Выбрать главу

– Wszystko ma swoje plusy i minusy. – Nina zamieszała herbatę łyżeczką. – Czasami to wszystko bywa męczące.

– Tak jak dziś?

– Dokładnie. Nawet nie wiesz, jak się cieszę, że wybawiłeś mnie od przebywania w tym nieciekawym towarzystwie, które pewnie patrzy teraz na siebie złowrogo, siedząc w moim salonie. Już chyba tracę rachubę, ile razy wyratowałeś mnie z opresji.

– Cóż. – Jacek uśmiechnął się swobodnie. – Taka rola rycerza na białym koniu, prawda?

– Raczej w białym kitlu – rzuciła Nina i oboje głośno się zaśmiali. – Powiedz lepiej, co z twoją mamą. Jak ona się czuje?

– Lepiej. Chociaż właściwie to sam nie wiem. Trochę się o nią martwię.

– Dlaczego?

– Mówiłem ci już, że ona jest o mnie chorobliwie zazdrosna i wyjątkowo nadopiekuńcza. Już sama myśl o tym, że się z tobą spotykam, wywoływała u niej ataki paniki. A dziś rano, nie uwierzysz, wydawała się cieszyć z naszego wyjścia. Nawet udzielała mi rad.

– Naprawdę? – Nina nie kryła zdziwienia.

– Sam jestem w szoku. Nie wiem, dlaczego zaszła w niej tak nagła zmiana.

– To chyba dobrze?

– Oczywiście. Oby tylko nie okazało się, że wymyśliła jakiś podstęp.

– Podstęp? – W oczach Niny błysnęły iskierki. To było takie w stylu jej matki.

– Sam już nie wiem. Gadam głupstwa?

– Skąd, po prostu dobrze to znam. Moja mama jest mistrzynią w tego typu gierkach. Wspominałam ci o tym podczas naszej ostatniej kolacji.

– Wybacz, przez zamieszanie, które nastąpiło później, niewiele pamiętam.

– Wybaczam.

Jacek upił łyk gorącej herbaty, po czym pochylił głowę, wpatrując się w Ninę.

– Więc mówisz, że masz uroczą rodzinę? – chciał zacząć jakiś neutralny temat.

Nina skinęła głową.

– Trzy siostry, dwójka dzieci, były mąż na karku i drugie małżeństwo mojej matki.

– Brzmi…

– Jakby nie działo się w prawdziwym życiu, ale jakiejś nędznej komedii? – Nina nie dała mu skończyć.

– Chciałem raczej powiedzieć, że dobrze. Ja jestem jedynakiem, a od kilku lat, czyli odkąd pochowaliśmy ojca, mam tylko mamę.

– Wobec tego żyjemy w zupełnie różnych światach.

– I dobrze. W końcu przeciwieństwa się przyciągają.

– No tak.

– Jak ci smakuje herbata?

– Dziękuję, jest pyszna. Chyba naprawdę zacznę tu wpadać, kiedy będę potrzebowała, by mój świat nieco zwolnił.

– Możesz mi czasem dać znać. Jeśli nie masz nic przeciwko, chętnie ci potowarzyszę. – powiedział niby lekkim tonem Jacek, ale jego propozycja zabrzmiała poważnie.

– Będę to miała na uwadze – odpowiedziała Nina, patrząc mu prosto w oczy. – A ty często tu bywasz?

– Ja w ogóle raczej rzadko wychodzę do takich miejsc.

– Przez pracę?

– Nie, ona tylko wydaje się bardzo absorbująca. Raczej przez matkę. Poza tym nie mam tutaj zbyt wielu przyjaciół. Kiedy wyjechałem na studia, większość szkolnych znajomości się rozpadła. Ludzie pozakładali swoje rodziny, porodzili dzieci. Wiesz, jak to jest. Właściwie mam tylko jednego kumpla, z którym czasem wymykamy się na piwo.

– No i mnie – zauważyła.

– Tak. – Jacek uśmiechnął się szeroko. – No i teraz ciebie – powiedział, po czym dopili w spokoju herbatę i zjedli maślane rogaliki.

Gdy skończyli, wiszący na ścianie, okrągły zegar wskazywał dwudziestą pierwszą. Choć za oknami było już zupełnie ciemno, kawiarnia pustoszała z chwili na chwilę, a oni musieli jutro wstać do pracy, żadne nie chciało jeszcze kończyć tego wieczoru. Tak dobrze im się rozmawiało i tak cudownie było wyrwać się czasem z sideł codzienności.

– To może wpadniemy do mnie? – zaproponował Jacek, trochę się przy tym denerwując. – Mama jest w szpitalu, więc nikt nie będzie nam przeszkadzał. Moglibyśmy posłuchać muzyki, otworzyć jakieś wino. Oczywiście potem cię odwiozę, więc ja bym nie pił, ale… Pewnie to głupi pomysł. – Czując narastające w barkach napięcie, spuścił wzrok. – Nie powinienem proponować ci tego na drugim wieczornym spotkaniu, ale jest już ciemno, zimno, w dodatku pochmurno i…

– Chętnie dam się zaprosić do ciebie. – Nina uśmiechnęła się, widząc jego zdenerwowanie, i nie dała mu skończyć.

