– Dziękuję, że mi o tym przypomniałaś. I to taktownie.
– Oj, nie bocz się, po prostu chciałam się upewnić, że nic sobie nie uroiłam.
– Nie uroiłaś.
– Ale nie zrobiłaś kobiecie krzywdy, co?
– Z tego, co udało mi się później ustalić, nic jej się nie stało.
– Rozmawiałyście? – zdziwiła się Marta.
– A miałam uciec z miejsca zdarzenia i tak po prostu ją zostawić?
– Nie, no oczywiście, że nie. Po twoim wyrazie twarzy wnioskuję jednak, że to nie była miła rozmowa.
– Ta baba jest niemiła, więc to rozumie się samo przez się. – Nina zapięła ostatni guzik fartucha. – W dodatku na koniec wręcz rozkazała mi zjawić się na czwartkowej wywiadówce.
– Czy ty nie masz w czwartek popołudniowej zmiany?
Nina popatrzyła na Martę wymownie.
– No to pięknie…
– Prawda?
– Co chcesz w takim razie zrobić?
– Nad tym też nie miałam jeszcze czasu pomyśleć, ale dostrzegam tylko jedno wyjście z tej sytuacji.
– Jakie? – Marta pochyliła się w jej stronę. – Zamieniłabym się z tobą, ale wiesz, że mam kolację u teściów, którą przekładałam już kilka razy.
– Zadzwonię do Igora, niech raz poczuje się do obowiązku i weźmie odpowiedzialność za swoje dzieci – powiedziała Nina, a zaraz potem wstawiła wodę w czajniku elektrycznym, żeby zaparzyć sobie kawę.
Nieczęsto zdarzało jej się wspominać o byłym mężu, a już zwłaszcza o coś go prosić, ale w tej sytuacji nie miała wyjścia. No chyba, że chce zostać ostatecznie wyklęta przez wychowawczynię Kalinki i będzie ukrywać się w samochodzie pod szkołą każdego poranka, modląc się przy tym, żeby nigdzie tej baby nie spotkać, a zwłaszcza nie potrącić.
Na samą myśl o tym aż się skrzywiła. Nie, to nie była kusząca wizja, już woli zadzwonić do Igora. Od czasu rozwodu starała się co prawda nie kontaktować z nim zbyt często, ale konieczność zadbania o Kalinkę (no dobrze, bardziej o siebie samą, o czym nie musiała przecież Igorowi wspominać) była potrzebą wyższą. W końcu czego nie robi się dla dzieci?
Poza tym Nina sądziła, że takie przypomnienie o ojcostwie na pewno się Igorowi przyda. Co prawda nigdy nie był przesadnie dojrzały, o czym świadczy na przykład zaciągnięcie na nią kilku kredytów, których nigdy nie byłaby w stanie spłacić, ale dzieci powinny mieć ojca i to nie podlegało dyskusji. Nina już od dawna bolała nad tym, że jej były mąż nie wykorzystuje przyznanych mu przez sąd widzeń z dziećmi i spotyka się z nimi nie częściej niż od święta i to na kilka minut. Ona mogła Igora nie lubić, ale nie znaczyło to, że będzie mu utrudniać kontakt z Kalinką czy Ignasiem. W przeciwieństwie do eksmęża była na tyle dojrzałym emocjonalnie człowiekiem, że rozgraniczała te dwie kwestie.
Właściwie to za każdym razem, kiedy myślała o swoim nieudanym małżeństwie, dochodziła do wniosku: „Sama jestem sobie winna”. Może i wychodząc za Igora była nastolatką, ale już wtedy doskonale wiedziała, że był od niej o wiele mniej poważny i zamiast myśleć o swojej przyszłości albo pracować, chodził z głową w chmurach. To się nie zmieniło, kiedy przybyło im parę lat i Nina miała wrażenie, że nigdy do cudownej przemiany nie dojdzie. Podczas gdy ona dojrzała i dorosła, Igor jakby zatrzymał się na etapie zakochanego w muzyce licealisty, który nie rozstaje się z gitarą, nosi długie włosy i projektuje w myślach kolejne tatuaże. Zamiast zdobyć wykształcenie albo chociaż jakiś porządny zawód, Igor zawsze próbował kombinować, jak zarobić pieniądze bez wkładania w to żadnego wysiłku. Nina nie umiałaby zliczyć, ile razy był z tego powodu wyrzucany z pracy, ale prawdę mówiąc, wcale nie dziwiła się jego pracodawcom. W końcu kto normalny zgadzałby się na pobieranie napiwków od klientów przez pracownika stacji paliw?
No właśnie. Igor był trudnym partnerem. Właściwie to podczas trwania ich małżeństwa Nina czasem czuła, że jest jej kolejnym dzieckiem – i niesamowicie ją ten fakt wkurzał. Bo jaka kobieta chciałaby mieć na swojej głowie nie dość, że opiekę nad dziećmi i domem, to jeszcze martwić się o pieniądze?
