Выбрать главу

Odskakuję od drzwi, Tosia wychodzi, bardzo z siebie zadowolona.

Szkoda, że nie mam rodzeństwa – mówi do mnie i uśmiecha się.

Nie opowiadaj mu W pustyni i w puszczy, on to ma przeczytać – mówię wbrew sobie, bo właściwie jestem bardzo dumna, że Tosia jest taka opiekuńcza.

Nie zdąży. Jutro mu dokończę, jak zasłuży.

Nie chcę jej przypominać, że ma rodzeństwo, ma przyrodniego małego rozkosznego braciszka, którego jej tatuś zafundował. Wzdycham, bo Tosia ma ostatnio świetny kontakt z ojcem i muszę uczciwie powiedzieć, że ten od Joli zdecydowanie zmienił się na lepsze. Tosia dzwoni do niego często, on również dzwoni do niej, coś tam szepczą, a ja oczywiście jestem natychmiast gorszą matką. Mam wrażenie, że Tosia opowiada ojcu o wielu rzeczach, o których mnie już nie mówi.

– Mogę się czegoś napić? – Nieletni w piżamie pojawił się w kuchni.

Tak właśnie wygląda pójście spać. Wypił dwie szklanki soku, powiedział „dobranoc” oraz łaskawie dodał, że właściwie to on to chce przeczytać, bo jak czternastoletni chłopiec zabija lwy, to on też chce, chociaż cały wątek głupiej miłości jest głupi i on się nigdy nie ożeni, i nie wie, dlaczego akurat Staś się ożenił z głupią Nel, na koniec oświadczył, że nie jest małym dzieckiem, i poszedł spać.

Tosia, chcesz herbaty? Pogadamy?

Oj, no co ty, mamo… A co się stało?

A musi się coś stać, żebym chciała z własną córką napić się herbaty? – uśmiecham się z przymusem. – Nic się nie stało… Nawet nie powiedziałaś, jak było w Pradze…

– Oj mamo… Mówiłam ci, że ekstra. Wiesz co? – Tosia ożywia się. – Tata powiedział, że może mnie wziąć do Pragi na jakiś weekend jeszcze raz, żeby spokojnie sobie pochodzić, bo wiesz, z klasą to taka bieganina, nic nie pamiętam… I że ciebie też może zabrać. Fajnie byłoby, prawda?

A co na to Jola? – pytam jadowicie, bo perspektywa zrobienia na złość Joli, niestety, budzi mój entuzjazm, anielicą nie jestem, niech zobaczy, jak to jest.

No z Jolą… nie za dobrze. – Tosia opiera się o ścianę i patrzy gdzieś nad moją głową. – Tata mnie prosił o dyskrecję, ale chyba tobie mogę powiedzieć… Oni postanowili się na jakiś czas rozstać… To znaczy nie całkiem, oczywiście, ale żeby sprawdzić… Jola wyjechała do Krakowa, do rodziców… Wiesz, niby tam może kontynuować te swoje podyplomowe, ale ojciec to chyba laskę położył na tym wszystkim…

– Tosia! – ściszam głos, Nieletni pewno podskoczył w łóżku – jak ty mówisz!

Kot Potem patrzy na mnie z kredensu, nie spodobał mu się mój ton. Potem kładzie z powrotem czarny łepek pod ogon i mruży oczy.

– Normalnie – wzrusza ramionami moja córka – takie jest życie. Ludzie się schodzą, rozchodzą, potem znowu schodzą… Tata dużo na ten temat ze mną rozmawia, nie tak jak ty…

Perspektywa wyjazdu z ojcem Tosi do Pragi, wyjazdu, który nie byłby robieniem Joli na złość, już nie jest tak miła. Podły mam charakter, ot co. Nawet mi się robi trochę Tego od Joli żal, ale w porę sobie przypominam, jaki był dla mnie. Mężczyźni się tak bardzo nie zmieniają jak daje popalić pierwszej żonie, to i drugiej na pewno da popalić. Ale w końcu to jest ojciec Tosi, więc powstrzymuję się od jadowitego komentarza.

– Nie martw się, córciu – mówię – Jola jest młoda, pewno wszystko odbiera bardzo emocjonalnie, ojciec dużo pracuje, Jola pewno wygrzeje się u rodziców i wróci. A jak mały?

– Tak myślisz? – Tosia patrzy na mnie uważnie, nie rozpoznaję intencji w tym spojrzeniu, nie wiem, czy ją pocieszyłam, czy zmartwiłam, a potem rozjaśnia się. – Mały jest cudny! Widziałam go w ostatni weekend, bo Jola przyjechała! Cudny, mówię ci! Powiedział do mnie „totamtosi”!

Trochę mi serce drgnęło. Gdybyśmy byli dobrym małżeństwem, pewno mielibyśmy więcej dzieci. Tosia była taka słodka, jak była malutka! A teraz jej brat, który nie jest moim dzieckiem, mimo że jest dzieckiem ojca Tosi, mówi do niej „totam”.

