Выбрать главу

Zastanawiam się, czy chcesz żyć dłużej – powiedziałam nieopatrznie, ponieważ mnie zaskoczył.

Dłużej niż kto?

Dłużej niż jakiś nieżonaty mężczyzna, który żyje krócej niż żonaty – wyjaśniłam.

– Aha. – Przyjął do wiadomości i zamilkł.

Chodzi mi o to, że mężczyźni żyją dłużej.

Niż kto?

Adam jednak chciał rozmawiać, a ja westchnęłam ciężko. Ula pojęłaby w dwie sekundy, o czym mówię, a mężczyznom trzeba wszystko wyjaśniać.

– Niż nieżonaci.

– Ale krócej niż kobiety.

Boże drogi, weź i porozmawiaj rozsądnie z mężczyzną swojego życia.

– Krócej, ale dłużej. Zależy, jaką zależność się bada. W stosunku do kobiet krócej, ale w stosunku do siebie dłużej.

– W jakim stosunku do siebie? Jutka, o czym ty mówisz?

O tobie – rozzłościłam się. – Nie dość, że wyjeżdżasz, to jeszcze mnie zaczepiasz. Idzie jesień, jestem przytłoczona rzeczywistością.

Mnie też jest trudno się z tobą rozstać, naprawdę. – Adam pochylił się i wziął mnie za rękę.

Mnie akurat jest wszystko jedno, wcale nie jest mi ciężko, jestem dojrzałą kobietą, wiem, że wybory życiowe nie zawsze są po naszej myśli, umiem pogodzić się z rzeczywistością i niech mi nie mówi, że mi jest trudno! Nie mam piętnastu lat, żebym czepiała się złudzeń i cierpiała tylko dlatego, że zostaję w tym okropnym zimnym klimacie sama! A poza tym nie sama, tylko z Tosią, którą kocham najbardziej na świecie, i Borysem, i kotami, i przyjaciółmi, i w ogóle nawet się nie obejrzę, jak te pół roku minie. Nie wytrzymam, nie chcę już nic wytrzymywać…

– Będę pisał o wszystkim, pół roku minie jak z bicza trząsł. I będę tęsknił. Właściwie już tęsknię. Poradzisz sobie, prawda?

Jasne, że sobie poradzę. Zawsze sobie radzę, rolą kobiety w naszej rzeczywistości jest radzić sobie oraz radzić też wszystkim innym, myślę i czuję, że zaraz się poryczę jak jakaś głupia małolata.

– Jutka. – Adam mnie przytula i tak strasznie bym chciała, żeby nigdzie nie jechał, żebyśmy zaczęli normalnie żyć, żeby Tosia nareszcie miała dobrą rodzinę na miejscu, żeby naprawił skrzynię biegów i żebym codziennie gotowała na trzy osoby, a nie na dwie. – Jutka, wszystko zależy od nas, prawda? Tylko nie walcz z Tosia, ona ma teraz trudny okres, matura to pierwszy prawdziwy egzamin życiowy… daj jej oddychać, ja jestem zabukowany na powrót na początku kwietnia, w maju będziemy opijać zwycięstwo Antoniny nad szkolnymi upiorami, w czerwcu będziemy opijać utratę wolności, a potem już z górki… I tak sobie pomyślałem, może na święta Bożego Narodzenia przyjechałybyście do mnie? Za czterysta dolarów można kupić bilety… Przysłałbym zaproszenia… Rozważ to…

Kocham się w nienormalnym facecie! Ja? Samolotem przez ocean? Nigdy w życiu! Natychmiast! Cudownie!

Włażę Adamowi na kolana, bo nikt nie widzi i dysk mu przestał dokuczać, i przytulam się do niego bardzo zdecydowanie. Uwielbiam jego zapach, szorstką gębę, to że jest najlepszy na świecie i że myśli o mnie.

– Kochasz mnie? – pytam i ze wstydu prawie zapadam się pod ziemię.

– Nie znoszę – szepcze Adam prosto w moją szyję Jestem najszczęśliwsza pod słońcem.

Niespodzianka z klamką w tle

Jeszcze tylko tydzień. Nie mogę wziąć urlopu, żeby pobyć w domu, w redakcji szaleństwo. Tydzień to siedem dni i siedem nocy. To dwadzieścia cztery godziny razy siedem. Co to jest wobec wieczności?

Dzisiaj odebrałam swoją pierwszą wysoką pensję. Postanowiłam im wszystkim (to znaczy Tosi i Adamowi) zrobić niespodziankę. Tosia wraca z angielskiego dopiero o dziewiątej, a Adam z radia po ósmej i jutro zostaje w domu, żeby się pakować, czyli mam mnóstwo czasu na przygotowanie wykwintnej kolacji. Jakieś wyszukane dania, dobry szampan, przecież pierwsza pensja nie powinna być zmarnowana na jakieś głupie rachunki.