Nina nie chciała. A jeżeli dołożyć do tego uzależnienie Igora od gier hazardowych i jego talent do pakowania się w kłopoty, zdecydowanie wolała nazywać go byłym mężem, niż tkwić dalej w tym związku.
– Nina? – wyrwał ją z zamyślenia głos Marty, w odpowiedzi na co z roztargnieniem pokręciła głową.
– Wybacz, zamyśliłam się.
– W porządku. Pytałam tylko, czy wolisz dziś sprzątać męskie czy damskie toalety.
– Bez różnicy.
– To weź damskie.
– Jasne. A tak z ciekawości, dlaczego?
– Uwierz mi, tak będzie lepiej… – Marta ściszyła głos.
Nina spojrzała na nią z ciekawością.
– No mów! – zażądała stanowczo. Znała tę minę aż za dobrze. Wiedziała, że to, co zaraz usłyszy, przyniesie im kłopoty.
– Po prostu… – spróbowała się wykręcić.
– Nie rób wielkiej sprawy ze sprzątania łazienki, tylko mów.
– Kiedy tu wcale nie chodzi o toalety.
– Nie?
– Nie. – Marta pokręciła głową. – Tylko…
– No?
– Dobra. – Poddała się w końcu i popatrzyła na Ninę z rezygnacją. – Po prostu wczoraj wieczorem karetka znów przywiozła twojego ulubionego pacjenta.
Nina poczuła, jak z jej twarzy odpływa krew.
– Chyba nie mówisz o… – zapytała z przejęciem.
– Właśnie o nim. – Na twarzy Marty wymalowało się współczucie. – Pomyślałam, że chciałabyś wiedzieć. Stąd ta moja propozycja, żebyś wzięła dziś damskie toalety.
Nina nerwowo przełknęła ślinę.
– Tak, dzięki – mruknęła z markotną miną.
Tak naprawdę to już wstając z łóżka po nieusłyszeniu budzika, mogła przewidzieć, że ten dzień nie będzie należał do najlepszych, ale żeby los chciał drwić z niej aż tak? Tego się akurat nie spodziewała.
ROZDZIAŁ 7
Sabina wyszła ze swojego ulubionego sklepu ze zdrową żywnością i założyła na nos duże, czarne, a przede wszystkim drogie okulary. Nie potrzebowała ich co prawda, bo na niebie nie dostrzegła nawet najmniejszego śladu słońca, tylko chmury, ale okulary idealnie pasowały do jej krótkiej, skórzanej spódniczki, wysokich szpilek i czarnego futra, które postanowiła włożyć zaraz po powrocie z siłowni.
Sabina lubiła o siebie dbać, i to pod każdym względem. Odkąd kilka lat temu poznała na portalu randkowym pewnego miłośnika podnoszenia ciężarów, zafascynowała się sportem, a zaraz potem zdrowym odżywianiem, co pociągnęło za sobą także zwrócenie większej uwagi na zadbany wygląd. To był czas, w którym Sabina bardzo potrzebowała mężczyzny i wiele była w stanie w tę znajomość zainwestować, więc zdecydowała się na wiele życiowych zmian, które potem weszły jej w nawyk. Należało do nich na przykład poranne chodzenie na siłownię.
Niestety, atleta może i miał ogromne mięśnie, które niesamowicie imponowały Sabinie, ale ostatecznie nic z tej wirtualnej znajomości nie wynikło. Jeszcze przed pierwszą randką poznała bowiem Stefana Dudka, w którym zakochała się natychmiast i do szaleństwa. Może i Stefcio nie był tak wysportowany jak ów ciężarowiec, ale posiadał inne atrakcyjne przymioty, przede wszystkim iście sportowe nazwisko, które bardzo się Sabinie spodobało. W końcu jaka fanka fitnessu i siłowni nie chciałaby nazywać się jak ten znany sportowiec?
Sabina przymknęła więc oko na fakt, że Stefan z bramkarzem ma wspólne jedynie nazwisko, wystawiła ciężarowca do wiatru i już po kilku tygodniach nosiła na palcu pierścionek zaręczynowy. I to nie byle jaki, bo z prawdziwym brylantem, o co kilkakrotnie po zaręczynach wypytywała jeszcze znanego jubilera, by się upewnić.
Zdrowe nawyki jednak pozostały. Sabina nie wyobrażała już sobie poranka bez pójścia na siłownię ani wypicia zdrowego koktajlu. Wymieniła niemal całą garderobę i porzuciła ubrania, które zazwyczaj wkładały panie po pięćdziesiątce na rzecz krótkich oraz obcisłych sukienek i fikuśnych dodatków. Z prawdziwą pasją czytała kolejne poradniki o zdrowym odżywianiu i eksperymentowała w kuchni. Dziś na przykład zamierzała ugotować na obiad tagine z fasolki szparagowej z pęczakiem – zdrowe i pożywne danie kuchni egipskiej. Specjalnie kupiła zieloną soczewicę, ziarna kolendry, brązowy ryż i wiele innych nietypowych składników, których nazw z pewnością nie umiałby wymienić żaden normalny człowiek.