Nina początkowo traktowała zaloty pana Wieśka z przymrużeniem oka. Dziękowała za prezenty, ucinała sobie z nim pogawędki i śmiała się z jego żartów. Pan Wiesiek nie wyglądał na mężczyznę, który mógłby zrobić jej krzywdę, więc nie miała powodów, żeby go unikać. Po cichu liczyła też na to, że lekarze szybko dobiorą pacjentowi odpowiednie leki, dzięki którym płomienne uczucie do niej uleci mu z głowy tak samo szybko, jak w niej zawitało.
Tak się jednak nie stało. Pan Wiesiek ani myślał zrezygnować z miłości swojego życia. Mimo poprawy stanu zdrowia zasypywał wybrankę dowodami sympatii. Jego zaloty, ku rosnącemu przerażeniu Niny, stawały się coraz śmielsze i śmielsze. Nie poprzestawał na rozmowach, kokietowaniu czy noszeniu za nią wiader i ścierek. Zaczął jej składać coraz odważniejsze propozycje, a kilkakrotnie, kiedy byli na korytarzu sami, przysunął się do niej stanowczo za blisko.
– Panie Wiesiu, no co pan. – Nina z początku starała się obrócić to wszystko w żart. – Przecież ja mam dzieci. I męża – mówiła, nie dodając co prawda przedrostka eks.
– Mnie to w ogóle nie przeszkadza, miłości ty moja – odpowiadał jednak z błyskiem w oku, jakby ten fakt nie miał dla niego żadnego znaczenia, i przysuwał się do niej bliżej i bliżej.
Nina była zaniepokojona tym zachowaniem. Najpierw po prostu starała się go unikać, ale pan Wiesio wypytywał o nią pacjentów i personel tak długo, aż w końcu zawsze udawało mu się ją znaleźć.
– Tu jesteś, kruszynko. – Wystraszył ją któregoś razu, kiedy pucowała umywalkę w męskiej łazience. Znienacka stanął za nią tak blisko, że aż poczuła na szyi jego oddech.
Odskoczyła wtedy od niego jak poparzona, a on ujął jej twarz w dłonie, jakby chciał ją pocałować. Nina zamarła. Z przerażeniem zamrugała rzęsami i uciekła gdzie pieprz rośnie, wylewając przy tym wodę w stojącym nieopodal wiadrze. Na resztę dnia schowała się w składziku, gdzie do końca zmiany maglowała świeżo wypraną pościel.
– A łazienka? – zaczepiła ją wtedy Marta.
– Sprzątnęłabyś ją do końca? – Nina popatrzyła na nią błagalnie. – Chciałabym tutaj skończyć, a tej pościeli nie ubywa. – Wymownie zerknęła na piętrzące się hałdy białego materiału.
Marta pokręciła głową, ale posprzątała łazienkę za przyjaciółkę. Jednak kiedy sytuacja zaczęła się powtarzać i Nina coraz częściej imała się zajęć, do wykonania których nie musiała opuszczać składziku, nie tylko Marta, ale i inne dziewczyny zaczęły się o nią niepokoić.
– A może ty masz jakąś fobię, co? – zapytała jedna. – Podobno są tacy ludzie, którzy boją się tłumów i wybierają samotność.
– Może powinnaś pogadać o tym z którymś z lekarzy? – podłapała druga.
– Na przykład z naszą ordynator? To taka kochana kobieta. Na pewno będzie dyskretna i bez zbędnego gadania przepisze ci jakieś leki.
Nina patrzyła wtedy na koleżanki jak na kosmitki, ale po przemyśleniu sprawy umówiła się na wizytę do pani ordynator. Zamiast jednak opowiedzieć jej o swoich rzekomych problemach natury psychicznej, zwierzyła się kobiecie z kłopotów związanych z panem Wiesiem.
– Wiem, że to może brzmieć śmiesznie, ale najzwyczajniej w świecie zaczynam się tego pana bać – zakończyła. – Kilka dni temu chciał mnie pocałować w toalecie, a ja nie znam tego mężczyzny i nie wiem, do czego jest zdolny. Nie przychodzę do pani się żalić czy skarżyć, ale szukać pomocy. Już nie wiem, co mam robić, naprawdę.
Pani ordynator przez chwilę patrzyła na Ninę zza okularów, ale w końcu pokiwała głową i zapewniła, że zainterweniuje w tej sprawie i nie zostawi salowej samej. Jeszcze tego samego dnia zaprosiła pana Wiesia na rozmowę wychowawczą, jednak jeżeli Nina łudziła się, że to cokolwiek pomoże, to szybko mogła o tym zapomnieć. Pan Wiesiek zaraz po wyjściu z gabinetu ordynatora przybiegł bowiem do niej z zabranym stamtąd długopisem.
– Zabraniają nam się spotykać – oznajmił konspiracyjnie.
– Tak? – Nina próbowała udać zdziwioną, choć aż odetchnęła z ulgą.