Weszłam do trzech sklepów i zostawiłam tam dwie trzecie swoich zarobków. Polędwica wołowa – zrobię w sosie borowikowym, krewetki w zalewie, ale za to obierane ręcznie, dwa opakowania, wino białe za czterdzieści pięć złotych i mnóstwo innych drobiazgów, które kobiecie trzydziestoletniej ze sporym hakiem w końcu się należą, takich jak krem przeciwzmarszczkowy z proteinami wygładzającymi, liftingującymi, odmładzającymi itd., balsam do ciała, nowy tusz do rzęs, który się nie rozmazuje, czarne body wykończone genialną koronką, niestety, ze znakiem firmowym. Jak sprzedawczyni podała cenę, to zbladłam, ale nie mogłam z siebie zrobić idiotki i też wzięłam, wzięłam też pas do pończoch i cudowne jedwabne pończochy, i takie tam inne. Dla Niebieskiego kupiłam sześć butelek najdroższego piwa, bo lubi piwo i będzie gruby i brzydki, i niech wie, że o niego dbam, i wieczne pióro piękne, żeby o mnie pamiętał na końcu świata, to samo, które chciałam mu już raz kupić, ale wydałam całą forsę na aparat do masażu. Body i pończochy kupiłam za namową jednej dziennikarki, a właściwie jej artykułu (jak przywabić i zatrzymać mężczyznę). Wprawdzie z trudem doszłam do kolejki, ale aż uśmiechałam się na myśl, jaką minę będzie miał Adaśko, gdy mnie zobaczy w tej seksownej kombinacji. I niech ten widok (jak wciągnę brzuch) zabierze ze sobą do Ameryki i tam tęskni.

Dowlokłam się do domu z trudem i wypuściłam do ogrodu koty, które Tosia zamknęła w pokoju. Borys leżał pod stołem w kuchni i udawał, że śpi. Machnął ogonem i nawet nie wstał. Albo jest taki stary, albo taki przyzwyczajony do mnie. Jedno i drugie jest przykre. Jak Adam będzie mnie tak witał, to pomyślę, co robić, psem się nie będę przejmować. Zrobiłam sobie pyszną herbatę i weszłam do wanny. Najpierw się wykąpię, potem zrobię niezwykłą kolację, a potem… Poza tym musiałam się zobaczyć w tych ślicznościach, które kupiłam.

Kiedy wreszcie stanęłam przed lustrem w łazience w tym absolutnie cudownym body, zobaczyłam przed sobą prawdziwą laskę. Sięgnęłam po tusz, pomalowałam usta i byłam z siebie dumna. Narzuciłam szlafrok i gotowa do działania weszłam do kuchni.

Wyjęłam patelnię, postawiłam na ogniu, schyliłam się do zamrażalnika, żeby wsadzić szampana, niech się schłodzi. Pokrywa zamrażalnika oderwała się z suchym trzaskiem. Wewnątrz był sam lód. Góra lodu. Nienawidzę odmrażania lodówki, tego szorowania wnętrza, tego wypakowywania wszystkiego, rozkładania, wyrzucania, sprawdzania, czy dżem truskawkowy, kupiony nie wiadomo kiedy, jest już spleśniały czy nie… Ale nie było wyjścia. Pokrywę już szlag trafił, a przecież miałam przed sobą cudowny wieczór. Zaczęłam metodycznie wyjmować wszystkie różności z lodówki. A więc kawał sera żółtego, który był chyba w moim wieku, a więc dżem jagodowy – na wierzchu wyhodował się antybiotyk, jak sądzę, bo pleśń wychodziła spod pokrywki, a więc żeberka, na których zapach Borys stanął przy mnie i zaczął bardzo przyjaźnie mnie przekonywać, że jest młodym, inteligentnym i niedożywionym psem i tak dalej. Tak byłam zajęta wymiataniem z lodówki moich nadwerężonych zębem czasu zapasów, że nie zauważyłam, kiedy w kuchni zrobiło się czarno od dymu.

Patelnię teflonową, która od dłuższej chwili stała na rozpalonym gazie, bo zapomniałam o niej, szlag trafił. Wsadziłam ją pod strumień wody do zlewu, parząc sobie boleśnie prawą rękę. Kuchnię przesłoniła chmura gorącej śmierdzącej pary. Złapałam nóż i dźgnęłam w zwał lodu w zamrażalniku, żeby oderwać kawałek i przyłożyć do ręki. Przebiłam przy okazji dwie pary nowych rajstop, których spod lodu wcale nie było widać. Oto skutki czytania prasy kobiecej – wyczytałam w jakimś idiotyzmie, że rajstopy się trzyma w zamrażalniku, żeby dłużej były przydatne. Moje były przydatne krócej.

Zabrałam się za sprzątanie w kuchni.

Kiedy spojrzałam ponownie na zegarek, była dziewiętnasta piętnaście. Kuchnia wyglądała, no, jak po katastrofie, miałam pół godziny na zrobienie eleganckiej kolacji. Wyjęłam patelnię ze zlewu i okazało się, że już nigdy do niczego nie będzie się nadawać. Przypomniałam sobie, że w schowku pod schodami jest druga, odłożona na zapas, stara żeliwna, i pobiegłam do schowka. W przedpokoju uderzyłam się boleśnie w goleń i wdepnęłam w coś miękkiego. To miękkie to było masło. Rozgryziona reklamówka i kawałki pergaminu doprowadziły mnie do miejsca, w którym Borys udawał, że nie żyje. Wciśnięty pod tapczan nie oddychał. Po polędwicy wołowej nie było ani śladu. Pozbierałam warzywka, zgarnęłam masło, wylałam pół butelki płynu do naczyń na dywanik w przedpokoju i zabrałam się do szorowania podłogi.