Moi czytelnicy mają rację. Życie nie jest sprawiedliwe, ot co. Tosia idzie do siebie na górę, dolewam sobie gorącej wody do szklanki i wracam do komputera, o mały włos nie zabijając się o Borysa. Zawsze, ale to zawsze leży mi na drodze, szczególnie, jak niosę coś gorącego. A przecież jest jeszcze przynajmniej czterdzieści metrów kwadratowych, po których nie chodzę. Na przykład pod stołem. Albo pod oknem. Albo przy tapczanie. Albo w rogu pokoju, w którym bywam rzadko z rzeczami gorącymi i jak znalazł do wylania.

Dostałam list od Niebieskiego. Wygląda na to, że nie muszę się bać wszystkich kobiet obnoszących swoje wdzięki po świecie. Cale popołudnie odpisywałam. Piotruś zaglądał mi przez ramię.

– Dlaczego, ciociu, piszesz w Wordzie?

Przewaga kartki papieru nad monitorem jest taka, że można ją zasłonić dłonią, zaszyć się w jakimś kącie i spokojnie pisać do Ukochanego. A ekranu dłonią nie zasłonisz!

Bo tak – wyjaśniłam pokrótce.

A jaką masz pocztę?

Odpowiedziałam jaką, zbytnio nie rzucając epitetami, to dziecko jeszcze przecież, ten mój siostrzeniec.

– Ale na jakim portalu, pytam? Powiedziałam, bo wiedziałam, wyjątkowo.

To kiepsko – powiedział Piotruś. – Ja ci mogę zrobić na lepszym. Szybciej chodzi.

Przy okazji – powiedziałam oględnie i kazałam mu iść robić lekcje.

To musisz mi pozwolić włączyć telewizor – powiedział Piotruś, przyglądając się badawczo mojemu komputerowi.

Będziesz odrabiał lekcje przy telewizorze? – prychnęłam.

Wyciągnął przed siebie kasety W pustyni i w puszczy.

– Muszę przecież odrobić lekcje – westchnął. Wygasiłam ekran i poszłam do kuchni z tekstem do korekty. Nie próbowałam dyskutować, przekonywać, że film to co innego niż książka, nie, po co, ja swoje odchowałam, niech się rodzice martwią.

Potem wpadł Krzyś z Ula, Krzyś pożyczył ode mnie piłę skośną, wygrzebałam mu spod zlewu, Adam by mu też pożyczył. Krzyś poszedł, a Ula siedziała ze mną i obierała orzechy.

Jak z Adamem? – zapytała zdawkowo.

Pracuje. Pisze – odpowiedziałam równie zdawkowo.

Do Iśki też ten jej chłopak pisał, pamiętasz?

Ula! – westchnęłam – Isia miała wtedy czternaście lat. Adam to nie chłopak Isi.

– No właśnie. Niektórzy piszą, ale nie o wszystkim. Ten chłopak Isi też nie napisał, że siedzi w poprawczaku.

– Czy insynuujesz, że Adam siedzi w poprawczaku, a nie w Stanach? – zapytałam, choć jednym okiem rzucałam na tekst i poprawiałam literówki. Ula tłukła orzechy aż miło. Zaraz rzucił się na skorupkę i zaczai z nią baraszkować po całej kuchni, grzechocząc przy tym niemiłosiernie.

– Wiesz, może ten nowy facet to twój mąż?

– Jaki nowy facet? – zdziwiłam się, ale tylko trochę, i poprawiłam „usrane” na „usłane”. – Były mąż – poprawiłam również Ule.

– Ten, co to mówiła wróżka! – przypomniała mi Ula.

– Ona mówiła o nowej kobiecie – przypomniałam – a nie o nowym facecie.

No właśnie – powiedziała Ula i poszła do siebie. Trzasnęły drzwi, weszła, tupiąc nogami, Tosia.

Zimno! – powiedziała. – Jeść! Wyciągnęłam w jej stronę orzechy włoskie, obrane przez Ule. Z pokoju dochodziły głośne ryki słonia.

– Co tam się dzieje? – spytała Tosia, sięgnęła jednak do lodówki i dodała: – Dlaczego nie ma nic do jedzenia!

Podniosłam się.

Piotruś odrabia lekcje – nachyliłam się do lodówki – a tu masz serek żółty, serek biały, jogurcik, wczorajszy krupnik, dwa mielone, jeden zostaw na jutro Piotrusiowi, kapustę.

Nie ma co jeść – westchnęła powtórnie Tosia. – Odchudzam się. Nic nie ma dla odchudzających się. Żadnych produktów, które by miały zero procent.

– Alkoholu?

– Tłuszczu – powiedziała moja córka i udała się przed telewizor, żeby razem z Piotrusiem poodrabiać lekcje.

Kiedy weszłam o dziesiątej, oboje siedzieli przy moim komputerze. Tosia była blada, a Piotruś czerwony.

Co wy robicie! – krzyknęłam, bo nienawidzę, kiedy ktoś grzebie przy moim komputerze.