– Niestety. – Pan Wiesław zdecydowanym ruchem ujął jej rękę. – Ale nie bój się, kochana, mam telefon, więc zapiszę ci na ręce swój numer. – Zaczął kreślić na jej skórze kolejne cyfry. – Dzwoń do mnie o każdej porze dnia i nocy.
Nina była tak zszokowana, że aż nie wiedziała, co ma powiedzieć.
– Jeszcze dzisiaj wyślę ci SMS-a z miejscem naszego tajnego spotkania – gadał jak najęty. – Postaram się wyprosić wieczorem swojego współlokatora, więc wstępnie umówmy się u mnie. Zostawię dla ciebie jakieś kanapki z kolacji, żebyś nie była głodna.
– Nie trzeba. – Nina usiłowała wyrwać mu rękę, jednak ten nie zamierzał jej puścić, dopóki nie skończy zapisywać numeru.
– Ty się o nic nie martw, kochana – zapewnił. – Ja wszystko zorganizuję, nikt się nie dowie o twojej wizycie. Będę cię strzegł, obiecuję, tylko włóż jakąś pociągającą bieliznę. Nikt nie może stanąć na przeszkodzie naszej miłości, nie pozwolę na to. – Dokończył wreszcie pisać ten numer i podgiął rękaw swetra, żeby Nina mogła zapisać swój.
Nina popatrzyła na niego niepewnie. Nie chciała tego robić, bo tylko utwierdziłaby go w przekonaniu, że odwzajemnia jego uczucie, ale w oczach pana Wiesia czaił się jakiś przerażający obłęd, który kazał jej wziąć od niego długopis. Pospiesznie zapisała mu więc na dłoni jakiś zmyślony numer i uciekła do składziku. Zaraz po zamknięciu za sobą drzwi wybuchnęła płaczem, a następnego dnia ponownie poinformowała o wszystkim panią ordynator.
Kobieta tym razem porozmawiała z panem Wiesiem bardziej stanowczo i mężczyzna dał Ninie spokój. Co prawda opowiadał wszystkim o tym, jak bardzo cierpi, bo ma złamane serce, ale to akurat Ninie nie przeszkadzało. Doczekała się spokoju i mogła przychodzić do pracy bez lęku.
Zresztą kilka tygodni później pana Wiesia wypisano do domu i zapomniała o całej sprawie. A przynajmniej bardzo chciała zapomnieć, bo niestety, nie było jej to dane. W pewien sobotni poranek spotkała pana Wiesia na zakupach spożywczych w jednym z supermarketów.
– Nina, kochanie! – Mężczyzna wyrzucił w górę ręce i ruszył w jej kierunku. – Jesteś z Brzózek? Dlaczego mi o tym nie powiedziałaś? Przecież natychmiast po wyjściu ze szpitala zaprosiłbym cię na randkę. I to nie byle jaką. – Szarmancko pocałował ją w rękę. – Tak się cieszę, że cię widzę.
Ninie zrobiło się gorąco i nogi się pod nią ugięły.
– Pana też miło widzieć – bąknęła. – A teraz przepraszam, spieszę się. – Spróbowała go wyminąć, lecz ten uczepił się jej jak rzep psiego ogona i ani myślał odejść.
– Co kupujesz? – zapytał, idąc z nią ramię w ramię.
– Wszystko i nic – mruknęła. Miała nadzieję, że jeżeli nie wykaże zainteresowania rozmową, mężczyzna odpuści i w końcu sobie pójdzie, lecz była w błędzie.
Panu Wiesiowi spodobała się jej niedostępność, co, jak kilkakrotnie podkreślił, było kobiece i pociągające.
– Jesteś taka niesamowita, kiedy się zgrywasz – stwierdził i, zamiast zostawić ją samą, zaprosił do siebie na kolację. Nie zważając na jej protesty, kupił specjalnie najdroższe, czerwone wino, jakie znalazł w ofercie sklepu i obiecał przygotować kurczaka w ziołach, swoją specjalność.
– Będzie ci smakowało, zobaczysz – zapewnił żarliwie. – Jeszcze żadna kobieta nie zdołała się oprzeć mojemu jedzeniu. A po czerwonym winie – nachylił się do niej konspiracyjnie – wszystkim przychodzi ochota na sama wiesz co. – Odchrząknął znacząco. – W tych sprawach też jestem dobry, nie chwaląc się, oczywiście.
Nina poczuła, że robi się jej niedobrze.
– Mam plany na wieczór – mruknęła.
– Plany zawsze można zmienić. – Pan Wiesław odgarnął włosy z jej ramienia. – Będę czekał o dziewiętnastej – wyszeptał i podał swój adres.
Nina rozejrzała się po sklepie, chcąc złapać wzrokiem kogoś, kto mógłby jej pomóc. Nikt jednak nie wydawał się zainteresowany kobietą przed trzydziestką, która stała przy szafce z kawami, beztrosko rozmawiając z rozpływającym się na jej widok facetem.
– Spieszę się – rzuciła więc do pana Wiesława i prędko ruszyła w stronę kasy.
– Odprowadzę cię. Zresztą ja też już mam wszystko, więc mogę cię odwieźć.
– Nie trzeba.