kierunku, stając tym razem twarzą w twarz z Niną. Miała na sobie dżinsowe spodnie oraz białą koszulę, a na stopach urocze skarpetki w groszki.
– Przepraszam za to nieporozumienie – powiedziała ze skruchą, patrząc mu prosto w oczy. – To tylko mój były mąż. Wziął cię za hydraulika.
– Nie wiedziałem, że mieszkacie razem. – Jacek nie krył zdziwienia.
– Co? Nie! – Nina machnęła ręką. – Dziś jest taka wyjątkowa sytuacja, opowiem ci później. Może wejdziesz na chwilę? Prawdę mówiąc, potrzebuję jeszcze trochę czasu, żeby się przygotować.
– Och, jasne. – Jacek pokiwał głową i ruszył w kierunku otwartych drzwi. Nim jednak wszedł do środka, najpierw wręczył jej kwiaty. – Oby te nie zaginęły po drodze. – Uśmiechnął się tak czarująco, że pod Niną ugięły się nogi.
– Tak, ja też mam taką nadzieję. – Wzięła od niego bukiecik i dopiero wtedy Jacek wszedł do środka.
– Przyniosłem też drobny prezent dla dzieci. – Wskazał na trzymaną w dłoni torebkę.
– Naprawdę? – Nina nie kryła zdumienia.
– To tylko słodycze.
– Będą zachwyceni. Ignaś, Kalinka! – krzyknęła i zapukała do pokoju dziecięcego. – Chodźcie tu, proszę.
Zza zamkniętych drzwi dobiegły do uszu Jacka jakieś odgłosy i po chwili z pokoju wyszli chłopiec oraz dziewczynka. Byli już w piżamach, a ich twarze pokrywały białe kropki.
– To mój przyjaciel, Jacek – powiedziała Nina. – Przedstawcie się.
Dzieci zrobiły, o co prosiła.
– A to dla was. – Jacek wręczył im słodycze.
Oczy Ignasia i Kalinki rozbłysły, gdy zajrzeli do torby.
– Naprawdę? – spytali niemal jednocześnie.
Jacek pokiwał głową. Już wiedział, że sprawił im przyjemność.
– Jest pan lepszy niż nasz ojciec – oznajmiła Kalinka. – I to tysiąc razy!
– No! – przytaknął jej Ignaś i wyciągnął z torebki żelki. Tak się składało, że jego ulubione.
Nina posłała Jackowi spojrzenie mówiące, że to też wytłumaczy mu później i odesłała dzieci do łóżek.
– Zaprosiłabym cię do salonu, ale to chyba nie jest najlepszy pomysł – ponownie zwróciła się do Jacka, gdy dzieci zniknęły za drzwiami.
Natychmiast wyczytał z jej twarzy, że była spięta i zakłopotana.
– Mógłbyś poczekać tutaj? Wezmę tylko swoje rzeczy i zaraz do ciebie wrócę – spytała, nie patrząc mu w oczy.
– Jasne. – Jacek pokiwał głową. Stanął pod ścianą, wbijając wzrok w uginający się od nadmiaru kurtek wieszak.
Nina tymczasem przeszła z bukietem kwiatów do pokoju, w którym przy stole siedziała obrażona matka z nosem w komórce, na podłodze klęczała zamiatająca odpadki porcelany Ewelinka, a na szarej kanapie, zwrócony do ściany, siedział półnagi Igor.
Nina westchnęła. Krajobraz jak po Armagedonie, pomyślała, przechodząc do części kuchennej, by wstawić kwiaty do wody. Przed jej oczami znów pojawiła się scena, w której Sabina łapie stojący na stole kubek, po czym z furią ciska nim w Igora (na szczęście zdołał się uchylić), a potem rzuca się na niego z pazurami, omal nie wydrapując mu oczu, z wściekłością wykrzykując mało kulturalne epitety.
Nina co prawda wiedziała, że matka ma uraz do Igora, ale to, co zaszło w salonie kilka chwil temu, przerosło jej najśmielsze wyobrażenia. Sabina była tak zapalczywa, że Ninie i Ewelince z trudem udało się ją ściągnąć z Igora i uspokoić. To właśnie dlatego siedział teraz półnagi na kanapie – kubek może go nie trafił, ale herbata zmoczyła mu spodnie, a koszulę porwała Sabina. Nie zdążył jeszcze się ubrać, bo Nina, nie chcąc zostawiać matki samej, kiedy zadzwonił dzwonek do drzwi, kazała mu wpuścić do środka hydraulika, a chwilę później zmyła mu głowę za to, że rzekomo przegonił jej absztyfikanta. Jakby Igor mógł czytać jej w myślach i wiedział, kogo się spodziewa!
Przeklinał w duchu samego siebie, że też w ogóle pomyślał o tym, by schronić się u byłej żony. Może i policja nie wpadnie na pomysł, aby go tu szukać, ale skoro Sabina zamierzała zostać z nimi przez cały wieczór (w końcu nie mogła zostawić mieszkania Ninki i dzieci na pastwę tego kłamcy, krętacza i złodzieja), mógł tego zwyczajnie nie przeżyć. Może powinien na całą noc zaszyć się w łazience? Tak, to dobry pomysł. Gdyby tylko Nina nie spodziewała się hydraulika!