– Naprawdę? – Trochę się zdziwił. Przez ułamek sekundy miał wrażenie, że się wygłupił i nawet zdążył poczuć wstyd.

Matka wychowała go według staroświeckich zasad. Przez lata kładła mu do głowy, że zaproszenie kobiety do siebie „coś” znaczy i… Zresztą, nieważne. Liczyło się tylko to, że Nina się zgodziła.

Jacek zapłacił rachunek, a potem przytrzymał jej płaszcz. Następnie wyszli na parking, skierowali się do samochodu i Jacek dowiózł Ninę pod blok, w którym mieszkał od urodzenia. Mimo wczesnej pory osiedle zdawało się już spać. Światła w większości mieszkań były pogaszone, a po chodnikach spacerował jedynie jakiś nastolatek z psem.

– To tutaj – oznajmił, gasząc silnik i wysiadł, by otworzyć Ninie drzwi.

Dzięki temu drobnemu gestowi poczuła się trochę jak księżniczka, ale nie powiedziała tego na głos. Przyznanie się Jackowi do tego, że spotykała w życiu jedynie dupków, którym to ona musiała otwierać drzwi, zwłaszcza gdy byli upojeni alkoholem, a nawet niemal wnosić ich wtedy do mieszkania, wydało jej się uwłaczające.

Bez jakiegokolwiek komentarza poszła za Jackiem do mieszkania.

– Zapraszam. – Wpuścił ją do środka.

Nina weszła na korytarz i zdjęła z ramienia torebkę. Mieszkanie, które Jacek dzielił z matką, było przytulne, choć urządzone w nieco staroświeckim stylu. Na pewno spodobał jej się fakt, że nie powitały jej żadne krzyki dzieci, jak to zwykle bywało u niej, ale unoszący się w powietrzu zapach drożdżowego ciasta, które Jacek dostał po obiedzie od pani Marysi.

– Może przejdźmy do kuchni – powiedział, gdy już się rozebrała. – Masz jeszcze ochotę na coś do picia? – Jacek podążył do kuchni, a ona za nim.

– Chętnie, ale może nie wino. – Podeszła do niewielkiego stolika. – Nie pogardzę za to kolejną herbatą.

– Jesteśmy trochę mało oryginalni, prawda? – Jacek spojrzał na nią przelotnie, sięgając po czajnik.

– Tak, ale właściwie czego spodziewać się po ludziach w naszym wieku?

– Daj spokój, nie jesteśmy aż takim próchnem. To dopiero trzydziestka.

– Nie chcę zabrzmieć jak stara babcia, ale czasem nie mogę wyzbyć się wrażenia, że najlepsze, co mogłam, już w życiu przeżyłam, a teraz została mi tylko smutna codzienność.

– Nie mów tak.

– Ale taka prawda. Praca, dzieci, szkoła, dom… Gdzie te wszystkie młodzieńcze ekscesy?

– Chyba ustaliliśmy już, że lubisz święty spokój?

– No tak, ale…

– Żartuję. Wiem, o czym mówisz. – Jacek wstawił wodę na herbatę, po czym zdjął z suszarki trzy porcelanowe talerzyki i podszedł do stołu. – Teraz może skusisz się na ciasto drożdżowe upieczone dziś rano przez moją sąsiadkę, a później pomyślę nad innymi rozwiązaniami, okej? – Spojrzał jej prosto w oczy.

Nina znowu się uśmiechnęła. Niedługo zacznie ją od tego boleć żuchwa i policzki.

– Nie bierz tego do siebie – rzuciła, kiedy Jacek zaczął kroić pulchniutkie ciasto.

– Dlaczego nie? – Popatrzył na nią. – Skoro już podjąłem się roli twojego wybawiciela, zamierzam się jej kurczowo trzymać.

Nina miała ochotę rzucić mu się na szyję. To było takie kochane i urocze. Jakim cudem ten facet nie miał nikogo? Był naprawdę przystojny, a dodatkowo miał serce na dłoni. Niespotykana cecha.

Zamiast jednak powiedzieć te słowa na głos, śledziła wzrokiem ruchy jego rąk, gdy nakładał ciasto na talerz.

– Częstuj się – powiedział, kiedy skończył. – Już sam zapach kojarzy mi się z dzieciństwem. Póki mama nie zbzikowała na punkcie zdrowego jedzenia, piekła dla mnie i taty w niedzielę takie rarytasy.

– Zazdroszczę. – Nina sięgnęła po największy kawałek. – Moja mama nigdy nie należała do konwencjonalnych matek i jadłam takie ciasto jedynie na święta, gdy jeździliśmy do babci. A i to nie zdarzało się zbyt często.

– Nie chcę cię martwić, ale nawet nie wiesz, ile straciłaś.

– Jeśli już mam być szczera, to miałam dziwne dzieciństwo. Zawsze zazdrościłam, nazwijmy to – normalnym dzieciom.